Najwięksi nieobecni Wrestlemanii XL
Od kilku lat obserwujemy WM-ki, które trwają dwie noce. Pomimo ogromnych starań, niektórzy zawodnicy z nieco wyższej półki, ominęli „Największą ze scen”. W tym roku lista nie jest aż tak bardzo poważna (głównie za sprawą Ladder Matchu). Nadal pojawiło się jednak kilka nazwisk, o których warto wspomnieć. Przedstawię Wam więc gwiazdy, które nie miały swojej walki na Wrestlemanii, choć powinno/miało wyglądać to inaczej. W zestawieniu nie uwzględniałem zawodników z kontuzjami.
„Big” Bronson Reed
Australijczyk to chyba największy wrestlingowy pechowiec początku 2024 roku. Najpierw anulowany występ przed swoją rodzimą publicznością (Elimination Chamber), później ominięta Wrestlemania, pomimo dość solidnej pozycji w rosterze. Oczywiście w życiu prywatnym urodziło mu się dziecko, stąd też absencja na EC, natomiast nie jestem przekonany czy zwycięstwo w Andre the Giant Memorial Battle Royalu zastąpiło godnie występ na WM (swoją drogą – po co ten memoriał w ogóle dalej istnieje?) Na dzisiejszym Raw Reed stwierdził, że to dopiero początek, jednakże słyszeliśmy to już od wielu zawodników. Najbliższe tygodnie pokażą czy Reed faktycznie będzie w stanie piąć się w hierarchii.
Nia Jax
Tak, wiem, jakie macie zdanie na temat „potężnej” wrestlerki, ale trzeba przyznać, że widać ogromny progres od jej powrotu do federacji. Przez ostatnie miesiące wraz z Becky i Rheą, stanowiły o sile kobiecej dywizji na Raw, więc jej nieobecność na Wrestlemanii jest co najmniej zastanawiająca. Dostaliśmy bowiem bezsensowny pojedynek Bianci Belair, Jade Cargill i Naomi przeciwko Damage CTRL, natomiast dla Jax zabrakło miejsca w karcie. Trochę szkoda mi Jax – nadal hejt na nią jest spory, pomimo tego, że faktycznie stara się ze wszystkich sił i od powrotu jest w ringu naprawdę dość bezpieczną zawodniczką.
Liv Morgan
Po wybrykach wrestlerki z używkami, fani czekali na powrót Liv. Była mistrzyni kobiet SmackDown zakończyła oczekiwania fanów na tegorocznym Royal Rumble, gdzie weszła z numerem 30. Drugi rok z rzędu znalazła się w finałowej dwójce, jednak po raz kolejny nie udało jej się zwyciężyć. Swój bilet na WM mogła wywalczyć również na Elimination Chamber. Tam jednak górą była Becky Lynch. Przez chwilę mówiło się po potencjalnym Triple Threat Matchu, natomiast Morgan finalnie obejrzała WM z trybun.
Shinsuke Nakamura
Wszyscy wiemy, jaką pozycję ma obecnie Nakamura. Na Raw przegrał w kilka minut z Dragunovem, wcześniej tak naprawdę nie dokończył feudów z Rhodesem czy Zaynem. Nie byłoby w tym nic skandalicznego, gdyby nie fakt, że postać Nakamury wyewoluowała, dostał zupełnie nowy gimmick i powinno dziać się z Japończykiem coś więcej. Sądzę, że każdy doskonale wie, że Shinsuke jest w WWE głównie dla dobrych pieniędzy i spokojnego zakończenia kariery, ale w takim razie po co to zmiana gimmicku, która naprawdę była obiecująca?
Chad Gable
Nie będzie kontrowersją, jeśli napiszę, że Gable jest największym przegranym tegorocznej Wrestlemanii. Gable toczył fenomenalne pojedynki z Guntherem, zyskał rzeszę fanów, a finalnie wylądował jako „trener” Zayna, bez swojej walki na największej gali w roku. Internet wrzał, kiedy to Zayn finalnie wygrał batalię o pojedynek z Guntherem. Czy słusznie? Można tak powiedzieć. Zayn w ostatnim czasie był totalnie „nijaki”, zaś Chad dawał z siebie 120% i był jednym z czynników, dlaczego run Austriaka z pasem IC będziemy wspominać tak dobrze. Gable’owi należał się występ na WM jak psu buda, jednak Triple H po raz kolejny podjął dziwaczną decyzję.
Solo Sikoa
Co prawda sam zainteresowany pojawił się na gali, interweniując w main evencie drugiej nocy. To chyba nie był jednak spot, w którym „Enforcer of The Bloodline” chciał się znaleźć. Jeszcze nie tak dawno Sikoa był maszyną do niszczenia wrogów rodziny, a nawet głośno mówiło się o jego starciu z Randym Ortonem na Wrestlemanii. W międzyczasie Solo zaliczył jednak serię porażek, a jego momentum zostało zrównane z ziemią. Czy słusznie? No nie do końca. Romana Reignsa póki co nie ma, a pamiętajmy, że to Solo miał przejąć pałeczkę po Romanie jako „Head of the Table”. W tym momencie jednak Solo byłby totalnym żartem i karykaturą tego, co Reigns budował przez ponad 3 lata.
Poważnie zastanawiałem się nad tym czy umieścić „Wikinga” na tej liście. Pobejrzeniu kilku jego walk, prezencji i pomyśleniu, kto na tej Wrestlemanii się znalazł (np. Naomi) stwierdziłem, że pominięcie Ivara byłoby błędem. Przypomnę, że jego tag team partner zmaga się z kontuzją, więc wraz z Valhallą ruszyli, by Ivar zdominował solową dywizję. Na początku wyglądało to całkiem nieźle – pomimo swojej postury, imponował atletycznością, a walki z Gablem były najlepszymi na tygodniówkach. Co więc się stało? Myślę, że głównym problemem był tu brak rozbudowania tego gimmicku. Ivar pojawiał się, dawał bardzo dobre walki i znikał. Jego postać zupełnie nie została pchnięta do przodu i sam zawodnik na tym stracił, pomimo faktu, że ringowo prezentował się wyśmienicie.
A Wam kogo najbardziej brakowało na tegorocznej Wrestlemanii? Dajcie znać w komentarzach!