Site icon MyWrestling

Relacja z Tygrysicem: KPW Arena 6 Selekcja

Z nieukrywaną przyjemnością śledzę kolejne zmagania KPW w polskim świecie wrestlingowym. Rodzima, trójmiejska federacja w ostatnich miesiącach nabrała tempa i coraz prężniej rozwija się na naszym rynku. Poprzednia gala, na którą się wybrałem – KPW Arena 4 – odbywała się w sali gimnastycznej Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1 w Gdańsku. Przyznacie, nie brzmi to zachęcająco. Dlatego też olbrzymim plusem było przeniesienie imprezy na teren gdyńskiego klubu Atlantic, gdzie czekało zimne piwo i  odpowiednie ulokowane miejsca siedzące.

Nie znaczy to jednak, że wszystko obyło się bez klasycznych dla rozwijających się przedsięwzięć usterek technicznych. Pominę fakt, że zaczęto wpuszczać jakieś 15 minut po planowanej godzinie    – dla ogólnego doświadczenia było to nieistotne i nieważne. W trakcie gali na ringu nie pojawiły się jednak… mikrofony. Z nieprzybliżonego publiczności powodu wszelkie postaci musiały przekrzykiwać widzów, co jak można się domyślić łatwe nie było. Tutaj muszę pochwalić drugi najlepszy element Areny 6 – Arkadiusza Pana Pawłowskiego. Jego charyzma i szybki humor bardzo efektywnie splatały wszystkie walki, a fakt że całą galę poprowadził bez sprzętu nagłaśniającego jest bezapelacyjnie godny poklasku.

Kamil Aleksander (w) vs. Mateusz Kowalski [Singles match]

Przejdźmy jednak przez kolejne walki, bez zbędnego wchodzenia w szczegóły. Wszystko rozpoczęło się od spotkania pomiędzy Kamilem Aleksandrem a Mateuszem Kowalskim. Muszę przyznać, że nie porwało ono specjalnie tłumów i po ich poprzednich występach spodziewałem się więcej. Uważam też, że przed pojedynkiem, któryś z panów powinien był uraczyć widownię zgrabnym promo dla odpowiedniego rozgrzania. Tu zwyczajnie tego zabrakło. Zwycięzcą był, bez niespodzianek, pierwszy z wymienionych wrestlerów.

Karol Górski vs. Piękny Kawaler (w) [Singles match o pas mistrzowski]

Następnie przyszedł czas na walkę o pas, w którym na przeciw siebie stanęli Piękny Kawaler i Karol Górski – sędzia KPW i debiutant w roli zawodnika. Zdecydowanie jednak od potyczki, będącej niespełna 2-minutowym squashem (muszę mówić kto kogo pokonał?), ważniejsze było to, co wydarzyło się przed i po walce. Zanim wybrzmiał dzwonek, ogłaszający początek starcia, aktualny mistrz rozdał z pomocą Kawalerii oświadczenia, których podpisanie miało zadeklarować, że w razie wtargnięcia na ring bądź obrażania członków wiodącej w KPW stajni, dany widz zdaje sobie sprawę, że naruszone może zostać jego zdrowie fizyczne i psychiczne. Jak skończyło się wręczenie masy kartek widowni? Nalotem samolocików na ring naturalnie.

Niestety, treść zapisana na papierze odbiła się na przebiegu gali, bo w jej trakcie jeden z „fanów” capnął pas mistrzowski i rzucił się do ucieczki.Oczywiście, wrestlerzy byli szybsi. Dopadli młodego widza i… emmm… w sposób pewny i zdecydowany odebrali mu łup. Ale na krzesło pozwolić wrócili. Nie czaję po co ludzie to robią, ni to śmieszne, ni to oryginalne.

A skoro już przy fanach jesteśmy to dodam, że wśród niektórych kibiców jest jakiś dziwny zwyczaj, żeby z każdej pierdoły próbować robić chant. Czaję, ludzie potrzebują atencji, ale nie wszystko nadaje się do ciągłego (krótkiego również) wykrzykiwania. W trakcie pojedynku kobiet bałem się, że wszystko skończy się tyradą szowinistycznych uwag. Na szczęście jednak mogę swobodnie stwierdzić, że publika dopisała i pomimo paru mniej przyjemnych momentów wszystko poszło dobrze. Warto też zwrócić uwagę, że pomimo wyraźnego tagu w opisie wydarzenia materiały zdecydowanie nie są „Kid Friendly”, co zdecydowanie wychodzi imprezie na dobre.

Wróćmy jednak do ringu. Po walce Kawaleria postanowiła zmaltretować Górskiego poważnie naruszając jego rejony intymne. Seans tortur przerwał Kamil Aleksander z kijem bejsbolowym, którym chwilę oprawcom narzędziem pogroził… po czym powiedział, że „przyjdzie na nich pora” i wrócił za kulisy. Ten jeden moment w całym segmencie wypadł słabo. Szkoda, że akurat na koniec, no i żal również, że nie rozwinięto w jakiś sposób treści filmików o psie Amorze, które pojawiały się przed galą.

Adam Bravo vs. Sawicki (w) [Singles match]

Wyjątkowo w tej walce jeden z zawodników nie został uprzednio ogłoszony. Na jaw wyszło, że wszystko to z powodu pojawienia się nowego wrestlera w KPW – Adama Bravo. Młody, atletyczny, silny – w przyszłości z pewnością będzie miał wysoką pozycję. Facet zwyczajnie czuł ring i poruszał się w nim naprawdę dobrze. Debiut to jednak debiut i z rzadka się go wygrywa. Tak było też i tym razem, bo po swoim Sawicki Bomb ochroniarz zakończył porządną potyczkę dwóch odmiennych stylów.

Bianca vs. Mira (w) [Singles match]

Nie miałem okazji oglądać wcześniej żadnej walki kobiecej federacji KPW i ciekawiło mnie to, jak panie poradzą sobie w ringu. Niestety, była to najgorsza walka wieczoru. Bianca i Mira owszem, miały w sobie masę entuzjazmu a choreografia była przemyślana, ale masa błędów technicznych utrudniała pozytywny odbiór potyczki. Niemniej jednak widać było w całym tym zamieszaniu potencjał i szczerze kibicuję wrestlerkom na przyszłość. Pojedynek w wyniku fantazyjnej dźwigni z mostkiem wygrała Mira wyrównując porachunki z poprzedniego eventu.

Boski Ostrowski (w) vs. Dawid Oliwa vs. Greg vs. Kaszub vs. Leśny vs. Peter Pannache [6-Man Elimination match o miano pretendenta do pasa KPW]

W ringu spotkało się 3 członków Kawalerii (Greg, Kaszub i Leśny) oraz 3 faworytów tłumu (Pannache, Oliwa i Ostrowski) i muszę przyznać, że był to zdecydowanie najjaśniejszy punkt wieczoru. Wszystko miało posmak wydarzenia o znacznie większej renomie i  byłem bardzo pozytywnie zaskoczony wybijającą się jakością potyczki, poprzedzonej bardzo naturalnym promo, w którym Peter wykorzystał pomysły obelg z publiki. Żeby wiele więcej nie tłumaczyć, wymienię po prostu parę elementów starcia: Piękny Kawaler siedzący przy ringu i sączący piwo, użycie paralizatora, uderzenia krzesłem, walka w tłumie, wyrzucenie zawodnika z pierwszego piętra trybun na dół, sącząca się krew i pojedynek przyjaciół. Brzmi naprawdę nieźle, nie? I tak właśnie było.

Ale czy warto?

Oczywiście, że warto. Jeśli jesteś fanem wrestlingu wybierz się na galę KPW, gdy tylko będziesz miał taką możliwość. Walki z każdą, kolejną imprezą są coraz lepsze. Tak samo promosy i organizacja. Treningi wyraźnie nie idą w las. Po zakończeniu gali zawodnicy wychodzą do fanów i można z nimi swobodnie pogadać czy porobić zdjęcia. Ponadto bilety są w bardzo rozsądnej cenie i zwyczajnie nie widzę przeciwwskazań, dla których  nie miałbyś się na takim wydarzeniu pojawić. Widzimy się na następnej gali KPW.

 

Exit mobile version