Ktoś kiedyś powiedział, że dywizja kobiet w AEW to gówno i tak zrodził mi się w głowie pomysł na felieton o ewolucji kobiecej dywizji, która zaszła od startu federacji poczciwego Tony’ego Khana. Początki były mierne, żeby nie powiedzieć bardzo słabe. Żeński roster wypełniony był w większości japońskimi wrestlerkami, a główną gwiazdą była Nyla Rose.

Do zmian nie doszło od tak. Był to długi proces, który wymagał odpowiedniej ilości czasu i pielęgnacji tego, co już w międzyczasie było stworzone. Kenny Omega jako osoba odpowiedzialna za kobiece talenty, pokierował wszystkim tak, że z początku stawiano na zawodniczki, które ściągnięto z kraju kwitnącej wiśni. Pamiętamy Double or Nothing z 2019 roku, gdy w kobiecym starciu oglądaliśmy same Azjatki, a jedną z nich była legendarna Aja Kong.

To było odpowiednie rozwiązanie. Fani zobaczyli w akcji utalentowane kobiety i legendę joshi. W walce mogliśmy też obejrzeć Riho i Hikaru Shidę, które potem stały się czołowymi postaciami w dywizji i były również mistrzyniami kobiet. Początkowo całą dywizję opierano właśnie na Japonkach i w czasie rozkwitu All Elite Wrestling była to odpowiednia decyzja. Ludzie dostawali walki na poziomie i okej, na tym można było coś budować, ale w main streamowej organizacji potrzeba czegoś więcej.

Pierwsza w historii mistrzyni kobiet

Japonia przejęła kobiecy roster elitarnych. Nie było w tym nic złego. Sam byłem zadowolony, że AEW stawia na zawodniczki z tego kraju. Jestem fanem joshi wrestlingu, więc było mi to w to mi graj. Filigranowa Riho wygrała turniej o mistrzostwo AEW World Women’s, detronizując w finale potężnie bookowaną Nylę Rose, która od samego początku istnienia federacji była stawiana wysoko w hierarchii. Tony Khan i spółka nie mieli zbyt dużego wyboru, więc zrobili z młodej wrestlerki mistrzynię, której title reign był jednak mało ciekawy. 

Co się odwlecze to nie uciecze…

Na wstępie pisałem o robieniu Nyli Rose na główną gwiazdę dywizji. Byłem pewny, że to właśnie ona zostanie pierwszą czempionką w historii federacji. AEW zdecydowało inaczej, aczkolwiek tytuł i tak trafił w ręce Rose, która w pewnych środowiskach mogła wzbudzać kontrowersje, lecz Khan pokazał, że potrafi stawiać na różnorodność w swojej organizacji. Title run potężnej zawodniczki również nie należał do wybitnych, ale tak szczerze, nie oczekiwałem, że w dobie rozwoju żeńskiego rosteru, dostaniemy coś ekstra, bo to nie był ten czas.

Dywizja nie tętniła życiem. Widywaliśmy te same twarze. Brakowało pretendentek do tytułu mistrzowskiego. Nyla Rose, Riho, Japonki i ta, która jako pierwsza była ciekawa z pasem, Hikaru Shida. Oczywiście w rosterze mieliśmy utalentowane zapaśniczki, ale mam wrażenie, a nawet jestem tego pewien, że nie wykorzystywano ich potencjału w tamtych czasach, tak jak się powinno.

Nowy początek, czyli Hikaru Shida z tytułem mistrzowskim

Muszę przyznać, że w początkowej fazie budowania dywizji kobiet w AEW, zbytnio nie zwracałem na nią uwagi. Czasem rzuciłem okiem, obejrzałem ciekawszy pojedynek i tyle. Nie było tego punktu, który przyciągałby moją uwagę. Panie dostawały zbyt mało czasu antenowego, co można było tłumaczyć tym, że AEW emituje tylko jeden program tygodniowo i takie tam bzdety. Gdy Hikaru Shida przejęła tytuł z rąk Nyli Rose, miałem wrażenie, że to jest ten punkt przełomowy, który tchnie więcej życia w tę dywizję, roster i zacznie się prawdziwa „rewolucja”.

Japonka dała pewien impuls po wcześniejszych niezbyt udanych panowaniach mistrzowskich. Jej run nie przeleciał nam przed oczami, miał ważne momenty i w jego trakcie, takie wrestlerki jak: Penelope Ford, Abadon czy Tay Conti, miały szanse powalczyć o tytuł na żywo w telewizji. Shida walczyła też z Thunder Rosą, która w tamtym czasie nie była jeszcze tak popularna w All Elite. Na sam koniec przekazała przysłowiową pałeczkę w ręce pewnej dentystki, która uczyniła z tytułu jeszcze bardziej prestiżowe wyróżnienie. Warto więc docenić wkład Hikaru w tę ewolucję.

Wielu fanów do teraz zarzuca AEW słabe wykorzystywanie kobiet w TV. Gadanie, że mały roster, że oprócz Britt Baker nie ma tam nikogo ciekawego, że brakuje tam gwiazd z prawdziwego zdarzenia i że jest to szeroko pojęte gówno. W pewnej rozmowie powiedziano mi, że ta dywizja to gówno, co zresztą dało mi pomysł na felieton, który teraz piszę. Pierwsza część tekstu była poświęcona początkom dywizji, a także Riho, Nyli i Hikaru, które niewątpliwie napędzały ten pociąg, z różnymi skutkami, ale pociągowy pęd ciągle trwał.

Teraz czas na argumenty i pokazanie, że dywizja kobiet AEW ma się rewelacyjnie i może być jeszcze lepsza.

D.M.D. Era

W ostatnim czasie sporo wrestlerek zaistniało w federacji Tony’ego Khana. Oprócz Dynamite walczą na Rampage, Dark i Elevation – te programy pozwalają na większy angaż kobiet. Powstało drugie mistrzostwo kobiet – TBS Women’s Championship, które także otwiera nowe możliwości. Główną gwiazdą jest wrestlerka, która na ten moment zdecydowanie stanowi najciekawszy punkt main streamowego wrestlingu – mowa oczywiście o jedynej i niepowtarzalnej Britt Baker.

Era D.M.D. zapoczątkowana została na Double or Nothing 2021 i zwycięstwie Baker nad Shidą, które pozwoliło Pani stomatolog przejąć tytuł mistrzowski z rąk Japonki. Britt Baker od dawna była przymierzana do roli topowej i głównej postaci w dywizji, ale dopiero na najważniejszej gali roku przymiarki dobiegły końca. O obecnej mistrzyni można powiedzieć bardzo wiele –  zdecydowanie wiele dobrego, bo jako czempionka sprawuje się świetnie, a jej title reign jest najlepszy z wszystkich poprzednich.

Ktoś może rzucić tekstem, że w All Elite Wrestling kobiety nie dokonały nic spektakularnego i buduje się tę dywizję od czapy. Fakty są takie, że w ostatnich miesiącach oglądanie wrestlerek z AEW jest o wiele bardziej interesujące, niż to co ma miejsce w federacji Vincenta Kennedy’ego McMahona. Nie jest to żaden shot w kierunku WWE, tylko moje odczucia i prywatne obserwacje. Thunder Rosa i Britt Baker stworzyły kapitalne widowisko w Lights Out Matchu, który był komentowany przez cały wrestlingowy świat. Zachwyty nad walką i pozytywne recenzje były w pełni uzasadnione. Kobiety zaczęły częściej pojawiać się w programach AEW, o czym wcześniej pisałem. Coraz więcej zawodniczek mogło rozwinąć skrzydła i pokazać się przed publiką organizacji z Jacksonville. Nie brakuje w dywizji potencjału i talentu, którego jest tam co nie miara.

Thunder Rosa wyrasta na pierwszoplanową postać, która będzie chciała zakończyć erę D.M.D. i zostać kolejną mistrzynią AEW World Women’s w historii. Tay Conti przeszła w zeszłym roku wielki progres i już posmakowała main eventowej sceny. Jest przyjaciółka Anna Jay również posiada spory potencjał, który na pewno zaprocentuje w przyszłości. U boku Britt Baker wychowuje się kolejna gwiazda w postaci Jamie Hayter, która prędzej czy później wyewoluuje do większych rozmiarów. Kolejnym dobrym przykładem jest Rubo Soho, która odżyła w AEW i z miejsca stała się jedną z czołowych gwiazd w rosterze.

TBS Women’s Championship Tournament i kolejny krok w ewolucji

Najlepszą decyzją było powstanie drugiego tytułu mistrzowskiego w dywizji, który będzie idealny dla zawodniczek, które nie są częścią main eventu, ale mają do niego aspiracje. Turniej o pas TBS wygrała ceniona i perspektywiczna Jade Cargill, która w finale mierzyła się z Rubo Soho. Nie była to idealna walka, ale nie wszystko takie musi być i AEW dobrze wie, że musi się jeszcze trochę poprawić w paru kwestiach. Midcardowy tytuł to dobry start w nowy rok dla dywizji, która miała słabsze i lepsze momenty. W minionym roku działo się w niej naprawdę dużo fajnych rzeczy i jestem przekonany, że będzie jeszcze lepiej. 

Ewolucję widać gołym okiem i tylko osoby negatywnie nastawione w stosunku do AEW tego nie zauważają. Łatwo jest przywalić w organizację i mówić, że coś jest gównem, nie podpierając tego sensownymi argumentami. Kobiecy wrestling w elicie ma się bardzo dobrze i wiadomo, że nie jest idealnie, ale czy to jest jakimś wyznacznikiem poziomu i zmian, jakie w nim zaszły? Odpowiedź jest prosta – nie.

 Obserwuj nas na: twitter.com/MyWrestling2015
 Śledź nas na: facebook.com/mywrestlingpl