Felieton – Jak ważny jest gimmick w świecie pro wrestlingu

Miałem ten wpis w planach już od dawna, ale jakoś tak odpuszczałem sobie napisanie obszernego tekstu na ten temat. Teraz w końcu zabieram się za to, bo pewne sprawy nie dają mi spokoju. Pojęcie „gimmick” w świecie pro wrestlingu jest czymś, co spotykane jest praktycznie wszędzie. Od WWE po New Japan Pro Wrestling, gdzie także mamy wyraziste gimmicki, choć trochę bardziej nastawione na japońską społeczność fanów.
W tekście wypowiem się na tematy związane z kreowaniem postaci oraz tym, co obecnie mi się podoba i nie podoba, jeśli chodzi o prowadzenie gwiazd, przede wszystkim w WWE. W ostatnich latach coraz mniejsze znaczenie ma gimmick, a wrestlerzy praktycznie różnią się od siebie tylko strojem i stylem walki. Oczywiście mamy wyjątki, bo nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Fiend, MJF czy Dream to wrestlerzy, którzy w ostatnim czasie zrobili największe wrażenie swoją postacią, ale są też tacy, których nie wyróżnia nic poza wyglądem. Ten wpis nie powinien być zbyt długi, bo chcę skupić się tylko na najważniejszych kwestiach.
Czy można zniszczyć gimmick? Powiem wprost, że tak. Idealnym przykładem jest pan na zdjęciu powyżej, który rozkochał fanów swoim charakterystycznym gimmickiem w Japonii i NXT. Wiem, że w kraju kwitnącej wiśni takie postacie się sprzedają, a japońscy fani jedzą im z ręki. Postać króla mocnego stylu jednak przebiła się w miejscu, które nazywane jest najlepszym brandem w federacji McMahonów. Shinsuke Nakamura swoją postacią i niecodziennym stylem porwał publikę w Full Sail. Problem pojawił się, gdy Shin trafił do miejsca, które pochłonęło już kilka ciekawych nazwisk, a mowa o main rosterze. Uważam, że początek gimmicku „King of Strong Style” w głównych rosterach przyjął się dobrze, ale pewne ruchy kreatywnych zabiły tę postać doszczętnie. Artysta, kopia Michaela Jacksona czy tam nudna postać w kombinezonie, to obecnie realia Nakamury WWE. Ktoś może stwierdzić, że wyolbrzymiam sytuację Azjaty, bo wygrywał tam pasy i Royal Rumble, ale fakty są takie, że główny roster przeżuł króla mocnego stylu i wypluł mdłego heela.
Rozpocząłem od zniszczenia gimmicku, więc teraz przejdę do zmian, jakie zaszły w postrzeganiu „gimmicku” w ciągu ostatnich lat. Dawne lata m.in. w WWE były przepełnione mnóstwem wyrazistych postaci, które wbiły się w kanon federacji i zapisały się w historii pro wrestlingu. The Undertaker, Steve Austin, Shawn Michaels, Mick Foley czy niedawno powracający Edge, to ludzie, którzy swoim gimmickiem porwali tłumy. Obecnie na palcach u rąk można wyliczyć takie postacie, które prezentują coś swoim charakterem i mają szanse na zapisanie się w historii, jak ich poprzednicy. Co więc zmieniło się na przestrzeni lat, że gimmick przestał mieć takie znaczenie jak w przeszłości? Dla mnie odpowiedź jest prosta, to postrzeganie przez fanów wrestlingu w dużej mierze się do tego przyczyniło. Obecnie mamy wiele federacji niezależnych, gdzie postać jest na drugim planie, a liczy się przede wszystkim ring skill. Jasne, na indy scenie umiejętności ringowe dają przebicie, ale gdy taki wrestler przejdzie do takiego WWE, to czasami zderza się ze ścianą, bo main stream i gale w mniejszych obiektach różnią się od siebie kolosalnie. Przejdźmy jednak dalej, bo zaraz wyjdzie, że czepiam się indy sceny, a to nie prawda. Na przestrzeni ostatnich lat zmienił się trend, jeśli chodzi o sam wrestling, który swoje korzenie ma właśnie na scenie niezależnej. Mnóstwo wrestlerów o świetnych umiejętnościach i efektownym stylu walki zachwyca publikę na całym świecie, także w federacji ze Stamford. Realia są takie, że jest popyt na wrestlerów, którzy zrobią spotfest, kilka pięknych sekwencji i nam tym tyle. Ludziom to opowiada, więc oglądamy tego coraz więcej. Spora część nie posiada żadnego gimmicku, mogę nawet powiedzieć, że takie osoby jak Ricochet czy Ali mają gimmick „ringskillowca” dziwnie to brzmi, ale tak to wygląda.
Idąc dalej tą myślą, można stwierdzić, że nastały takie czasy, gdzie gimmick odgrywa drugoplanową rolę. Wszystko się zmienia, WWE czy inne federacje też, więc jakimś wielkim zaskoczeniem to być nie powinno. WWE w ostatnich latach potrafiło wyprodukować postacie, które swoim gimmickiem zachwyciły fanów wrestlingu na całym świecie. Więc oczywiście nie jest to tak, że całkiem olano tworzenie nowych, charakterystycznych postaci. Velveteen Dream czy The Fiend są chyba idealnym przykładem tego, że World Wrestling Entertaiment ma jeszcze głęboko w duszy kreatywność. Kolejnym odkryciem w świecie pro wrestlingu jest Maxwell Jacob Friedman, czyli facet, który włada mikrofonem lepiej niż połowa wrestlingowego świata. Wywodzi się z mniejszej federacji MLW, a obecnie pracuje w All Elite Wrestling. Czy porównanie go do współczesnego The Rocka będzie przesadą? Może i będzie, bo obaj się różnią i to diametralnie. MJF jednak swoim gimmickiem aroganckiego gościa i mistrza mikrofonu przemawia do fanów, zaś Ci to kupują. Jest to takie luźne porównanie dwóch osób, które gdzieś w małym stopniu są do siebie podobne. Rock robił szum w latach 90, a Maxwell robi szum obecnie i to za pomocą tego samego atrybutu, co „People Champion”. Kończąc ten akt, bo trochę przedłużam, mogę powiedzieć, iż zmiany w pro wrestlingu są widoczne, ale „gimmick” nigdy nie umrze, jedynie będzie zamiatany pod ziemię, by z niej wychodzić z pewnymi perełkami, jak wyżej wspominani panowie.
Gdy czytam niektóre komentarze na grupach wrestlignowych na temat gwiazd NJPW, że niby tam każdy ma taki sam gimmick i niczym się nie wyróżnia, to mnie krew zalewa. Kolejnym aktem tego wpisu będzie kreowanie postaci w puro worldzie, czyli świątyni wrestlingu zwanej New Japan Pro Wrestling. Japonia to inna kultura, publika oraz inny styl wrestlingu, co nie oznacza jednak, że nie znajdziemy tam świetnych gimmicków. Kitajce, wszyscy tacy sami bez charyzmy, to mnie zawsze bawi. Postacie takie jak Naito, Okada czy dajmy na to Jushin „Thunder” Liger są ikoniczne. Co więcej, są rozpoznawalne na całym świecie, więc wszystkie głupie stwierdzenia można wrzucić do kosza. Stworzenie charakterystycznych gimmicków np. dla takiego WWE jest czasami problemem, a NJPW w kilka ostatnich lat wyprodukowało wiele wyrazistych postaci. Okada, który był dominującym czempionem i stał się już żywą legendą tej organizacji, mimo że ma dopiero 32 lata. Tetsuya Naito, czyli charyzmatyczna persona, która nawet gdy jest heelem, zbiera pozytywne reakcje, bo tak działa na ludzi. Ligera nikomu przedstawiać nie trzeba, bo to ikona puro. Ma on charakterystyczny gimmick, który znany jest na całym świecie. Do czego więc zmierzam z tymi „cichymi” porównywaniami? Do tego, że nie tylko w największej federacji świata można znaleźć wrestlera, który posiada bardzo dobry gimmick.
Irytuje, żenuje, wkurza. Nie bez powodu na zdjęciu powyżej widzicie naszego kochanego króla ringu. W tej części artykułu już przedostatniej, skupimy się na tym, że postać nas wkurzająca nie musi być od razu szufladkowana. Według mnie gimmick Corbina to coś, co WWE się w ostatnim czasie udało. Gość mnie w ogóle nie jara i nudzi, ale widzę sens tej postaci. Wiele osób może powiedzieć, że jest on do kitu i jest słabym wrestlerem. Fakt, do wybitnych on nie należy, ale co go tak broni? Właśnie gimmick. Niektórzy głoszą, że to drewno, zero skilla na mikrofonie i jego postać zbyt ciekawa nie jest. Cząstka prawdy w tym jest, ale gimmick Barona został stworzony po to, aby irytować i wkurzać. Pisałem już o perełkach Fiendzie czy Dreamie, teraz piszę o dziecku WWE, któremu wykreowano irytujący gimmick. Gimmick, który jest hejtowany za to, bo jest nudny i irytujący, a co jeśli on ma taki być? Zastanawiałem się nad tym jakiś czas i doszedłem do wniosku, iż ta postać została stworzona tylko w takim celu. Pójdę trochę dalej, jak już zeszliśmy na temat „irytacji” i podam przykład osoby, która w ostatnim czasie zdążyła wszystkich zirytować swoją postawą. Seth Rollins coś tam poszczekał na twitterze, a federacja WWE świetnie wykorzystała ten fakt. Stworzyli oni nową wersję Rollinsa, który swoim zachowaniem w telewizji przypomina tego gościa z niebieskiego portalu. Co rożni obie postacie? Przecież zarówno Baron jak i Seth wkurzają publikę? Ano to, że spora część fanów ma wyrobione negatywne zdanie o królu, a mesjasz RAW ma plecy u fanów wrestlingu, którzy go kochają, mimo że podpadł pewnej części latem.
Jak ważny jest gimmick? To pytanie pozostawiłem sobie na sam koniec tego artykułu. Według mnie jest on nieodłączną częścią sztuki, jaką jest wrestling, bo czym byłby wrestling bez ciekawych i wyrazistych postaci, które nie posiadają żadnego charakteru. Pewnie show, w którym oglądalibyśmy bezpłciowych wrestlerów, którzy nie prezentują sobą niczego i są taką wersją „local wrestlera” w majtkach. Świat wrestlingu w ostatnich latach wykreował wiele gwiazd, które odcisnęły swoje piętno w wrestlignowym światku. Od wielkich postaci z WWE, czyli Michaelsa, Takera, Rocka, Austina, Edge’a, Ortona czy Johna Cenę po gwiazdy New Japana jak Tanahashi, Okada, Naito czy Suzuki. Ja osobiście zwracam dużą uwagę na gimmick i nie lubię, gdy wrestler tworzony jest na gościa, który ma tylko walczyć, nie prezentując nic poza tym. Niestety w ostatnich czasach trochę się to zmienia, jak wcześniej wspominałem w tym wpisie. Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że gimmick wcale nie jest ważny, ba w ogóle nie jest wrestlerom potrzebny do życia. Kontrowersyjne stwierdzenie, z którym zupełnie się nie zgadzam. Wrestler bez gimmicku jest jak sektor „The Kop” na Anfield bez zagorzałych kibiców, czy zawody w Zakopanem bez naszych wspaniałych kibiców. Tym zdaniem mogę zamknąć ten długi artykuł, który miał być krótki, ale jak widzicie, wyszło inaczej.