Felietonowa sobota: The Undertaker kontra Roman Reigns – geniusz Vince`a, czy szalony pomysł?

2

Wrestlemania zbliża się wielkimi krokami. Do największego wydarzenia roku we wrestlingu zostało już tylko 43 dni, z tygodnia na tydzień coraz bardziej można poczuć klimat „Sceny największej ze wszystkich”. Feudy nabierają rozmachu, powoli zarysowując obrazy starć, jakie mogą nas czekać 2 kwietnia. Jednym z nich może być pojedynek legendy, najbardziej ikonicznej postaci w historii WWE, mowa oczywiście o Deadmanie z obecną „twarzą” federacji McMahon`a – Romanem Reigns`em. Czy byłaby to właściwa decyzja?

Na początku zadajmy sobie pytanie. Jakie mamy skojarzenia z Wrestlemanią? Oczywiście zdania mogą się różnić, jednak jestem pewien, iż znaczna część wrestlingowych entuzjastów uzna odpowiedź za banalną, a mianowicie pierwsze, co przychodzi na myśl to The Undertaker, oraz jego niesamowity streak. Przez 21 lat Deadman pozostawał niezwyciężony na największej scenie, co jest niebywałym wręcz osiągnięciem. Mogą pojawiać się pytania typu: „Pfff, to z kim on niby walczył, skoro jest taki niezwyciężony, z jobberam jakimiś?”. Otóż nie, wyzwania podjęły największe gwiazdy WWE na przestrzeni lat, postaci takie jak: Shawn Michaels, Triple H, Kane, Ric Flair, (Giant Gonzalesa pomińmy), etc. Każdy jeden z tego zacnego grona poległ. Dlaczego używam sformułowania „zacnego”? Pojedynek z The Undertakerem na Wrestlemanii wiązał i wciąż wiąże się z niesamowitym prestiżem, jest to swego rodzaju wyróżnienie dla gwiazdy, okazja, żeby zabłysnąć w oczach setek tysięcy fanów. Z każdym kolejnym rokiem padały pytania: Kto następny? Komu przypadnie ten zaszczyt? Na podstawie ostatnich wydarzeń podczas gali Royal Rumble śmiało możemy stwierdzić, że tegorocznym wybrańcem może być  Roman Reigns.

 

Wejście Romana z numerem 30 mocno wpłynęło na reakcję fanów zarówno tych w Alamo Dome, jak i tych przed ekranami. Był w tym jednak pewien określony cel, a nawet dwa. Skupmy się jednak na tym pierwszorzędnym. Undertaker był wymieniany w gronie faworytów do zwycięstwa, co zagwarantowałoby mu cieplutkie miejsce w main evencie. Kilkadziesiąt minut wcześniej pas WWE zdobył John Cena, pozwalało nam to marzyć o starciu legend, na które czekamy długi, bardzo długi czas. Tutaj właśnie się ujawnia wyżej wspomniany cel, który zrealizować miał Roman, a było nim wyeliminowanie Deadmana z Royal Rumble. Następująca po nim wymiana spojrzeń, w tle mieniące się logo Wrestlemanii, te dwa elementy chyba nie pozostawiły nam żadnych wątpliwości – panowie zmierzą się ze sobą na największej scenie. Pierwsza myśl: „NIE, TYLKO NIE TO!”. Druga myśl: „To może się udać”.

Z racji tego, iż Grabarz ma już swoje lata, tegoroczna Mania może być jego ostatnią. Pewne jest to, że Vince chce skorzystać z tego w jakiś sposób, tak, żeby ostatni występ legendy miał wpływ na przyszlość WWE. Pojawia się zatem pytanie. W jaki sposób niby ma się to udać, skoro Taker ma walczyć z nudnym Reigns`em? Odpowiedź jest prosta. HEEL TURN. Zwycięstwo „złotego chłopca” McMahona spowodowałoby ogromną reakcję publiczności, w końcu to ostatni raz kiedy widzimy Deadmana i w dodatku sprawcą jego emerytury jest już nielubiany przez publikę Reigns. Fakt, że PRZEZ NIEGO odchodzi postać tak uwielbiana pomógłby ustabilizować go jako największego heel`a w rosterze. Jeżeli w taki sposób zakończy się ten feud, będzie to z pewnością objaw geniuszu.

Czy WWE będzie miało jaja, żeby postąpić w taki sposób? Tego dowiemy się wkrótce, ja z kolei z niecierpliwością wyczekuję odpowiedzi na to pytanie.