KPW Arena 11: Podwójne Zagrożenie – Relacja
W świecie fanów wrestlingu emocje rozpala nadal niedawny event przeprowadzony przez WWE w Arabii Saudyjskiej – Crown Jewel. Sprzeciw wobec współpracy firmy z tym krajem, złość na decyzje podjęte przez federację jeśli chodzi o wyniki walk i niezadowolenie z braku kobiet w arenie (oprócz komentatorki) to tematy które zdominowały dyskusje w tym tygodniu. Ja jednak nie będę wtrącał swoich trzech groszy do tej debaty, a opowiem wam jaką alternatywę znalazłem. Nie na bliskim wschodzie czy ojczyźnie WWE, ale w moim ulubionym Trójmieście.
3 listopada odbyła się w Hali Gier Gdyńskiego Centrum Sportu gala KPW Arena 11: Podwójne zagrożenie. Serię tą prowadzi ta federacja już od jakiegoś czas, jak wskazuje numer w nazwie, ale ta była wyjątkowa z pewnego powodu. Ukoronowano na niej pierwszych w historii mistrzów KPW Tag Team. Formuła również nie była tradycyjna ponieważ każda walka tego wieczoru była częścią turnieju, który wyłonił w finale wspomnianych czempionów.
Co nie zmieniło się (i bardzo dobrze!) od innych wydarzeń KPW to osoba prowadzącego. Tak, galę rozpoczął znany zapewne wielu z was Arkadiusz “Pan” Pawłowski, który rozgrzał publiczność i rozpoczął trwającą przez całą resztę wieczoru, według mnie bardzo dobrą i odpowiadającą stawce walk, atmosferę na trybunach. Bardzo więc chciałbym pochwalić wszystkich obecnych bo okrzyki, doping wiele dodawały i naprawdę, myślę że spełniona została ta bardzo ważna rola publiczności w każdym wrestlingowym show.
Rozpoczęliśmy pierwszym ćwierćfinałem, w którym naprzeciwko siebie stanęli Sawicki & Rosetti i Kamil Aleksander & Peter Pannache. Wygrana tych pierwszych nadeszła po klasycznej i odpowiadającej nastawieniu tego zespołu do zasad zagrywce, czyli napadnięciu jednego z przeciwników przed oficjalnym rozpoczęciem walki. Tym razem padło na Kamila Aleksandra. Walka zakończyła się dosyć szybko, pokazała determinację zwycięskich członków Kawalerii. Warto zapamiętać również pewne problemy z komunikacją między Kamilem i Peterem. Czyżby zwiastun zmian w Sojuszu?
Następny segment rozpoczął Greg przedstawiając swojego partnera w walce o pasy. Był to kamerdyner Kawalerii znany jako Chemik. Ich przeciwnikami byli w tej rundzie Boski Ostrowski i Dawid Oliwa (którym towarzyszyła Mira), zbierający bardzo pozytywne reakcje, można chyba już wtedy było powiedzieć że to faworyci nawet do wygrania całego turnieju. Potem mamy całkiem przyjemną akcję w ringu, duże podkreślenie zgrania pary Boska Oliwa, w odróżnieniu od mniej istotnej więzi Grega z Chemikiem i to ta pierwsza para wygrywa. Po walce zasugerowane zostało odwrócenie się kamerdynera od Kawalerii, ale nie doszło do tego, za to Greg zaatakował swojego partnera obwiniając go za porażkę.
Potem Piękny Kawaler i Robert Star zajęli ring dla siebie na ich promo, przerywane głośnym buczeniem i okrzykami (czyli zadanie tego zespołu wykonane bardzo dobrze). Gracjan Korpo przed galą odmówił udziału, więc ich przeciwnikiem nie był zespół, a sam imponujący Moloch, któremu towarzyszyły dwie menadżerki. Wymusiło to inną strukturę walki, dobrze pokazującą dominację Molocha nad rzucanymi przez niego przeciwnikami. Został on jednak pokonany po rozkojarzeniu przez atak Kawalera na stojące obok ringu towarzyszki. Zwycięzcy jednak nie udali się do szatni po wygranej, ale zostali na trybunach opijać (dosłownie!) wygraną.
Może też chcieli mieć lepsze miejsca żeby zobaczyć co będzie się działo dalej. A było warto, bo w następnym ćwierćfinale Adam Bravo i Mateusz Kakareko zmierzyli się z przybyłymi z Anglii (o czym nie dawali zapomnieć, machając flagami) British Bouncer Club czyli Dom Taylor i Lee Rogers. Bardzo ciekawe zestawienie dwóch Brytyjczyków zdecydowanie wagi ciężkiej z szybkimi i efektownymi zawodnikami z Polski. Anglicy nie próbowali początkowo wkupić się w łaski publiczności, a nawet zmusili Pana P do zapowiedzenia ich po angielsku, ale potem przeciągnęli część fanów na swoją stronę i otrzymywali coraz bardziej pozytywne reakcje. To oni wygrali to spotkanie, ale Kakareko i Bravo zdecydowanie pokazali się z dobrej strony nawet w porażce.
Panowie z zagranicy mieli tylko krótką przerwę na odpoczynek bo zaraz występowali w pierwszym z półfinałów stając w szranki z Boskim Ostrowskim i Dawidem Oliwą. Tutaj jednak zgranie rodzimego tag teamu przeważyło nad siłą postury Brytyjczyków i po dobrej walce i wręcz oldschoolowych nieczystych zagrywkach Doma i Lee wygrali Boski i Oliwa. Sympatia do gości wśród publiki rosła i tak zostali oni po zachęcie Pawłowskiego pożegnani oklaskami i okrzykami.
Następny półfinał zapowiadał się bardzo interesująco. Walka dwóch zespołów z Kawalerii, można było się zastanawiać jak zostanie to rozwiązane, czy rzeczywiście będą rywalizować? Niestety nie doczekaliśmy się odpowiedzi na te pytania, ponieważ sędzia zdyskwalifikował Kawalera za bycie pod wpływem alkoholu. Jak możecie się domyślać nie spodobało się to wszystkim obecnym w ringu i sędzia został mocno “ukarany”. Widać przy tym było pewną niechęć do wykonania rozkazu ataku na sędziego przez Roberta Stara, ale pozostał on (przynajmniej na razie) lojalny.
Przez walkover awansowali do finału Sawicki & Rosetti i zmierzyli się z Dawidem Oliwą i Boskim Ostrowskim. Była to chyba najdłuższa walka wieczoru, bardzo skupiająca się na drużynach i współpracy poszczególnych partnerów. Bohaterowie negatywni próbowali “przeciąć” ring i zawsze nie dopuścić do niekorzystnego dla nich taga drużyny przeciwnej. Niestety ulubieńcom nie udało się pokonać przeciwności i zostali pokonani przez przedstawicieli Kawalerii. Było to pokazane jako bardzo duży cios dla Boskiej Oliwy, a dla przeciwników jako potwierdzający ich przechwałki sukces.
Jak możecie się domyślać nie pozostawili tego bez powiedzenia paru słów do wszystkich. Myślę jednak, że niewielu mogło się domyślać że będzie to ich zerwanie z grupą Pięknego Kawalera. Zostało to powitane okrzykami “dziękujemy!”, ale promo mistrzowie zakończyli niezbyt miłym zwrotem w stronę publiczności, więc może zerwali z grupą, ale niekoniecznie zmienili nastawienie.
Kiedy Arkadiusz Pawłowski chciał oficjalne zamknąć całe wydarzenie pojawił się Peter Pannache z ogłoszeniem. Jeśli byliście na gali Godzina Zero, lub śledzicie wyniki, możecie pamiętać że zdobył on kontrakt na walkę mistrzowską. Nie zamierza go on jednak użyć w korzystnym momencie na którymś z mistrzów zaraz po innej walce, zapowiedział że chce na następnej gali zmierzyć się w walce wieczoru z Ronem Corvusem. Zagranie może nietypowe ze względu na tradycję takich kontraktów, ale według mnie dobrze pasuje do postaci Petera i pozytywnie zakończyło tą galę.
Podsumowując, bawiłem się bardzo dobrze. Wrestlerzy zapewnili dobrą rozrywkę, której jeszcze pomogła atmosfera w hali. Dobrze widzieć Polską federację, która jeszcze bardziej się rozwija dodając kolejne pasy. Zostało na tej gali rozpoczętych kilka wątków wśród uczestników i mam nadzieje, że zostaną rozwinięte w przyszłości. Niestety nie zobaczyliśmy jednego z półfinałów, ale to też zapewne miało służyć rozwinięciu postaci Roberta Stara. Poziom samej akcji w ringu jest dobry, możemy na pewno liczyć na rozwijanie tego aspektu na następnych galach. Jeśli chcecie solidnej dawki wrestlingu i możecie pojawić się na którejś z następnych KPW Aren to polecam, ja się nie zawiodłem.