Recenzja z Tygrysicem: Elimination Chamber 2017

2
wwe-elimination-chamber-social

Dla SmackDown to już ostatni przystanek w drodze na Wrestlemanię. Po niej pozostało konsekwentnie budować napięcie i rozbudowywać fabułę przed najważniejszą galą w ciągu roku. Wszyscy już od miesięcy spekulują, co dokładnie wydarzy się w Ontario. Elimination Chamber postanowiło uchylić nam rąbka tajemnicy.

Segmenty Carmelli i Jamesa Ellswortha

Wyciągnę to na samym początku, bo nie chcę się denerwować przez resztę tekstu. Padaka, kicz i tragedia teatru kukiełkowego. Ellsworth grać nie potrafi. Pani przeprowadzająca wywiady po kolejnych meczach nie ma na tyle charyzmy, żebym sprawdził jej imię w internecie. Carmella nie jest w stanie już niczego nie ratować. Proszę nie róbcie takich segmentów więcej. Już wolę reklamę WWE Champions.

Becky Lynch (w) vs. Mickie James [Singles match]

Scenarzyści musieli mieć ciężki orzech do zgryzienia, decydując się na to, kto wygra tę walkę. Z jednej strony Becky, niedawny mistrz, dla której kolejna przegrana na PPV mogłaby oznaczać znaczny spadek w szeroko pojętym prestiżu. Z drugiej Mickie James, weteran powracający po wielu latach do głównego rosteru. Dla niej przegrana oznacza, że jej imię nie jest już tak wielkie, jak kiedyś było.

Mam przykre wrażenie, że wynik jest zwyczajnie błędem. Pomimo dominacji Mickie przez większość walki i ciągłego skupienia na ręce przeciwniczki Becky udaje się wygrać sprytnym roll-upem. Teoretycznie stajemy przed klasycznym rozwiązaniem pt. „ta dobra wygrała, ale ta zła nadal wygląda na groźną”. W tym przypadku jednak nie zadziałało to zbyt dobrze. Mecz był dla Mickie na raz powrotem i pierwszym PPV. Przegrana uwłaczyła jej respektowi i rozbiła fasadę „wielkiej Divy”, która miała pokazać, że lata temu one też potrafiły walczyć, ale polityka WWE im na to nie pozwalała. Becky miałaby zdecydowanie łatwiejszy powrót na piedestał po ewentualnej porażce, z pomocą wątku w stylu „aspirującej młodej pokonującej przeciwności po uprzednim upokorzeniu przez weterana”.  Błąd scenarzystów wydaje się też łączyć z wynikiem walki o SmackDown Women’s Championship. Ale o tym za parę chwil.

Dolph Ziggler vs. Apollo Crews & Kalisto (w) [2-on-1 handicap match]

Atak Zigglera na Kalisto w trakcie jego wyjścia na scenę zasługuje na osobną pochwałę. Rzut w panele wyświetlające działa niemal zawsze. Tak właśnie buduje się heela i zabezpiecza mecz przed byciem zbyt jednostronnym lub niesprawiedliwym widowiskiem.

Sama walka przebiegał dosyć klasycznie z prawdopodobną wygraną Dolpha nad osamotnionym Crewsem. Gdy na ring powoli wspiął się poobijany Kalisto, szala zaczęła się jednak przechylać. Po zgrabnym połączeniu charakterystycznych ruchów Ziggler musiał uznać wyższość przeciwników. Zdenerwowany Showoff postanowił ukrócić celebrację i zapoznać obu panów z miejscowym krzesłem. Tak jak Kalisto i Crews są dla mnie kompletną stratą tlenu w WWE, tak te mecze to idealny materiał na budowę osobowości Dolpha Zigglera.

Okrzyki tłumu „THANK YOU, DOLPH” tylko potwierdzają, jak kiepskimi i obojętnymi dla widzów postaciami są Apollo i jego nowy, meksykański przyjaciel.

Heath Slater & Rhyno vs. Breezango vs. The Vaudevillains vs. The Usos vs. American Alpha (w) vs. The Ascension [Tag team turmoil match o WWE SmackDown Tag Team Championship]

Ta walka miała potencjał odbudować rywalizację tag teamów, która ostatnimi czasy na SmackDown dość mocno kulała. Szkoda, że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej.

Najpierw w ringu pojawili się Beauty and The Man Beast i Breezango. Cieszy mnie to, że Fandango i Tyler Breeze nie zostali potraktowani jak popychadła i przegrali w uczciwym meczu. Ich gimmick zdecydowanie mi nie siedzi i wolałbym zobaczyć tak utalentowanego wrestlera jak Breeze w walce o jakiś pas indywidualny, ale no cóż… gdyby schudł o 4 kilo mógłby dołączyć do cruiserweightów.

Popychadłami z pewnością za to można nazwać The Vaudevillains, którzy zniknęli z ringu szybciej niż się pojawili. Vince musi ich nienawidzić…

Mecz nabrał tempa gdy na scenę wkroczyli The Usos. Chłopakom służy zmiana imidżu, ale nie wykorzystali swojej okazji na budowanie osobowości, choćby w połowie tak dobrze jak Dolph Ziggler. Szczęśliwie, zdecydowanie zwyciężyli zmęczonych Slatera i Rhyno.

Przyszedł czas na aktualnych mistrzów – The American Alpha, którzy dla mnie są zwyczajnie irytujący i nie potrafię znaleźć w stosunku do nich krzty sympatii. Ich warsztat i umiejętności są niezaprzeczalne, ale cały czas odnoszę wrażenie, że to typ gości, którzy cały czas muszą robić szum wokół siebie, bo inaczej pada im samoocena. Potyczka nie potrwała zbyt długo i bliźniacy Uso musieli opuścić ring. Zanim to zrobili postanowili jednak spuścić solidny, nieprzepisowy wpiernicz czempionom i pozostawić ich na pastwę ostatniego tag teamu.

Gdy Ascension rozpoczęło swój pochód w stronę leżących Gabla i Jordana wszystkim przypomniało się nagle, że Konnor i Viktor wygrali swój ostatni mecz i istnieje realna szansa na zmianę mistrzów….nic z tego. Para młodych, zmęczonych i poturbowanych chłopaków pokonała najdłużej panujących NXT Tag Team Champions ośmieszając ich i tak naprawdę całą resztę drużyn. Wynik walki sprawił, że American Alpha wygląda na odrealnioną i przecenioną parę czempionów a reszta tag teamów na bandę łajz. Tak się nie robi.

Nikki Bella vs. Natalya (d) [Singles match]

Pomimo że walka ta nie była żadnym widowiskiem, oglądało się ją z nieukrywaną ciekawością. Z jednej strony czuć było olbrzymie pokłady agresji w zachowaniu obu pań, z drugiej strony widać było próbę ciągłej ochrony naprawianej chirurgicznie szyi jednej z bliźniaczek Bella. Wrestlerki zdecydowanie pokazały, że nie był to zwykły mecz a bitwa charakterów. Remis nie umniejszył wadze walki, a bójka na zapleczu jedynie dodała wrażeniu, że z tego feudu jeszcze wiele może wyniknąć. Tylko nie dawajmy mikrofonu Natalyi zbyt często.

Randy Orton (w) vs. Luke Harper [Singles match]

Wszyscy wiedzieliśmy jak musi się skończyć ten mecz. Nie pokonuje się na PPV faceta, który wystąpi w main evencie Wrestlemanii. Mimo to Randy i Luke dali z siebie naprawdę wiele. Orton na tym etapie swojej kariery nie musi już nikomu niczego udowadniać, ale Harperowi ta walka pomogła przypieczętować miejsce w szeregach osób, którym należy się przygoda z pasem drugiej kategorii. Pozostaje jednak jedno pytanie. Czy to była taka walka na zgodę i teraz Wyaci będą znowu razem, czy może panowie bili się o miejsce u boku Braya? Poczekamy, zobaczymy.

Alexa Bliss vs. Naomi (w) [Singles match o WWE SmackDown Women’s Championship]

Panowanie Alexy Bliss nie zapisze się w annałach wrestlingu wielkimi literami. Częste porażki, brak poważnego traktowania, kiepski booking. Miejmy nadzieję, że z nową mistrzynią – Naomi, będzie inaczej. Żona Jimmy’ego Uso pokonała Little Miss Bliss w satysfakcjonującej potyczce, która z jednej strony niczym mnie nie porwała, ale z drugiej, nie pozostawiła mi niczego, do czego mógłbym się przyczepić. Cieszę się, że pas zmienił właściciela bez większej celebracji. Może wprowadzi to trochę świeżości do żeńskiej dywizji.

Dziwić może, że swój mecz wygrała również Becky Lynch sprawiając, że duet heeli wyglądać może teraz…niepoważnie. To tylko kolejny powód, dla którego to Mickie James powinna była wyjść ze swojej potyczki zwycięsko.

AJ Styles vs. John Cena vs. Dean Ambrose vs. Bray Wyatt (w) vs. Baron Corbin  vs. The Miz [Elimination chamber match o WWE Championship]

Elimination Chamber reklamowane jest od zawsze jako najbardziej niebezpieczna konstrukcja w WWE. Nowy, bardzo dobry design klatki tylko umocnił atmosferę wyjątkowości całego meczu. Dla AJ Styles’a i czempiona – Johna Ceny, którzy zmuszeni byli rozpocząć walkę o pas mistrzowski reklamy nie minęły się z prawdą. Wrestlerzy narzucili sobie szybkie tempo i gdy po 5 minutach dołączył do nich Dean Ambrose wiadomym było, że czeka ich ciężka przeprawa. Panowie rzucali sobą we wszystko co tylko możliwe i wspinali się na komory klatki, tylko po to by runąć w dół na przeciwnika. Następnie w ring wpadł Bray Wyatt dodając starciom ciężaru, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Później pomiędzy nimi pojawił się Baron Corbin. Choreografia walk była godna podziwu, pomimo że rzadko kiedy widzieliśmy żeby w jednym momencie działa się więcej niż jedna akcja. Każdy z wrestlerów świetnie radził sobie aktorsko, opowiadając historie drobnymi ruchami i zagraniami.

Gdy The Lone Wolf wyczyścił ring z przeciwników do meczu miał dołączyć przerażony Miz. Odwrócił on uwagę Barona, co skrzętnie wykorzystał Dean Ambrose eliminując go rollupem. Corbin wpadł w szał i zmasakrował Lunatic Fringa pozostawiając go chowającemu się w swojej komorze Mizowi do wyeliminowania. A-Listera pożegnał po chwili John Cena. Trio Miz-Ambrose-Corbin zapowiedziało nam niesamowite możliwości rozwoju dla Intercontinental Championship i mam nadzieję, że na Wrestlemanii zobaczymy emocjonujący triple threat.

Wróćmy jednak do środka klatki. W ringu pozostali The Phenomenal One, The Face That Runs The Place i The Eater of Worlds. Starcie najlepszych z najlepszych. Wykończonych i zmordowanych najlepszych z najlepszych. Każdy atak miał w somie tyle furii i zmęczenia ile tylko możliwe. A kiedy tylko Bray Wyatt wykorzystał szansę na użycie Sister Abigail na Johnie Cenie, a sędzia odklepał RAZ…DWA…TRZY widownia oszalała. Wiedzieliśmy, że będziemy mieli nowego mistrza.  Po kolejnych dewastujących minutach AJ Styles musiał uznać wyższość swojego przeciwnika po tym, jak skontrował on The Phenomenal Forearm w swojego finishera.

Bray Wyatt jest nowym WWE Championem. Nareszcie. Zasłużenie. Miejmy nadzieję, że zostanie tak na długo, a wygrana z Randym Ortonem sprawi, że 2017 będzie rokiem „Zjadacza Światów”.

OCENA: 6+/10

Dwie zmiany pasa i fenomenalna, finalna walka nie były w stanie w pełni uratować całego widowiska, które cierpiało na niewykorzystane okazje i błędne decyzje, szczególnie w kwestii tag teamów. Niemniej jednak przesiedziałem przez 3 godziny PPV z zadowoloną miną i z wielką nadzieją patrzę w przód na okres panowania Braya Wyatta…chyba muszę sobie kupić jego koszulkę.

A Ty co myślisz o Elimination Chamber? Koniecznie daj nam znać w komentarzu.

 

Więcej postów