Felieton: Arabia Saudyjska, czyli jak legendy WWE dorabiają na emeryturze
Ci, którzy oglądali „Zapaśnika” kojarzą zapewne scenę w której Randy Robinson przyjeżdża na sesję rozdawania (a raczej sprzedawania) autografów. Fani za określoną kwotę mogli robić sobie także zdjęcia z wrestlerami oraz kupować od nich gadżety w postaci płyt DVD, koszulek i innych podobnych rzeczy. Gdy „Ram” popatrzył dookoła, sala wypełniona była weteranami. Zawodnicy, którzy byli już w podeszłym wieku, mieli problemy zdrowotne i nie mogli występować na ringu tak właśnie zarabiali na swojej wrestlingowej emeryturze.
Dlaczego przytoczyłem tę właśnie scenę w ramach wstępu do mojego felietonu? Bowiem jak przekonaliśmy się w zeszłym roku, dziś dla legend wrestlingu takie sesje nie są jednym rozwiązaniem. Dzięki nawiązaniu współpracy WWE z Arabią Saudyjską, na stole znajdują się ogromne pieniądze. To właśnie one przyciągają gwiazdy takie jak The Undertaker, Goldberg, a nawet Shawn Michaels do tego, by ponownie wejść do ringu i stoczyć na nim pełnoprawną walkę. Za jeden pojedynek mogą zarobić tyle, że jeśli nie będą zbytnio rozrzutni starczy im na kilka lat. W grę wchodzą bowiem siedmiocyfrowe liczby.
Oczywiście dla nich jest to bardzo korzystna oferta. Sam Jim Ross przyznał ostatnio, że Undertaker musi teraz zarabiać na życie, a jeśli nie jest w stanie walczyć regularnie, to dwie walki w roku przy których za jedną z nich zarobi kwotę około milionową to dla niego jak wygrana na loterii. Pytanie jednak brzmi – co z fanami? Czy dla nich oglądanie walki Triple H’a i Shawna Michaelsa z Undertakerem i Kanem jest czymś fascynującym? Czy sprawia im przyjemność oglądanie tag team matchu gości, którzy mają łącznie 206 lat? Tu już niestety pojawia się duży problem i oburzenie sporej części uniwersum WWE, co jest jak najbardziej zrozumiałe.
Sam strasznie męczyłem się oglądając tą blisko 30-minutową „batalię”, choć solowe starcie Undertakera z Triple H’em na Super Show-Down było jeszcze gorsze. Potrafię jednak zrozumieć te gwiazdy, ponieważ najprawdopodobniej na ich miejscu także zgodziłbym się wystąpić na takiej gali. Przykro mi było jedynie patrzeć na powracającego Shawna Michaelsa, ponieważ w tym akurat przypadku mam mieszane uczucia. W końcu chyba wszyscy widzieliśmy jego niesamowitą walkę z The Undertakerem na WrestleManii 26 po której zakończył swoją karierę. Przez 8 lat zapewniał wszystkich, że nie powróci z emerytury i nie zachowa się jak inni goście, których kusiły pieniądze. I chyba rzeczywiście każdy wierzył w jego słowa, ja również. Jak się okazuje, gdy na horyzoncie pojawiła się Arabia Saudyjska, HBK zmienił swoje zdanie i postanowił wrócić na ring. Nie wystarczyły mu zatem pieniądze z WWE, które aktualnie zarabia pracując przy NXT. Czy mogę się z tym pogodzić? Nie bardzo, ale i tak nie miałem na to wpływu. To po prostu się wydarzyło i tyle. Z pewnością wielu fanów zawiodło się na Michaelsie, ale nic nie mogliśmy na to poradzić. To była tylko i wyłącznie jego decyzja i należy ją zaakceptować. A, to czy ktoś po tym powrocie stracił szacunek do HBK’a to już inna i w zasadzie jego własna sprawa.
Oderwijmy się natomiast od tytułu felietonu i skupmy się ogólnie na galach WWE w Arabii Saudyjskiej. Niektórzy bowiem nazywają je większymi live eventami, drudzy podróbką WrestleManii, a trzeci z pewnością znajdą jeszcze jakieś inne określenie. Czy zgadzam się z którymiś z nich? Wydaje mi się, że mimo wszystko eventy w Arabii są zdecydowanie czymś więcej niż większymi live eventami. Przede wszystkim odbywają się one na dużych stadionach przy całej masie pirotechniki, walki promowane są na tygodniówkach, a udział na nich biorą gwiazdy wielkiego formatu. Czy to przypomina live event? Raczej nie bardzo.
Idąc dalej, czy można porównać gale w Arabii z WrestleManią? Tutaj już pojawia się pewien dylemat, bowiem na pierwszy rzut oka można dostrzec sporo podobieństw. Niemniej umówmy się – WrestleMania jest wyjątkowa. Gdy już przychodzi jej dzień, każdy fan myśli o niej od rana. To wielkie coroczne święto fanów wrestlingu i tak pozostanie już na zawsze. I choć eventy w Arabii Saudyjskiej są podobne do WrestleManii, czuć jednak wielką przepaść pomiędzy nimi.
Do jakiej szufladki zakwalifikować zatem arabskie show? Gdybym miał odpowiedzieć na te pytanie, powiedziałbym, że nie ma takiej. Moim zdaniem zarówno Greatest Royal Rumble jak i Crown Jewel były czymś odrębnym. Można chyba nawet użyć sformułowania – gale na zlecenie. Ot, bardzo bogaci ludzie zażyczyli sobie, aby w ich kraju co roku odbywały się wielkie eventy wrestlingu, skontaktowali się z WWE, postawili swoje warunki, podpisali umowę i tyle. Gdyby w Polsce znalazł się ktoś kto chciałby zorganizować coś podobnego na PGE Narodowym w Warszawie i miałby przeznaczone na to pieniądze, myślę, że WWE bardzo uważnie rozpatrzyłoby i tą propozycję. Szczególnie, że w końcu mamy swojego reprezentanta w NXT, a Polska graniczy z Niemcami, gdzie wrestling jest bardzo popularny i z pewnością taki event skusiłby niemieckich fanów na zakup biletu.
Czas się jednak obudzić i kontynuować główne wątki felietonu, który w sumie będę już powoli kończył, ponieważ nie chcę żeby był za długi. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu fanom gale w Arabii Saudyjskiej się nie podobają i są raczej obiektem żartów. Osobiście z ostatniej gali Crown Jewel również nie szczędziłem sobie żartów, ponieważ inaczej chyba się nie dało. To co zobaczyliśmy, a zobaczyliśmy m.in. Shane’a McMahona wygrywającego turniej o „Puchar Świata” oraz „walkę” Brocka Lesnara z Braunem Strowmanem, która była gównem (przepraszam za wyrażenie) to szczyt żenady w wykonaniu WWE. Dobrze, że nie oglądałem tej gali w towarzystwie kogoś kto wrestlingu jeszcze nigdy nie widział, bo byłoby mi zwyczajnie wstyd.
Nie jest jednak tak, że wszystko tam jest do bani i na pewno są aspekty, które zasługują na uznanie. Między innymi pirotechnika w postaci fajerwerków, na którą zawsze zwracałem uwagę i trzeba przyznać, że podczas eventów w Arabii wygląda to naprawdę efektownie. Samo oglądanie gal wrestlingu na wypełnionych stadionach jest już pewnego rodzaju gratką. Cofnąłbym się też do Greatest Royal Rumble, które koniec końców wcale nie jest tak źle wspominane. Rzekłbym nawet, że jest przez nas wspominane bardzo dobrze, a to ze względu na telewizyjny debiut Babatunde. Oglądałem to na żywo i była to chwila której nigdy nie zapomnę. Raczej nie zapomnę także poślizgu Titusa O’Neila, który wsunął się pod ring. A, co tam… Zobaczmy to jeszcze raz!
Z pozytywnych rzeczy musimy wrócić się do negatywnych, ponieważ przypomniałem sobie co jeszcze mi (jak i innym fanom) nie podoba się podczas arabskich eventów. Są to ludzie siedzący w pierwszych rzędach. Nie dość, że siedzą na fotelach (!) to wielu z nich nie zwraca uwagi na akcję w ringu, tylko przechadza się pomiędzy swoimi miejscami, co jest naprawdę bardzo denerwujące dla każdego kto ogląda to na ekranie swojego telewizora, komputera lub telefonu. Nie lepiej byłoby stworzyć dla tych osób specjalną lożę VIP oddaloną od ringu, a w pierwszych rzędach dać prawdziwych fanów wrestlingu, którym zależy na oglądaniu i na dopingowaniu? Z pewnością byłoby lepiej, z tym, że Arabia Saudyjska to Arabia Saudyjska i raczej mało wątpliwe jest, aby miało się to zmienić. W końcu dzieci szejków muszą mieć najlepszą widoczność, a tatusiowie swoich dzieci samych nie zostawią. Zresztą, gdyby w pierwszych rzędach siedziały same dzieci wyglądałoby to trochę jak widownia teatrzyku szkolnego. A, tego też bym nie chciał.
Patrzę na liczbę słów i widzę, że przekroczyła 1 150, zatem najwyższa pora kończyć. Na pewno standardowo jest coś o czym zapomniałem wspomnieć, ale wydaje mi się, że najważniejsze aspekty zostały omówione. Podsumowując, nikt nikomu nie każe oglądać gal organizowanych w Arabii Saudyjskiej. To trochę tak jak z tymi osobami, które co tydzień narzekają na poziom tygodniówek WWE, ale i tak cały czas je oglądają. Czy nie lepiej byłoby przerzucić się np. na Impact Wrestling (które w moim odczuciu prezentuje obecnie zdecydowanie lepszy produkt niż WWE) i zamiast co tydzień krytykować RAW w swoich postach na Facebooku, nie lepiej z uśmiechem na twarzy pisać o tygodniówce Impact? Wybór pozostawiam Wam, natomiast ja osobiście na pewno będę oglądał czerwcową galę w Arabii na żywo (gdyby była w godzinach nocnych to nie) i będę wypatrywał pozytywnych akcentów. Czy takowe będą? Na razie ciężko powiedzieć, bowiem o gali wiemy tylko tyle, że mają na niej wystąpić m.in. Goldberg i The Undertaker. To raczej dobrze nie wróży, ale mam nadzieję, że gorzej niż na Crown Jewel nie będzie. A, wiecie kto na pewno będzie usatysfakcjonowany? Każdy wrestler, który na tej gali wystąpi, ponieważ dla niego będzie to kolejna rekordowa wypłata. A, zatem co tam… niech mają!