Trzymał cały świat w swoich rękach – tribute dla Braya Wyatta
Minął już ponad tydzień od odejścia człowieka, który gdy pierwszy raz pojawił się w telewizji pod postacią Braya Wyatta, z miejsca zahipnotyzował mnie swoją osobą. Jestem wdzięczny, że mogłem obserwować go od samego początku w NXT, jeszcze za czasów Husky’ego Harrisa, choć wtedy nie dostrzegałem z jakim talentem mam do czynienia. To jak potem ewoluował, jaką ikoniczną wykreował postać, jakie piętno odcisnął w WWE, jak wspaniały był na przestrzeni tych wszystkich lat, robi na mnie wielkie wrażenie.
Windham Rotunda posiadał wszystko, żeby wejść na szczyt tego biznesu i to mu się udało. Wracając wspomnieniami do debiutu Wyatt Family, ogarnia mnie wielka nostalgia. Oglądałem ich w czasie mojego dorastania, byli ważną częścią mojego wrestlingowego życia.
Tak naprawdę każde moje wspomnienie z Brayem Wyattem, wywołuje u mnie uśmiech na twarzy, bo to persona, która swoim stylem bycia, promami, segmentami i pojedynkami, potrafiła mnie wciągnąć w ten swój szalony świat.
Gdy sprawdzałem naszą redakcyjną grupę na Messengerze nie sądziłem, że pierwsze co zobaczę, to informacja, że Bray Wyatt nie żyje. Uderzyło w takiej samej skali, co wiadomość o śmierci Brodiego Lee. Zresztą wszystko działo się w zbliżonych do siebie godzinach, w środku nocy, i obaj zmarli nagle na poważne choroby – jeden na płuca, drugi na serce.
Oswojenie się z faktem, że zmarł człowiek, który dla mnie jako fana wrestlingu był jednym z tych gości, których darzyłem ogromnym szacunkiem i podziwem, było niezwykle trudne. Bo przecież niedawno powrócił do ringu, wydawało się, że wszystko już z nim w porządku, że uporał się z problemami psychicznymi, z którymi długo się zmagał.
Ale jak się potem okazało, powodem jego długiej nieobecności po Royal Rumble były problemy z sercem. Nikt nie mógł przypuszczać, że skończy się tak tragicznie. Miałem nadzieję, że niebawem znowu zobaczę go wychodzącego z latarnią do ringu, zwłaszcza po newsach, że jest już z nim lepiej.
Życie niestety napisało ten smutny scenariusz i Windhama nie ma już z nami. Przeglądanie Twittera w dzień jego śmierci było przykre, ale jednocześnie można było zauważyć, jak dużym szacunkiem i uwielbieniem był darzony. Ludzie go kochali i nie powinno to nikogo dziwić. Bray zawsze był typem osoby, którą po prostu lubisz i wzbudza tylko same pozytywne odczucia.
To z jaką pasją i oddaniem odgrywał rolę przywódcy kultu już podczas ich debiutu pokazało, że ten gość ma talent. Potem jako The Fiend i zabawny Bray z Firefly Funhouse – za każdym razem w stu procentach oddawał się postaci, którą odgrywał. Ja osobiście najbardziej lubiłem Braya Wyatta z lat, w których prowadził rywalizacje z Danielem Bryanem, Romanem Reignsem i Johnem Ceną.
Wracając do feudu z Danielsonem, zawsze do głowy przychodzi mi ich pojedynek z Royal Rumble 2014, który moim zdaniem jest najlepszą walką, jaką Bray stoczył w karierze. Świetnie się razem uzupełniali w ringu. Zapadł mi też w pamięci moment, w którym Bryan przez jakiś czas był członkiem rodziny, kiedy to Wyatt wciągnął go do frakcji, by potem ten odwrócił się od nowych braci.
Jako, że byłem wtedy wielkim fanem Daniela Bryana, w feudzie z Wyattem trzymałem stronę lidera „Yes Movementu”. Swoją drogą ta rywalizacja jeszcze bardziej wyniosła Bryana na wyżyny bycia największym underdogiem w organizacji, co potem popchnęło go do największego sukcesu w karierze na WrestleManii 30.
Storyline z Johnem Ceną to też coś, co zawsze przypomina mi o tym, jak cudownym wrestlerem był Wyatt. Pierwsza jego rywalizacja, której finał miał miejsce na „Największej scenie ze wszystkich” – był to debiut Wyatta na WM-ce, nieważne że przegrany, ale to co udało mu się stworzyć z Ceną w międzyczasie, dobitnie pokazało, że przyszłość w WWE maluje się dla niego w pozytywnych barwach.
Wymowny segment, w którym ring otaczają dzieci ubrane w maski białej owcy i zaczynają śpiewać piosenkę „He’s got the whole world in his hands” – to rzecz, która mocno zapadła w pamięć. Bray ogólnie miał smykałkę do dziwnych i interesujących segmentów, jak i walk.
W trakcie rywalizacji z Reignsem wpadł na przykład segment, w którym Bray był w jakimś dziwnym pomieszczeniu, który miał imitować dziecięcy pokój. Był jakiś czajnik, potem twarz Romana z wyciętymi oczami. To było tak dawno, że dokładnie nie pamiętam, ale to było coś w tym stylu. Mam sentyment do tej rywalizacji i ich pojedynków z Battleground i Hell in a Cell. Mieli ze sobą wiele interakcji, ale to rok 2015 i tamten feud, jest rent free w mojej głowie do dziś.
Bray Wyatt stoczył w swojej wieloletniej karierze wiele zapadających w pamięć rywalizacji i pojedynków, między innymi z Kanem, Chrisem Jericho, wyżej wymienionymi Bryanem, Ceną czy Reignsem, również był Seth Rollins i The Undertaker oraz Randy Orton.
Z tym ostatnim prowadził bardzo zacięty feud w 2017, który skutkował ich walką na WrestleManii 33. Jednak ciekawsza od starcia na WM była ich konfrontacja na Payback, gdzie stoczyli House of Horrors Match, który może i wypadł dosyć dziwnie, tak zachował się w mojej pamięci z powodu tego, co wydarzyło się w środku domu, w którym walczyli. Bray Wyatt klęczący nad rzekomymi prochami siostry Abigail i wcierający sobie je w twarz i Randy Orton, który ostatecznie spalił ten dom – takie momenty się zapamiętuje. Może wtedy niezbyt doceniałem ten twór, ale po latach inaczej na to patrzę.
Przypominam sobie też, jak dał się podpalić podczas TLC 2020, kiedy to Orton uporał się z The Fiendem w ognistej scenerii i patrzył, jak jego odwieczny rywal płonie. Surrealistyczny widok niczym z amerykańskich filmów akcji.
W odległych zakątkach mojego umysłu zachował się też Ring of Fire Match, który Bray stoczył z Kanem na Summerslam w 2013. Pierwszy duży program w głównym rosterze i od razu legendarna postać stanęła na jego drodze. Miło też wspominam feud z Chrisem Jericho i ich walkę na największej imprezie lata w 2014. Nie bez powodu Bray na starcie kariery mierzył się z tak uznanymi markami, bo WWE wiedziało, że należało kuć żelazo póki gorące, bo mają do czynienia z jednym z największych talentów.
Wygrana tytułu WWE na Elimination Chamber 2017 to też jeden z moich ulubionych momentów w karierze Braya. Cała praca, którą od czasu debiutu wykonywał, została doceniona i dostał swój wielki moment, przypinając w tej samej walce Johna Cenę i AJ Stylesa. Byłem bardzo zadowolony, że w końcu dobił się do złota, chociaż on i tak był taką postacią, która tytułów mistrzowskich nie potrzebowała.
Zawsze wiele się mówiło o podobieństwach Wyatta i The Undertakera, bo oboje wykreowali mroczne postacie. Spotkali się ze sobą raz, na WrestleManii 31 – wyszedł wtedy do ringu w towarzystwie zombie i był to jeden z najdziwniejszych entranców, jakie widziałem w swoim życiu. Jak widać, zawsze wiedział co robić, żeby zaskoczyć fanów.
Pojedynek z The Undertakerem to w pewnym sensie było przekazanie pałeczki. Od teraz to ty robisz za tego najbardziej mrocznego w federacji, daje ci moje błogosławieństwo. Bray Wyatt przegrał z Deadmanem, ale jak zwykle podbudował ten mecz jak najlepiej potrafił.
Wracam też myślami do walki z Elimination Chamber 2014, kiedy to Wyatt Family podejmowało The Shield. Dwie dominujące stajnie, ale tylko jedna miała wyrazistego lidera, którym dla rodziny był Bray. To jak publika reagowała na ich konfrontację było magiczne. Wyatt wyniósł ten projekt na wyżyny i z grupy, która swoje początki miała w NXT, stworzył już teraz legendarną frakcję, która zapisała się w historii WWE.
Patrzę za wielkim podziwem na karierę Braya Wyatta. Czasem wydawało się, że jest za duży na ten biznes. Umysł wielkiego twórcy, któremu nigdy nie brakowało ciekawych pomysłów. Odnalazł się w każdej postaci, którą udało mu się wykreować. Mało jest takich ludzi w wrestlingu, jak Windham Rotunda. Gdyby nie przedwczesna śmierć, to moim zdaniem prędzej czy później trafiłby do przemysłu filmowego. Zawsze uważałem, że miał potencjał na karierę aktorską i to niekoniecznie tylko w filmach grozy, bo będąc zabawnym Brayem z domu świetlików, pokazał również i tę komediową twarz.
Widham był unikatem w świecie wielu talentów, które w minionych latach
rozbłysły w World Wrestling Entertainment. Na pewno jeszcze mnóstwo razy stworzyłby rzeczy, które by nas zaskoczyły i o których mówilibyśmy przez następne lata. Emocjonujące proma, świetne kreacje, zapadające w pamięć rywalizacje z największymi w tym biznesie, intrygujące segmenty i reszta innych rzeczy, jak charakterystyczne tupanie nogą przy narożniku i spider walk, który kiedyś nawet próbowałem wykonać, ale wyszedł mi tylko mostek, bo dalej to już była za trudna sprawa.
Fenomenem w moich oczach był też Firefly Funhouse. To, co Wyattowi udało się stworzyć, było niezwykle wyjątkowe, bo takiego czegoś jeszcze w WWE nie widzieliśmy. Te wszystkie zabawne postacie od świni po wiedźmę, partnership z Alexą Bliss i cała otoczka podczas tych segmentów, zasługuje na duże wyróżnienie. W pewnym momencie ten program był najważniejszym i najciekawszym punktem RAW – czekało się z niecierpliwością na kolejne wydarzenia z domu świetlików.
Podczas ostatniej konferencji WWE, na której wystąpił, z ust Braya padły bardzo mądre słowa na temat wrestlingu. Z pasją mówił o podejmowaniu ryzyka i robieniu tego, ponieważ chciał zostawić po sobie dziedzictwo. Powiedział również, że to właśnie jest piękne w pro wrestlingu, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
In Bray Wyatt’s last WWE press conference he spoke passionately about taking risks and doing it because he wanted to leave a legacy. 💔 he said that was the beautiful thing about pro wrestling that there was something for everyone 💔 pic.twitter.com/DJEDZ2c6z8
— Denise 'Hollywood' Salcedo (@_denisesalcedo) August 24, 2023
Bardzo poruszyło mnie promo, które Bray wykonał na pierwszym SmackDown po swoim powrocie do WWE. Przy mikrofonie stał Bray Wyatt, ale przemawiał Windham Rotunda. Była to pełna emocji wypowiedź faceta, który jest wdzięczny za to, gdzie jest. Było tam też ważne przesłanie i przejmujące słowa, które chwytały za serce. Teraz śmiało z ręką na sercu przyznaję, że to najbardziej emocjonalne promo, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Na koniec podziękował nam wszystkim, a teraz to ja dziękuję mu za to, że po prostu był.
Żegnaj, Bray.
Wydarzenia z udziałem gwiazd IMPACT, AEW czy PTW możecie obejrzeć teraz na platformie DAZN klikając w link znajdujący się obok https://prf.hn/click/camref:1101ltZ2n, za jedyne 39,99 złotych miesięcznie. Gale są tam transmitowane w najlepszej jakości, a jeśli chcesz możesz obejrzeć powtórki z show, w każdym dowolnym momencie. Ofertę DAZN prezentujemy w związku z naszą współpracą z tą firmą.
Obserwuj nas na: twitter.com/MyWrestling2015
Śledź nas na: facebook.com/mywrestlingpl