NXT TakeOver: Portland – Opinia
Emocje po TakeOver już opadły, więc na spokojnie można zabrać się do analizy i opinii tejże gali. Myślę, że było warto po raz kolejny zarwać nockę, aby obejrzeć show na żywo. Pierwsze TakeOver w 2020 roku i od razu wejście z hukiem w nowy rok. W Portland byliśmy świadkami gali, która pełna była świetnych walk, zaskakujących wydarzeń i kontrowersji. Czy było to idealne show? to należałoby poddać do dłuższej dyskusji, bo każdy ma inny punkt widzenia. Wiele osób pisało, że jest to kandydat do gali roku, ale skończyło się tylko na oczekiwaniach. Ja osobiście oceniam minione TakeOver na duży plus, choć stwierdzam też, że do idealnego PPV trochę im zabrakło.
Podbudowę show mieliśmy bardzo dobrą i przełożyło się to na poziom gali, która stała na wysokim poziomie. Od epickiego openeru, w którym zmierzyli się Keith Lee i Dominik Dijakovic po świetny main event, którego zakończenie mogło niejednego widza wbić w fotel. NXT zarysowało nam plany na przyszłość, którymi będą teraz podążać. Rozpoczęto nowe rywalizacje, zasugerowano starcia, które mogą odbyć się w przyszłości oraz domknięto wszystkie feudy. Ruszamy w drogę do WrestleManii, na której gwiazdy NXT zapewne także odegrają dużą rolę. Po krótkim wstępie tradycyjnie zapraszam was do mojej opinii, w której to subiektywnie ocenię każdą z walk. Życzę miłego czytania!
NXT North American Championship Match
Keith Lee vs Dominik Dijakovic
Spektakularne otwarcie show. Panowie mierzyli się już ze sobą wielokrotnie w WWE, jak i na scenie niezależnej. Tym razem dostali jednak dużo więcej czasu, co przełożyło się na poziom tej walki i jej jakość. Gdy ktoś chce obejrzeć walkę cruiserów, to serdecznie polecam ten o to pojedynek, w którym Lee i Dijakovic popisywali się ruchami, których pozazdrościć może niejeden cruiser. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności obu panów, którzy dali czadu dając nam epicki pokaz wrestlingu. Aspektem, który odgrywał tutaj sporą rolę była psychologia ringowa. W ringu znają się jak łyse konie, więc dało się wyczuć niesamowitą chemią między nimi. Elektryzujące interakcje, zapierające dech w piersiach spoty i niezwykłe tempo walki. Taki był właśnie obraz tego starcia, które emocjonowało mnie od początku do końca. Niesamowitą energię dało się wyczuć na całej arenie, a fani mocno wkręcili się w wydarzenia, które odbywały się w kwadratowym pierścieniu. Keith i Dominik poszli na całość, czego idealnym potwierdzeniem jest spot, w którym Dijakovic wykonał „Senton” na siedzącego poza ringiem Lee. Zwycięstwo potężnego Afroamerykanina zaskoczeniem nie było, zakończył walkę efektownym „Sit Down Powerbombem”.
Zwycięzca: Keith Lee
Moja ocena: **** 1\4*
Street Fight Match
Dakota Kai vs Tegan Nox
Walka, której byłem najbardziej ciekawy. Panie dostały „Street Fight”, więc można było się spodziewać ostrej jatki, do której finalnie doszło. Historia przyjaźni tej dwójki, zakończyła się w Toronto, a w Portland miało dojść do zakończenia tej rywalizacji. Powiem wam, że był to naprawdę świetny mecz, który śledziłem ze sporym zainteresowaniem. Dziewczyny zaserwowały nam walkę uliczną, w której obserwować mogliśmy dosyć ostrzejsze spoty. W pamięci zapadł mi jeden taki, gdzie to Dakota uderzyła Tegan pokrywką od kosza prosto w głowę. To, co urzekło mnie w tej walce, to zdecydowanie intensywność, której jak wiemy czasami brakuje w tego typu walkach. Mieliśmy świetny storytelling, a materiał czyli historia do opowiedzeni, był tutaj obszerny. Obie bardzo dobrze sprostały zadaniu, które było przed nimi. Całą walkę oceniam bardzo dobrze, ale jej zakończenie trochę pozbawiło i zatrzymało emocje wiążące się z końcówką walki. Nie zakończono tej rywalizacji w normalny sposób, bo wybrano scenariusz, w którym pojawia się osoba trzecia, która przesądza o losach starcia. Zwycięstwo Dakoty nie było czyste. Na siłę wepchano Raquel Gonzalez, która przesądziła o wyniki tego pojedynku. Czy był to koniec feudu Kai i Nox? wydaję mi się, że pojawienie się Gonzalez może mieć związek z tym, iż ten storyline będzie kontynuowany.
Zwyciężczyni: Dakota Kai
Moja ocena: *** 3\4*
Singles Match
Johnny Gargano vs Finn Balor
Pojedynek, w którym zmierzli się wrestlerzy, którzy z NXT są mocno związani. Jeden był twarzą złotego brandu w latach, gdy TakeOvery zaczęły skradać show i w czasie, gdy NXT zaczęło się rozrastać, natomiast Pan Gargano, jest człowiekiem, który nazywany jest „Mr. TakeOver”, bo to właśnie na tych galach porywał serca fanów, tworząc wiele pamiętnych walk. Obaj zasłużyli się dla NXT, a Portland miało być miejscem, gdzie ich rywalizacja dobiegnie końca i dowiemy się, który z nich był numerem jeden. Na papierze Gargano vs Balor wyglądało rewelacyjnie, ale czy w realu też tak było? Moim zdaniem nie. Ciężko mówić o tej walce, że była słaba (bo to brednia). Panowie odwalili kawał dobrej roboty, a ich pojedynek stał na wysokim poziomie. Jednak czegoś mi tu zabrakło, bo jakoś nie mogłem się w nią wczuć. Świetnie zabookowano Finna, który wyglądał mocarnie w tej walce, zaś jego „Coup de Grace” zostało zbudowane na bardzo wiarygodny finisher. Johnny w ostatnich czasach wytrzymywał w swoich walkach naprawdę wiele i był bookwany na typowego underdoga, który walczy do końca. Podobało mi się, że w końcu ukazano trochę słabszego Gargano, którego można pokonać po jednej akcji kończącej i nie trzeba nawalać kilku ruchów na raz, by go powstrzymać. To z drugiej strony pokazuje, jak umiejętnie prowadzą Finna w żółtym brandzie. Zwycięstwo nad Johnnym, stawia go jako osobę, która na spokojnie może iść teraz na Adama Cole’a i jego mistrzostwo NXT.
Zwycięzca: Finn Balor
Moja ocena: **** 1\4*
NXT Women’s Championship Match
Rhea Ripley vs Bianca Belair
Walka ta była nieco pozbawiona emocji, bo jej wynik był z góry do przewidzenia. Jasne, że zawsze mogli nas zaskoczyć zmianą mistrzyni, ale nie w trakcie drogi do WM’ki. Po drugie rozpoczęto już feud Ripley vs Flair, więc wszystko logicznie się układa. Drugim faktem przemawiającym za wygraną Rhei było to, że jest ona mistrzynią dosyć krótki okres, więc głupotą byłoby zabieranie jej pasa biorąc pod uwagę to, iż tak długo ją budowali na mistrzynię. Pojedynek z Belair wypadł na moje oko przyzwoicie. Typowy mecz, w którym mistrzyni dostaje przejściową rywalkę i musi się z nią uporać przed finalnym starciem z bossem, które czeka Ripley na WrestleManii 36. Pewne fragmenty walki były świetne, ale sporo też było momentów, w których mieliśmy przestoje. Zakończenie zabookowano w prosty sposób, gdzie po kontrze Rhea zaaplikowała „Riptide” i odliczyła Biancę. Po walce wykorzystano chwile, aby wypromować pojedynek Rhei z Charlotte na Manii. Flairówna zaatakowała Ripley, dając jej jasny sygnał, że na WM zamierza odebrać jej złoto.
Zwyciężczyni: Rhea Ripley
Moja ocena: *** 1\2*
NXT Tag Team Championship Match
Undisputed Era (Kyle O’Reilly & Bobby Fish) vs The Broserweights
Wiecie co? była to świetna walka. Dostali oni ponad szesnaście minut na to, aby zaprezentować nam swoje umiejętności. Spodziewać można się było czegoś świetnego, bo jednak Era i tacy ludzie jak Matt i Pete, to gwarancja jakości w kwadratowym pierścieniu. Riddle i Dunne to idealnie dobrana dwójka, która rozumie się bez słów (dosłownie, te mimiki Matta he he). Publika kupiła projekt o nazwie Broserweights, który zaś stał się głównym faworytem do zwycięstwa w Dusty Rhodes Tag Team Classic. Wygrali ten turniej, który dał im prawo walki z mistrzami tag teamu NXT. Widać było, że musieli się sprężać, bo czasu zbyt wiele nie dostali. Wystarczająco jednak, by skleić nam niezwykle dynamiczny i energiczny tag team match. Dostaliśmy świetną walkę, w której kapitalnie rozpisano obie drużyny. Zarówno pretendenci jak i mistrzowie wyglądali w tej walce wiarygodnie. Nawet na moment nie można było powiedzieć, że mistrzowie utracą swoje tytuły. Droga Broserweights do wiktorii, którą odnieśli w Portland była prosta i oni nią szybko zmierzali, co doprowadziło ich do zostania mistrzami NXT Tag Team. Końcówka walki toczona była w niezwykle szybkim tempie, gdzie co chwilę zmieniała się nam sytuacja w ringu. Riddle i Dunne zdominowali Erę w końcowej i w ostateczności zgarnęli pasy tagowe.
Zwycięzcy: The Broserweights
Moja ocena: ****
NXT Championship Match
Adam Cole vs Tommaso Ciampa
Przejdźmy więc do meritum, którym podczas TakeOver, był oczywiście main event. W walce wieczoru zmierzyli się ze sobą Adam Cole i Tommaso Ciampa, którzy rywalizowali o mistrzostwo NXT. Czy gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że Ciampa może odebrać pas Cole’owi? Pojawiał się taki scenariusz, ale nadal sądziłem, iż lider Undisputed Ery obroni swój tytuł. Pojedynek ten rozpoczął się w dosyć wolnym tempie, gdzie inicjatywę nad walką przejął „Psychokiller”. Taki booking dał mi do zrozumienia, że Pan Tomek opuści Portland bez pasa na swoim barku. Mocne prowadzenie na początku walki postawiło Ciampę w roli faworyta, ale to były tylko pozory, które wytworzono w początkowej fazie walki. Postawiono na starcie, w którym głównym jej aspektem była psychologia ringowa. Pojedynek ten z minuty na minutę stawał się coraz intensywniejszy, zaś Cole i Ciampa nie zamierzali obniżać lotów. Do momentu, gdy nie zjawiła się UE, panowie toczyli wyrównaną walkę, gdzie było sporo świetnego wrestlingu, storytellingu i nawet walki poza ringiem. Pojawienie się Ery i booking końcówki tego pojedynku zrobiło mi flashback z Nowego Jorku, kiedy to Adam walczył z Johnnym Gargano. Tam właśnie Johnny rozprawił się z Undisputed Erą i finalnie zdobył mistrzostwo. Tutaj dostaliśmy bardzo podobny scenariusz, ale z zupełnie innym zakończeniem. Gargano przychodzi, aby wspierać swojego przyjaciela, z którym przeszedł wiele. Gdy ten staje przed szansą na wygraną ten wbija mu nóż w plecy. Doprowadza to do tego, że Cole pokonuje Ciampę zachowując tytuł. Trochę nie rozumiem tego ataku Johnny’ego, bo jednak zrobił coś podobnego, co Tommaso w przeszłości. Zapewne ruszy teraz program tej dwójki, który swój finał może mieć na WrestleManii. Tym razem jednak role będą odwrócone, bo Ciampa będzie facem, zaś Gargano heelem.
Zwycięzca: Adam Cole
Moja ocena: **** 1\2*