Rywalizacja w blokach nabiera rumieńców. Najlepiej widoczne jest to w bloku A, w którym mamy bardzo interesującą sytuację. Kilku zawodników z sześcioma punktami na koncie, reszta ciągle w natarciu i z szansami na przeskoczenie czołówki. Wszystkie pojedynki podczas 7 dnia stały na wysokim poziomie i dostarczyły sporych emocji. 

A Block Tournament Match

Minoru Suzuki vs Yujiro Takahashi

Zastanawia mnie, kiedy Yujiro Takahashi zdobędzie swoje pierwsze punkty w tegorocznym Climaxie. Możliwe, że w ogóle, bo w następnych kolejkach coraz trudniejsi rywale i jego szanse maleją praktycznie do zera. Pojedynek z Suzukim nie trwał zbyt długo i oprócz bijatyki poza ringiem, nie wydarzyło się nic ciekawego. Po powrocie do kwadratowego pierścienia, Minoru Suzuki na spokojnie poradził sobie z Yujiro i zaaplikował mu Gotch Style Piledriver, po którym go odliczył i zgarnął kolejne cenne dla siebie punkty.

Zwycięzca: Minoru Suzuki

Moja ocena: **

A Block Tournament Match

Kota Ibushi vs Jeff Cobb

Jeff Cobb zawsze wydawał mi się wrestlerem, który zamula w ringu i jest typowym klocem bez charyzmy. W ostatnich dwóch latach przeszedł naprawdę duży progres i jego osoba już mnie tak nie zraża. Świetne tempo walki, ukazany spryt i determinacja Ibushiego, a także siła i atletyczność Cobba, który w tej walce zaprezentował się w rewelacyjnej strony. Panowie stworzyli walkę, w której przeważały rzuty, kopnięcia, stiffowe ciosy i chęć pokazania wyższości nad rywalem. Gabarytowo Cobb zjada Kotę, aczkolwiek wcale nie było tego widać w tym starciu. Ibushi szedł na Jeffa, nie zważając na to, że ten jest od niego większy i silniejszy. Cobb przeciwstawiał się Golden Starowi, lecz ten ani na moment nie przestawał atakować. Duch walki nigdy nie opuszcza Japończyka, ale tym razem, Jeff o mały włos nie wybił mu z głowy wiary we własne zwycięstwo. W ostatecznym rozrachunku Ibushi pokonał Cobba, aczkolwiek było to niezwykle trudne do wykonania.

Zwycięzca: Kota Ibushi

Moja ocena: *** 1/4*

A Block Tournament Match

Kazuchika Okada vs Taichi

Taichi przystępował do tej walki z sześcioma punktami na swoim koncie. Okada zaś miał ich zaledwie 2, więc kolejna porażka Rainmakera nie wchodziła w grę. Z drugiej strony, Taichi w ostatnim czasie prezentuje się rewelacyjnie i kontynuacja jego serii zwycięstw wcale nie byłaby czymś zaskakującym. Wszystko w ich walce miało ręce i nogi. Od początku do końca trzymano nas w napięciu, a Kazuchika wraz z Taichim z każdą upływającą minutą podkręcali tempo walki. Stary dobry Okada powrócił! W końcu poczułem, że w ringu mamy Kazuchika Okadę, a nie gościa z marnym początkiem w Climaxie. Przejmował kontrolę nad starciem, przeważał nad Taichim, kontrował jego ruchy i powstrzymywał jego zamiary. Piosenkarz nie dał jednak za wygraną i nie spękał przez byłym mistrzem IWGP Heavyweight. Ostatnie minuty upływały pod znakiem zaciętej rywalizacji, w której obaj próbowali wszystkiego, aby odnieść zwycięstwo. Podoba mi się sposób, w jaki zakończono ten pojedynek. Taichi odpłynął, nie poddał się – wyszedł z twarzą. Natomiast Kazuchika zainkasował heroiczną wygraną i powiększył swój dorobek punktowy.

Zwycięzca: Kazuchika Okada

Moja ocena: *** 3/4*

A Block Tournament Match

Will Ospreay vs Jay White

Na ten pojedynek czekałem najbardziej. W szczególności ze względu na to, że Ospreay walczył z osobą, która w tegorocznym Climaxie była niepokonana, w dodatku bardzo mnie irytuje jako postać, więc jeszcze taki dodatkowy smaczek miałem. Jay White jest wspaniałym heelem, co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości. Świetnie odgrywa swoją postać, a jego praca w ringu zasługuje na oklaski. Już pomijam te ciągłe ingerencje Gedo, bo trochę zakrzywiają obraz wspaniałości Switchblade’a. Pojedynek z Ospreay’em był arcyważny dla układu tabeli, bo ewentualna wygrana White’a, dawała mu samodzielnie liderowanie w bloku. Ospreay miał teoretycznie proste zadanie, ale wiemy jak to bywa z Whitem, który nie dość że jest przebiegły, to jeszcze wspomagany przez Gedo. Walka od początku stała na wysokim poziomie ringowym, a także zbudowano nam zarys historii, na podstawie której ma być prowadzony ten pojedynek. Ospreay z obolałą nogą przeciwko Jay’owi i jego menedżerowi – to nie mogło pójść po myśli Brytyjczyka. A jednak los się do niego uśmiechnął, co mnie osobiście bardzo cieszy. Dostaliśmy bardzo dobrą walkę, a panowie nie schodzili z pewnego pułapu, na którym utrzymywali się do końca. W końcu nie dostaliśmy tradycyjnego bookingu, gdzie ingeruje Gedo, a White wykorzystuje jego pomoc, aby odnieść zwycięstwo. Ospreay sobie poradził. Najpierw załatwił Gedo, by po chwili skupić swą uwagę na swoim rywalu, którego zdzielił potężnym łokciem, dokładając Storm Breaker. Te akcje doprowadziły Willa do wygranej.

Zwycięzca: Will Ospreay

Moja ocena: ****

A Block Tournament Match

Tomohiro Ishii vs Shingo Takagi

Pamiętam walkę Tomohiro z Shingo, która odbyła się podczas zeszłorocznego Climaxa. Oceniłem ją na 5 gwiazdek, więc sami widzicie, że była naprawdę świetna, skoro otrzymała taki rating. W tym roku ponownie spotkali się w G1 i stworzyli bardzo wycieńczający pojedynek. Była to najdłuższa walka tegorocznego Climaxa, przez co trochę późno się rozkręcili i trzeba było czekać na konkrety gdzieś do 15 minuty tego starcia. Ishii i Takagi robili co mogli, aby wyciągnąć z tej walki jak najwięcej potencjału. Wypompowali z siebie wszystkie siły, tocząc pojedynek w nieludzkim tempie. Wykorzystali cały arsenał swoich ruchów, bo przez te 26 minut walki widzieć mogliśmy dosłownie wszystko w ich wykonaniu. Od stiffowej wymiany ciosów, którą prowadzili co jakiś czas, dokładali niezwykle fizyczne i siłowe akcje. Gdy Ishii przejmował inicjatywę nad walkę, po chwili dołączał się Takagi, który ani na krok nie odpuszczał swojemu rywalowi. W pewnym momencie myślałem sobie, że walka zakończy się remisem, bo nie widać było końca tej batalii. W końcu jednak Tomohiro Ishii dopiął swego i wykończył Takagiego Brainbusterem, po którym członek Los Ingobernables de Japon nie poderwał już barków.

Zwycięzca: Tomohiro Ishii

Moja ocena: **** 1/4*