WrestleMania w Performance Center, gdy usłyszeliśmy tę wiadomość zamurowało nas. Do fanów nie docierał fakt, że najważniejsza gala WWE w roku, jak i w świecie pro wrestlingu odbędzie się w centrum treningowym. Z czasem wszyscy to zaakceptowali, aczkolwiek wizja tegorocznej WM’ki, jako wielkiej gali drastycznie zmalała. Nadal jest to WrestleMania, ale w nieco innym formacie, do którego federacja musiała się dostosować. Nie mieli innego wyjścia, bo jak wiadomo pandemia koronowirusa zniweczyła plany na organizację show w Tampie. Brak stadionu, brak publiki oraz brak tradycyjnej Manii na żywo + podzielnie gali na dwie noce i nagrywanie jej. Taki los spotkał WrestleManię, lecz do wszystkiego trzeba było się dostosować i pogodzić się z obecną sytuacją. Pierwsza noc już za nami i szczerze Wam powiem, że nie było wcale tak źle. Co prawda nie było pięknego stage’u, fajerwerków i specjalnych wejściówek, ale nadal była to „The Grandest Stage of Them All”.
Obejrzałem galę w całości na żywo i wcale nie żałuję zarwanej nocki. 9 pojedynków, prawie 4 godziny wrestlingu i przednia zabawa do końca, mimo że nie wszystko wypadało idealnie, bo kilka starć krótko mówiąc „ssało”, to biorąc pod uwagę całokształt dostaliśmy solidne show, jak na standardy, w których przyszło organizacji stworzyć i rozpisać WrestleManię. Mimo ziewu w początkowej części gali z czasem poziom się unormował, zaś ostatnia godzina WM’ki wypadła bardzo dobrze. Interesujący Ladder Match o pasy tag teamowe Smackdown, klasyczne starcie Owensa i Rollinsa, a także epicki main event, w którym AJ Styles podejmował The Undertakera w „Boneyard Matchu” zakończyły w udany sposób pierwszy dzień WrestleManii. Po krótkim wstępie tradycyjnie zapraszam was do mojej opinii, w której to subiektywnie ocenię każdą z walk. Życzę miłego czytania!
Singles Match
Drew Gulak vs Cesaro
W kick offie otrzymaliśmy tradycyjną zapowiedź walk, które nas czekają oraz jeden pojedynek, w którym zmierzyli się Drew Gulak i Cesaro. Panowie zamieszani są w feud Daniela Bryana z Samim Zaynem, więc zwyczajnie ich sparowano. Była to krótka walka, w której tak naprawdę nie wydarzyło się nic, co byłoby warte szczególnej uwagi. Typowy zapchaj dziurę mecz, który wleciał do kick offu z zasady. Panowie dali nam chwilowy pokaz siłowo-technicznego wrestlingu, a zakończył się on tryumfem Szwajcara.
Zwycięzca: Cesaro
Moja ocena: * 1\2*
WWE Women’s Tag Team Championship Match
The Kabuki Warriors vs Alexa Bliss & Nikki Cross
Główną część gali otworzył tag team match, w którym na szali znalazły się tytuły tagowe kobiet. Nie będę owijał w bawełnę, ale to starcie zupełnie mi się nie podobało. Zestawienie to oglądaliśmy już 535658657 razy i wizja kolejnego ani trochę mnie nie jarała. Title reign Japonek był bardzo dobry i nie widziałem zbytnio sensu, aby straciły one pasy na Manii. Jedyny tag team kobiet, który coś sobą prezentował i pasy przy nich nie zaginęły w odmętach. Dlatego też zakończenie tej walki mnie zdziwiło, bo mistrzynie przegrały od tak, w prosty sposób i na luzie przerzucono tytuły na Bliss i Cross. Nie chcę się doszukiwać sensu tej decyzji, więc kwestii tej nie będę roztrząsał. Sam pojedynek był po prostu słaby. Dostaliśmy niezły „Screamfest” i prawdę mówiąc strasznie mnie to irytowało, bo momentami czułem się, jakbym oglądał film porno. Niestety, ale taki jest defekt gal bez publiki, gdzie słychać jęki i krzyki wrestlerek, co przyjemne zbytnio nie jest. Wszyscy oczekiwali zwycięstwa Asuki i Kairi, lecz WWE postanowiło nas zaskoczyć zmianą mistrzyń.
Zwyciężczynie: Alexa Bliss & Nikki Cross
Moja ocena: ** 1\4*
Singles Match
Elias vs King Corbin
Corbin i Elias toczyli ze sobą rywalizację od kilku tygodni, która doprowadziła ich do walki na WrestleManii. Ciekaw jestem, czy gdyby Mania odbywała się w normalnych warunkach, to panowie spotkaliby się w głównej karcie. Nie jest to kaliber walki na WM, ale w zaistniałej sytuacji, nie jest to nic dziwnego. Czego oczekiwałem od obu panów? tego, że nie będzie to zbyt długie starcie i dostaniemy sensowny booking. Ostatnia dominacja króla mogła wskazywać, iż na WM’ce zwycięsko wyjść musi Elias, ale jak wiadomo pewności nie było. Na ogół rzecz biorąc, panowie spisali się dobrze i stworzyli w miarę dobrą walkę. Ani zbyt długa i ani zbyt krótka, w sam raz pod względem czasowym. Cieszy fakt, że zabookowano wygraną Eliasa i piosenkarz miał swoją „chwilę” na największej ze scen, zaś irytująca postać Corbina została powstrzymana.
Zwycięzca: Elias
Moja ocena: ** 1\4*
WWE RAW Women’s Championship Match
Becky Lynch vs Shayna Baszler
Z tym pojedynkiem mam taki problem, że nie był on wcale słaby, jak to już się naczytałem na grupach wrestlingowych. Problem tkwi w zakończeniu tego starcia i jego czasie, bo jednak nie odzwierciedliło to zaciętego feudu, który Becky i Shayna toczyły przez ostatni czas. Panie od samego początku narzuciły dynamiczne tempo i zapowiadało się bardzo ciekawie. Serio wyglądało to dobrze i przez te kilka minut dostaliśmy zaciętą bijatykę, w której lekką przewagę zyskała Lynch. Niestety końcówka totalnie zepsuła odbiór całej walki, bo Irlandka znowu odnosi zwycięstwo przez roll up na Manii. Trudno się nie domyślić, dlaczego w taki sposób to zakończono. Zapewne WWE szykuje kontynuację feudu i zobaczymy jeszcze starcie pomiędzy Lynch i Baszler. Podbudowa pretendentki wskazywała, że możemy poznać nową mistrzynię, ale znów we znaki wdała się zasada, że kto wygrywa na tygodniówkach ten polega na PPV.
Zwyciężczyni: Becky Lynch
Moja ocena: ** 3\4*
WWE Intercontinental Championship Match
Daniel Bryan vs Sami Zayn
Miał być showstealer, a wyszedł jedynie średni pojedynek. Nie mam nikomu tego za złe, bo wiemy w jakiej sytuacji WWE się znalazło. Gdyby ta walka odbywała się na Raymond James Stadium, to z pewnością federacja dołożyłaby wszelkich starań, aby pojedynek był dłuższy i przykułoby się do niego większą uwagę. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem czego spodziewać się po tej walce, bo z jednej strony mieliśmy Daniela, który jest Danielem i jego wygrana była bardziej prawdopodobna. Zayn w ostatnim czasie wygrał pas IC i stał się liderem ugrupowania, które tworzy z Nakamurą i Cesaro. W meczu z Bryanem, Sami nie był wcale bez szans, bo miał koło siebie obstawę, która zawsze mogła dołożyć od siebie 5 groszy. Wmieszano Gulaka i świtę Samiego, to wytworzyło mały chaos wokół walki, co wykorzystał Zayn. Trochę w zbyt prosty sposób skończyli tę walkę, choć postawiono na element zaskoczenia, jakim był „Helluva Kick”, którym Sami zatrzymał Bryana w locie. Wygrana Kanadyjczyka mnie nie zaskoczyła i sądzę, że Zayna z pasem będziemy oglądać jeszcze przez dłuższy okres.
Zwycięzca: Sami Zayn
Moja ocena: ***
WWE SmackDown Tag Team Championship Triple Threat Ladder Match
John Morrison vs Jimmy Uso vs Kofi Kingston
Zamiast klasycznej walki 3 drużyn otrzymaliśmy „Triple Threat”, ale Morrisona, Uso i Kofiego. Ku mojemu zaskoczeniu, pojedynek ten był trzeci w hierarchii najlepszych podczas 1 dnia WrestleManii. Panowie odwalili kawał dobrej roboty, a walka mogła się podobać. Nie dostaliśmy „suchego” Ladder Matchu, w którym pojawiła się tylko jedna drabina i tyle. Ciekawie rozplanowano starcie, które obfitowało w kilka mocniejszych spotów. Zdecydowanym MVP tego starcia był John Morrison, który zaprezentował się z kapitalnej strony. Mieliśmy tutaj trójkę wrestlerów, których stać było na wiele i dobitnie pokazali to w tym pojedynku. Na ogromny plus wykorzystanie drabin, kreatywność Johna, Jimmy’ego i Kingstona oraz booking końca walki. Spoty, ryzykowne akcje i ciągłe używanie motywu przewodniego, czyli drabin. Finalne minuty pokazały, że nawet gdy postawili ich pod ścianą, to panowie skleili coś naprawdę dobrego. Obrona pasów tag team przez Morrisona i Miza mogła być do przewidzenia, aczkolwiek spot kończący starcie wlał nieco niepewności, jeśli chodzi o kwestię zwycięzcy. Pasy spadł na ring, a Morrison po prostu je sobie wziął pozostawiając zdziwionych rywali na szczycie drabiny.
Zwycięzca: John Morrison
Moja ocena: *** 1\2*
No Disqualification Match
Kevin Owens vs Seth Rollins
Pod względem czysto ringowym był to najlepszy mecz tej nocy. Po bardzo dobrze zbudowanej rywalizacji, panowie spotkali się na WrestleManii, aby zakończyć swój długofalowy storyline. Klasyczny singles match zakończył się dyskwalifikacją, do której doprowadził Seth, gdy to uderzył Owensa gongiem. Panowie mieli już za sobą kilka dobrych minut walki, w której toczyli bardzo dobry mecz. Kapitalnie oddano charakter obecnej postaci Rollinsa, który łapie się wszystkiego, aby ugrać swoje i nie wyjść na tchórza. Świetnie pokazano też Kevina, po ogłoszeniu werdyktu wziął mikrofon i wyzwał „Mesjasza” do wznowienia walki, ale tym razem zamienionej w No DQ Match. Wyszedł na totalnego fightera, który nie daje sobie w kaszę dmuchać i dąży do sprawiedliwego zakończenia walki. Prawdziwą jatkę oglądać mogliśmy właśnie w tej części walki, gdzie rozpoczęła się ona na zasadach No DQ. Seth i Kevin poszli na całość i nie obyło się bez ostrzejszych akcji. Podobały mi się też dialogi, które wymienili między sobą w trakcie i wzajemnie się prowokowali. Bardzo chciałem, aby wykorzystano scenografię (wielkie logo WM) koło stołu komentatorskiego. Owens się oto postarał, bo wykonał potężnego „Sentona” z jej szczytu na leżącego Rollinsa, co było początkiem końca byłego WWE Championa. „Stunner” w ringu dopełnił formalności i KO mógł się cieszyć z wygranej.
Zwycięzca: Kevin Owens
Moja ocena: ****
WWE Universal Championship Match
Goldberg vs Braun Strowman
Strowman zastąpił Romana Reignsa, który wycofał się z walki z Goldbergiem. Szybka podmianka nie każdemu przypadła do gustu, ale należało uszanować decyzję „Big Doga”, który wolał dmuchać na zimne. Spodziewałem się takiego przebiegu walki, która będzie krótka i zabookowana w prosty sposób. Zapowiadało się na „squash” w wykonaniu Billa, kiedy to zaaplikował kilka spearów Braunowi. Szala jednak szybki przechyliła się na rzecz „Monster Among Mana”, który przejął inicjatywę i zdewastował Goldberga za pomocą „Running Power Slamu”. Wykonał tę akcję kilkukrotnie i ostatecznie pokonał Billa. Czy zaskoczyło mnie takie zakończenie? zupełnie nie. Goldberg traci mistrzostwo, zaś Strowman w końcu dobija się do głównego tytułu w WWE.
Zwycięzca: Braun Strowman
Moja ocena: *
Boneyard Match
The Undertaker vs AJ Styles
Ciężko jest mi ocenić ten pojedynek pod względem czysto wrestlingowym, więc wezmę pod uwagę całokształt. To, czego byliśmy świadkami dzisiejszej nocy, przejdzie do historii WWE. Federacja wyprodukowała coś unikatowego, co odbiło się szerokim echem w środowisku wrestlingowym i zebrało wiele pochwalnych opinii od fanów oraz osób związanych z pro wrestlingiem. Styles i Undertaker opowiedzieli wspaniałą historię, idealnie odegrali swoje role w tym niestandardowym starciu i byli częścią jednego z najlepszych main eventów WM’ki ostatnich lat. Słowa uznania dla ekipy produkcyjnej, bo dali z siebie więcej niż 100%, pracując nad tym pojedynkiem. Otrzymaliśmy kapitalne widowisko, które okraszone było wspaniałym montażem, świetnymi ujęciami kamer i bardzo ciekawą historią. Undertaker pojawił się w tej walce jako „American Badass”, czyli postaci, której od wielu lat w WWE nie widzieliśmy. AJ teoretycznie był tutaj skazany na porażkę, ale w trakcie starcia nie było tego w ogóle widać. Oglądając tę walkę, czułem się, jakbym oglądał dobry film, a nie coś związanego z wrestlingiem. Wątek starcia został tutaj fajnie poprowadzony, bo mieliśmy ukazaną słabość Takera, przebiegłość Stylesa, trash talk, dialogi obu panów, w którym poruszano osobiste kwestie i nawet nadprzyrodzone moce zmarłego. AJ nie był osamotniony, bo koło siebie miał OC Club, a także tajemnicze postacie, które pojawiły się w pewnym momencie walki. Końcówka tej batalii wryła mnie w łóżko. Undertaker był na wykończeniu, a Styles był bliski jego pogrzebania. Miałem takie przeczucie, że faktycznie zakopie on Takera i wygra „Boneyard Match„. Finalna scena, w której „Deadman” pojawia się nagle za plecami AJ’a była epicka. Byłem pewny, że Taker pogrzebie fenomenalnego. Gdy już było po wszystkim, kamera pokazała zakopany dół, w którym widniała ręka AJ’a wystająca z gleby.
Zwycięzca: The Undertaker
Moja ocena: **** 1\2*