WWE Kamyka – RAW 02.12.2024 RAPORT

0

Zapraszamy do czytania raportu z najnowszego odcinka WWE Monday Night RAW przygotowanego przez e-federację wrestlingową WWE Kamyka.

Przed trwającym odcinkiem Monday Night RAW kamery przenoszą nas w nietypowe miejsce – na podziemny parking.

Obraz z monitoringu pokazuje elegancki wjazd czarnego, lśniącego pojazdu. To nie jest zwyczajny samochód, to symbol klasy i luksusu – Rolls Royce, błyszczący niczym diament pod sztucznym światłem neonowych lamp. Samochód z gracją parkuje na miejscu oznaczonym jako „zarezerwowane”, a jego prezencja już sama w sobie budzi ciekawość i napięcie. Szyk, z jakim pojazd się zatrzymuje, wywołuje naturalną potrzebę zajrzenia do środka i ujrzenia, kto może być właścicielem tak imponującego środka transportu. Niestety, przyciemniane szyby skutecznie blokują dostęp do jakiegokolwiek wglądu w jego wnętrze. Tajemnica tylko podsyca atmosferę – kim jest osoba, która porusza się takim wozem? Oczekiwanie nie trwa długo. Z cienia wyłania się mężczyzna, ubrany w nienagannie skrojony garnitur, na wzór klasycznego kamerdynera. Z gracją podbiega do samochodu, by otworzyć drzwi kierowcy. W tej samej chwili kamera zmienia kąt, a widzowie otrzymują wyraźny obraz mężczyzny, który wychodzi z auta. Gdy jego sylwetka staje się coraz bardziej widoczna, trudno uwierzyć własnym oczom. To nie jest anonimowa postać – to ktoś doskonale znany fanom WWE. To on – JAX HAVOC! Publiczność przed telewizorami i na arenie zamiera. Jax Havoc?! Czy to możliwe? Przecież wszystko wskazywało na to, że powinien przebywać w areszcie! Po wydarzeniach na Royal Rumble, które wzbudziły falę kontrowersji, zarówno media, jak i społeczność fanów wrestlingu, jednogłośnie potępiły jego czyny. W prasie i internecie roiło się od doniesień o jego zatrzymaniu, a wiele osób zdawało się już wydawać wyrok, zanim jeszcze sprawa trafiła na salę sądową. A teraz… teraz on pojawia się tutaj, na RAW, wjeżdżając na arenę w wielkim stylu, jak gdyby nic się nie stało. Cisza, jaka zapada w tym momencie, jest wręcz namacalna. Wszystko wskazuje na to, że dzisiejszy wieczór będzie pełen niespodzianek. Co sprowadza Jaxa Havoca na RAW? Jakie wyjaśnienia, jeśli w ogóle, ma do zaoferowania? I przede wszystkim – jakie będą konsekwencje jego obecności? Odpowiedzi na te pytania na pewno poznamy już wkrótce, ale jedno jest pewne – emocje sięgają zenitu.

Solo Sikoa | WWE

Zadowolony Samoańczyk wysiada z samochodu z pewnością siebie, która niemal namacalnie wypełnia przestrzeń wokół niego. Gdy kamerdyner – mężczyzna o imieniu George – z szacunkiem podchodzi bliżej, Samoańczyk z uśmiechem wręcza mu kluczyki do lśniącego Rolls Royce’a. Gest ten, choć prosty, świadczy o jego nonszalancji i poczuciu pełnej kontroli nad sytuacją. George, jakby z wyuczonym oddaniem, przyjmuje kluczyki, a Samoańczyk przenosi swoją uwagę na wnętrze auta. Z miejsca pasażera na przodzie wyciąga coś, co niemal przykuwa wzrok kamer – połyskujący, świeżo wypolerowany tytuł mistrzowski. Jego powierzchnia odbija światło niczym zwierciadło, podkreślając każdy detal prestiżowego pasa. Samoańczyk pewnym ruchem zarzuca go sobie na ramię, jakby chciał jeszcze mocniej zaakcentować swoją dominację i osiągnięcia. Na jego twarzy pojawia się jeszcze szerszy uśmiech – taki, który można odczytać jako mieszankę triumfu i cichej kpiny wobec wszystkiego, co go otacza. Przez chwilę stoi w miejscu, patrząc w podłogę, jakby pogrążony w myślach. Jednak jego wyraz twarzy zdradza, że to nie melancholia, a raczej ironiczne rozbawienie sytuacją, w której się znalazł. Kręci głową, jakby z niedowierzaniem lub może z lekceważeniem – gest ten wydaje się mówić: „Czy to naprawdę to wszystko, co mieliście do zaoferowania?”. Jego postawa mówi więcej niż słowa, ale mimo to w końcu przemawia, jego głos pewny i spokojny, jakby każda sylaba była starannie zaplanowana, by podkreślić wagę tego momentu. Jax staje na chwilę w miejscu, spoglądając w stronę kamery z tym charakterystycznym, drapieżnym uśmiechem, który od lat budzi zarówno podziw, jak i strach. Na jego twarzy maluje się wyraz triumfu – jakby każda chwila jego obecności tutaj była starannie zaplanowaną demonstracją siły. Przesuwa dłońmi po połyskującym pasie mistrzowskim, po czym podnosi głowę i rzuca swoje słowa z nieskrywaną pewnością siebie.

Jax Havoc: Wróciłem! Kto tęsknił? Zapamiętajcie to sobie – jestem niezniszczalny. Pora się zabawić. Widzimy się potem, George.

Wypowiadając te słowa, jego ton ocieka arogancją i pewnością siebie, a ostatnie zdanie rzuca w kierunku kamerdynera, który wciąż z szacunkiem czeka obok samochodu. George jedynie skinął głową, jakby przyzwyczajony do takiej dynamiki swojego pracodawcy. Havoc rzucił ostatnie spojrzenie na parking, po czym pewnym, spokojnym krokiem ruszył w kierunku części biurowej areny. Jego sylwetka, z pasem mistrzowskim błyszczącym na ramieniu, emanowała niepowstrzymaną determinacją. Wyglądał, jakby w głowie miał dokładnie wypisany plan – cel, do którego zmierzał z nieugiętym przekonaniem. Jakby każda jego decyzja była tylko częścią większej, starannie zaplanowanej gry, w której to on jest niekwestionowanym mistrzem.

▫️▫️▫️

Fire Flames GIF - Fire Flames Burning - Discover & Share GIFs

Tuż chwilę po rozpoczęciu show światła, wszystkie co do jednego na arenie przygasają jedyne co słychać w tym momencie to chichy, delikatny szum publiczności… Po chwili całą areną rozświetla się złotymi oraz czerwonymi reflektorami, tworząc coś na wzór aury odpowiadającą władzy oraz triumfu. Pierwsze riffy „Cult of Personality” przerywają ciszę która dotychczas panowała wypełniając całą arenę, cała przestrzeń mocą i pewnością siebie tego który za chwilę wyjdzie! Dlaczego akurat tak? Ponieważ właśnie na telebimie wyświetla się napis – „PATRICK BELAIR – THE STANDARD OF EXCELLENCE”, a złote iskry zdają się eksplodować na ekranie to właśnie wtedy „Wonderful Kid” Patrick Belair stawia swoje pierwsze kroki na rampę robiąc to powoli nigdzie się nie spiesząc a zarazem zachowując pełne wyrachowanie jego osoby. Wygląd tego młodzieńca dopracowany do perfekcji – młody, arogancki zawodnik w błyszczących, złotych spodniach z czerwonymi akcentami i białej kurtce obszytej złotym haftem. Na jego twarzy gości szeroki, samolubny uśmiech, który wyraźnie mówi: Właśnie patrzycie na numer jeden. Patrick zatrzymuje się na środku rampy. Rozkłada ramiona, jakby oczekiwał owacji na swoją cześć. Publiczność reaguje różnie — jedni go nienawidzą, inni nie mogą oderwać od niego wzroku. Patrick przechyla głowę w bok, patrząc na tłum z wyraźnym politowaniem, po czym wskazuje palcem na siebie i krzyczy:

Ring Of Honor Nick Wayne GIF - Ring of honor Nick wayne - Discover & Share GIFs

Muzyka wchodzi w refren, a Belair rusza dalej, krok za krokiem, z pewnością modela na wybiegu. Po drodze zadziornie spogląda na fanów w pierwszym rzędzie, odrzucając ich uwagi gestem, jakby wcale nie zasługiwali na jego czas. Przy ringu Patrick zatrzymuje się jeszcze raz. Podchodzi do kamery, która śledzi każdy jego ruch, i patrząc prosto w obiektyw, mówi z uśmiechem:

“Ja jestem przyszłością tego biznesu. Reszta? To tylko przeszłość.”

Z gracją wchodzi na krawędź ringu i wspina się na narożnik. Rozkłada ramiona, jakby chłonął każdą reakcję zebranej publiczności. Przez chwilę patrzy w dal, unosi rękę i wskazuje na siebie, dając jasno do zrozumienia, że nikt inny nie ma znaczenia. W końcu zeskakuje z narożnika i spokojnie przechadza się po ringu aż dochodzi do narożnika tam staje z uśmiechem patrząc na wiszące już nad głowami setek osób logo nadchodzącej WrestleManii i z dumą kiwa głową a następnie chwyta za mikrofon stając na samym środku ringu przez chwilę wsłuchuje się liczne krzyki publiczności po czym zabiera w głosu głos…

Patrick Belair: Jesteśmy już po Royal Rumble… Tak, to już definitywnie zamknięty rozdział. Ale wiecie co? Dla mnie ta historia była napisana dużo wcześniej. To nie była jednorazowa chwila. To było ukoronowanie lat ciężkiej pracy, lat wyrzeczeń i walki. Każdy człowiek w tym biznesie ma swoją drogę, swoją historię, ale moja jest wyjątkowa. Od dziecka miałem wpajane zasady do głowy, z punktu widzenia osób trzecich można łatwo wyśmiać mnie i powiedzieć, że miałem po prostu lekko, miałem łatwo. Życie w takiej rodzinie wcale nie było proste, musiałem sprostać presji narzucanej przez własną rodzinę, przez najbliższych którzy nie pozwalali bym popełnił błąd a gdy to się stało… Byłem po prostu karany cisza, odrzuceniem a to ukształtowało mój pieprzony charakter. Nie przyszedłem się tu jednak żalić bo to wszystko nauczyło mnie jak być lepszą wersją siebie, jak być najlepszym gościem w historii tej czy innej branży. Człowiekiem który potrafi być wszędzie bo adaptuje się do sytuacji, do chwili i przybiera różną narrację i to czyni mnie kimś kto jak najbardziej będzie przyszłością jednakże…

Patrick robi krótką pauzę, przechadza się po ringu, jakby zastanawiając się, jak najlepiej ująć swoje myśli.

Patrick Belair: Kiedy patrzę wstecz, widzę tylko młodego chłopaka, który marzył, miał cele i chciał im sprostać. Który siedział na kanapie w salonie, oglądając WrestleManię z szeroko otwartymi oczami. Chłopaka, który obiecał sobie, że kiedyś stanie w tym ringu, przed tą publicznością, i pokaże wszystkim, na co go stać. Ale…

(Patrick spogląda na matę, pochyla głowę, jakby się zastanawiał, czy powinien to powiedzieć)

Patrick Belair: …marzenia to jedno. Rzeczywistość jest zupełnie inna znacznie brutalniejsza od tego co media, kamery chcą wam wszystkim pokazać ale tego nikt nie mówi głośno, bo to zepsuło by markę, to zepsuło by światopogląd na to wszystko i skazało takie potężne instytucje do ogłoszenia bankructwa.

Jego głos w tej chwili nabiera znacznie bardziej refleksyjnego tonu czyżby coś w jego głowie się teraz przestawiło a może Patrick pokazuje prawdziwe oblicze? Nie ważne Belair spogląda z jakby wyrzutem sumienia na publiczność, spogląda na nich nie oczekując niczego w zamian po prostu chcę czuć ich wzrok na swoim ciele, na sobie być może to dodaje mu swoistej pewności siebie, pozwala bardziej się przed nimi otworzyć i powiedzieć co tak naprawdę w nim tkwi, co tak naprawdę czuję.

Patrick Belair: Widzicie, przez lata słyszałem wiele rzeczy. Słyszałem, że jestem za młody. Że brak mi doświadczenia. Że moje nazwisko może i brzmi dobrze na plakacie, ale nie ma za sobą żadnej wartości. I wiecie co? Przez chwilę uwierzyłem w te słowa. Przez chwilę zacząłem myśleć, że może mają rację zacząłem czuć jak wszystko we mnie słabnie jak z każdą sekundą która upływa po prostu upadam jak tonę w oceanie tej bezpodstawnej krytyki która zabijała moje marzenia, ścinała ambicje niemal do samego zera. To było coś co dalej śni mi się po nocach jednak z tą różnicą, że nie czuję wobec tego niczego jak chęci śmiania się bo dziś… Dziś stoję przed całym światem patrząc w kamerę, stojąc w ringu WWE!

Patrick zatrzymuje się na środku ringu, podnosi głowę i spogląda w stronę tłumu.

Patrick Belair: Ale potem zacząłem pracować. Nie na pokaz, nie dla mediów, nie dla kamer. Pracowałem po cichu. Trenowałem tak długo, aż każdy ból w mięśniach przestał mieć znaczenie. Rozmawiałem z legendami, mentorami, ludźmi, którzy byli tutaj przede mną, bo wiedziałem, że nie jestem ponad nauką. Mogłem mówić o sobie wiele, mogłem nazywać się najlepszym ale doświadczenie to rzecz nabyta i słusznie ktoś mądry kiedyś powiedział – człowiek uczy się całe życie, w pełni zgadzam się z tym. Wszyscy uczymy się na błędach, wszyscy adaptujemy się i stajemy się lepsi z chwili na chwilę.

Przyklęka na jedno kolano i dotyka maty ringu, jakby podkreślając swoje przywiązanie do tego miejsca.

Patrick Belair: Ten ring to moje życie. To tutaj stawiam każdy krok, to tutaj zostawiam wszystko, co mam. I kiedy przychodzi noc taka jak Royal Rumble, kiedy czujesz ten hałas, ten chaos… wiesz, że to jest to. To dla takich chwil się żyje dla takich chwil właśnie oddałem wszystko by móc stać się jednym z czterdziestu, by móc pokazać całemu światu ile znaczyć wkrótce będzie Patryk Zborowski, ile znaczyć będzie Patrick Belair – mój kraj walczył o niepodległość z nierównym wrogiem, udało się zwyciężyliśmy i jestem dumny tak ja będę walczyć z każdym nigdy nie zapominając skąd tak naprawdę pochodzę.

Patrick podnosi się i wskazuje na tłum, jego ton staje się bardziej emocjonalny.

Patrick Belair: Czy kiedyś zdarzyło mi się popełnić błąd? Czy kiedyś zdarzyło mi się zaliczyć wtopę, potknięcie? Tak oczywiście! Powiedziałem kilka słów które mogły zostać źle zrozumiane, nie tak odebrane i nie boję się tego przyznać. Jadąc tu dziś dużo nad tym wszystkim rozmyślałem, mówiąc szczerze może nawet sprowokowałem ludzi którzy tego nie oczekiwali, zdenerwowałem tych których nie powinienem denerwować ale to dlatego, że jestem młody a młodość ma swoje własne prawa, prawda? Nie zrozumcie mnie źle, to żadne wytłumaczenie nawet nie próbuje się tłumaczyć bo tego nie potrzebuje, to nie jestem ja.

< Uśmiecha się lekko, z pozoru pokornie. >

Patrick Belair: Każdy przed debiutem myśli jakim będzie zawodnikiem, jaką narrację będzie prowadzić ale ja? Ja nie jestem tutaj żeby udawać kogoś kim nie jestem kogoś kim nigdy nie chciałem być. Nie chce być nazywany gwiazdą, dopóki na to sobie po prostu nie zasłużę. Nie chce by ktokolwiek mówił o mnie przyszłość dopóki nie dokonam dużych rzeczy, wartych skomentowania i przede wszystkim… Chce zdobyć szacunek, wasz szacunek w jedyny sposób jaki znam – osiągnę go dzięki ciężkiej pracy, dzięki determinacji i nie ważne ile razy upadnę ja powstanę robiąc to co kocham, robiąc to wszystko dla was…

< Kładzie dłoń na sercu i spogląda w kamerę. >

Patrick Belair: Dlatego mogę obiecać jedno: nie zawiodę was. Nie zawiodę nikogo, kto uwierzył we mnie i postawił na mnie. I nie zawiodę samego siebie. Bo to jest dopiero początek. A jeśli Royal Rumble był testem… to myślę, że zdałem go całkiem nieźle.

Patrick przestaje mówić, czeka chwilę, obserwując reakcję publiczności, po czym delikatnie opuszcza mikrofon i patrzy na tłum z wyrazem twarzy, który wydaje się być mieszanką pokory i determinacji.

WHO’S HOUSE?!

Publika momentalnie eksploduje, jakby ktoś odpalił fajerwerki w środku pełnej hali. W momencie, gdy rozbrzmiewają te legendarne słowa, ikoniczne już w tym pieprzonym biznesie, wszyscy doskonale wiedzą, co nadchodzi. Nie ma żadnych wątpliwości – Eddie Letho, „The Angel”, właśnie przypomniał, kto rządzi w tej grze. Tysiące gardeł zgrywa się w jedno, wrzeszcząc z siłą, która zdaje się wytrząsać każdą śrubkę tej areny:

EDDIE’S HOUSE!

Fala euforii zalewa trybuny, a Patrick, stojący na środku ringu, wygląda jakby właśnie ktoś wyszarpał mu dywan spod nóg. Jego twarz przechodzi całą gamę emocji – złość, zazdrość, gniew, ale przede wszystkim czystą, nieprzyjemną frustrację. Ten moment miał być jego! Miał błyszczeć, ale oto jest – Eddie „Freakin” Letho, człowiek, który zawsze ma ostatnie słowo. W tej samej chwili arenę wypełnia dźwięk „Big Pressure”, a tłum jeszcze bardziej szaleje, widząc na rampie sylwetkę Eddiego. Jest ubrany perfekcyjnie – casual, ale w tym jego stylu, co wygląda na przypadek, ale krzyczy „jestem tutaj”. W ręku trzyma mikrofon, ale jego pierwsze słowa jeszcze nie padają. Najpierw daje tłumowi chwilę, by się nacieszyć, bo przecież wie, że oni tu są dla niego.

Animations by SimplySonia — Swerve Strickland - AEW Dynamite - November 29,...

Zatrzymuje się na rampie, rzuca okiem na całe to morze ludzi, a potem robi to, co umie najlepiej – z gracją gwiazdy rocka zaczyna schodzić w stronę ringu. Każdy krok jest pewny siebie, ale swobodny, bo Eddie Letho nigdy nie wygląda na spiętego. Jest jak na koncercie – jego koncert, a publiczność zna każde słowo, każdy gest i każdy niuans tego spektaklu. Zanim wejdzie na apron, zatrzymuje się na chwilę, jeszcze raz omiata wzrokiem arenę i unosi rękę. Publiczność momentalnie cichnie – no, jak na ich możliwości, bo ten szum ekscytacji nigdy tak naprawdę nie gaśnie. Muzyka ucicha, a Letho jednym płynnym ruchem wskakuje na krawędź ringu. Patrick patrzy, a w jego oczach widzisz, że gotuje się do wybuchu. ddie przechodzi przez liny, równie płynnie jak zawsze. Ale zanim powie choć słowo, zatrzymuje się, budując napięcie. Oczywiście, wie, że wszyscy na to czekają. Powoli krąży po ringu, ignorując Patricka, który wygląda, jakby chciał eksplodować. W końcu Letho podnosi mikrofon do ust.

Eddie Letho – WHO’S HOUSE?! – rzuca ponownie, jakby nie słyszał tego chóru wcześniej.

Odpowiedź, jak zawsze, jest tak głośna, że podłoga niemal drży…

EDDIE’S HOUSE!

Eddie uśmiecha się szeroko, teatralnie przytulając mikrofon do serca, jakby te okrzyki były paliwem jego duszy.

Eddie Letho – No dobra, dobra, już wiemy! – rzuca z tym swoim szerokim, niemal odruchowym uśmiechem, który balansuje gdzieś między szczerością a czystą szyderą. Wygląda, jakby dopiero teraz zauważył Patricka, choć wiadomo, że od początku go obserwował. – Ej, Pat, stary, serio przepraszam, że ci przerywam… ale wiesz, jak to jest. Jak tylko słyszę coś w stylu „młody chłopak z marzeniami”, to muszę wrzucić swoje trzy grosze. No muszę.

Publika parska śmiechem, a Eddie rzuca im teatralne „co ja na to poradzę?” wzruszeniem ramion. Z jego twarzy ciężko wyczytać, czy naprawdę chce zbudować most porozumienia, czy tylko robi z Patricka przedmiot żartu.

Eddie Letho – Ale zanim zaczniesz – momentalnie wyciąga rękę w stronę Patricka, jakby ten zamierzał się odezwać, choć ledwo otworzył usta. – Daj mi skończyć, dobra? Obiecuję, że potem będziesz mógł się wyżalić albo podziękować, co tam wolisz. Bo widzisz, Pat, nie przyszedłem tutaj, żeby się z tobą wojować. Nie przyszedłem też na wzajemne głaskanie się po plecach. Przyszedłem powiedzieć ci prawdę. Jak cię widzę w WWE. Bo wiesz, czasem opinia kogoś, kto już wiele przeszedł, może być… pomocna. Tak przynajmniej słyszałem.

Letho uśmiecha się szerzej, na granicy śmiechu, jakby sam dobrze się bawił swoim żartem. Patrick, widocznie zaciskając zęby, próbuje utrzymać pokerową twarz, ale nie jest łatwo.

Eddie Letho – Na ostatnim FOXCAST gadałem z moim starszym bratem, Johnnym, o tobie. Pewnie słyszałeś – bo kto by nie słuchał? – Johnny, no cóż… był sceptyczny, jak to on. „Nie ufaj nowym twarzom”, „Nie ma przyszłości”, ,,Chłopak z Instagrama” blablabla. Typowe zwroty… Ale ja? Ja mówiłem o tobie całkiem spoko. Tak, spoko. Wiesz dlaczego? Bo ja w przeciwieństwie do Johnny’ego – tu Eddie robi dramatyczną pauzę – postanowiłem się trochę dokształcić. Poczytałem o tobie, obejrzałem co nieco, no i wiadomo, nasza mała wymiana ciosów na Royal Rumble też dała mi materiał. Powiem ci jedno: umiesz uderzyć, brachu. Przyznaję. Nawet mnie trochę zabolało, a to już coś.

Eddie robi krok w stronę Patricka, wciąż nonszalancki, ale teraz już bliżej – na tyle, by publiczność zaczęła wyczekiwać, czy to doprowadzi do jakiejś fizycznej akcji.

Eddie Letho – I wiesz co? Ja wierzę w tę twoją bajeczkę o chłopaku z marzeniami. Bo ja i ty mamy coś wspólnego – obaj zaczynaliśmy jako dzieciaki, których nikt nie traktował poważnie. Ale to tyle, jeśli chodzi o wspominki. Nie jestem tu, żeby gadać o sobie (choć, przyznam, że mógłbym godzinami). Przyszedłem powiedzieć ci, że… zrobiłeś robotę, Patrick. Na Rumble byłeś niezły. Nie powiem, że rozwaliłeś system, bo, no wiesz… ja tam byłem. Ale dla młodziaka? Szacun. Dojebałeś trochę ludziom, trochę mnie – ogólnie, solidne wejście, którego ja jak zaczynałem – nie miałem.

Eddie zbliża się jeszcze bardziej, jakby sprawdzał, ile Patrick wytrzyma. Uśmiech jednak nie znika z jego twarzy.

Eddie Letho – Myślę, że masz potencjał. Może nawet zostaniesz drugim Eddiem Letho? Albo, jak dobrze pójdzie, znajdziesz własną drogę i stworzysz coś unikatowego. Legendę, o której będą gadać przez lata. To trochę optymistyczne, ale hej, z twoim temperamentem i determinacją jak najbardziej realne.

Letho wyciąga rękę, z tym swoim szerokim, beztroskim uśmiechem, jakby naprawdę chciał pogratulować Patrickowi – albo po prostu zobaczyć, czy chłopak zbije z nim piątkę.

Eddie Letho – Tak czy inaczej, witamy w World Wrestling Entertainment, Pat. Baw się dobrze. Ale pamiętaj, stary – to dopiero początek twojej męczarni aby osiągnąć szczyt.

Publiczność eksploduje, a Eddie dalej trzyma rękę czekając szczerze, aż Patrick zareaguje.

Publiczność wybucha całą masą emocji, a Eddie Letho wciąż wyciąga rękę, czekając z autentyczną szczerością na reakcję Patricka. Jego postawa zdaje się zapraszać do pojednania, jednak wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót. Patrick, początkowo wyglądając na gotowego, by odwzajemnić gest Eddiego, nagle zmienia ton. Zamiast przybić grabę Aniołowi, odrzuca jego rękę z wyraźną obojętnością, a może nawet z lekkim niesmakiem. Uśmiech znika z twarzy Letho, zastąpiony przez wyraz konsternacji i zawodu. Belair spogląda na Eddiego chłodnym, kalkulującym wzrokiem, pozbawionym jakiejkolwiek oznaki szacunku. Jego postawa jasno wskazuje, że nie zamierza uznać zwycięzcy w duchu sportowej rywalizacji. Odwraca się lekko, dystansując się od swojego rozmówcy, jakby sam jego widok przyprawiał go o dyskomfort. Chwilę później unosi mikrofon do ust i ignorując oczekiwanie Eddiego oraz reakcje zgromadzonej widowni, przemawia w sposób, który doskonale niszczy wszelkie nadzieje na jakiekolwiek pojednanie.

Patrick Belair: Daruj sobie proszę tą paplaninę która niczego nie wnosi, Letho. Daruj sobie te życzliwe gesty i przechowaj je może dla tych, którzy rzeczywiście tego potrzebują. Ja mam dość. Wszystko, co przed chwilą powiedziałem, każde słowo, które wypowiedziałem zanim przeszkodziłeś mi swoim teatralnym wejściem, było…

Belair przerywa na moment, pozwalając, by cisza, która zapadła na moment obciążyła powietrze wokół niego. Jego twarz zdradza wyłącznie niechęć i frustrację, jakby cała scena była dla niego jedynie kolejnym niepotrzebnym zamieszaniem. Dla publiczności jest już jasne – to nie chwilowy wybuch emocji, to prawdziwe oblicze Patricka Belaira. Jego słowa, ton, gesty – wszystko to wskazuje na chłodną kalkulację i absolutny brak woli współpracy czy wzajemnego uznania. Eddie spojrzał na Patricka i zdawało się, że w jego głowie zrodziła się myśl, przeniósł się do bliskiego wspomnienia które przypominało mu właśnie ten moment, zaśmiał się pod nosem i przystawił mikrofon do ust po czym odrzekł podtrzymując swój spokojny ton głosu…

Eddie Letho – Mistyfikacja? Blef? To są słowa, które rzucasz, próbując wmówić sobie i wszystkim wokół, że masz mnie rozszyfrowanego. Ale czy ty w ogóle wiesz, co mówisz, młody? Kiedy patrzę na ciebie, widzę twarze z mojej przeszłości. Twarze ludzi, którzy próbowali mnie zatrzymać, zbić z tropu, zepchnąć z drogi na szczyt. Wszyscy oni mieli coś wspólnego z tobą – tę samą butę, ten sam brak zrozumienia, czym jest prawdziwa droga do sukcesu. Nie myśl sobie, że mówię to, by cię pouczać. Nie. Nie zamierzam być twoim mentorem, twoim przewodnikiem, twoim bohaterem. Mówię to, bo chcę, żebyś zrozumiał różnicę między nami. Ty możesz mieć talent, możesz mieć ambicje, a nawet przekonanie, że jesteś kimś więcej, niż faktycznie jesteś. Ale talent i ambicja to tylko fundamenty, na których buduje się doświadczenie. A tego nie da się przeskoczyć, nie da się kupić ani ukraść. Doświadczenie to droga, którą się przechodzi. Droga, na której płaci się czasem, bólem, potem i krwią. I chociaż próbujesz grać wielkiego, choć próbujesz udawać, że wiesz, co robisz, twoje ruchy cię zdradzają. Bo widzisz, Patrick… gdy wszedłem do tego ringu, nie zrobiłeś kroku w tył. Nie odszedłeś. Zostałeś tutaj, w mojej przestrzeni, w mojej obecności. Dlaczego? Bo mnie potrzebujesz. Potrzebujesz mojej uwagi, mojego spojrzenia, mojego uznania. A wiesz, dlaczego tego potrzebujesz? Bo bez kogoś takiego jak ja, bez kogoś, kto stanowi prawdziwe wyzwanie, ty nie istniejesz. Jesteś pustą fasadą, głośnym echem w pustym pokoju. Twoje wyzwiska, twoje wpisy, twoje krzyki to nic więcej jak próby udowodnienia, że masz znaczenie. Ale tak naprawdę ty sam wiesz, że to tylko iluzja. Bez światła, które rzucam na ciebie, jesteś nikim. Więc zadaj sobie pytanie: po co ten cały teatrzyk? Po co te gesty, te słowa, ta maskarada? Czy naprawdę myślisz, że to wystarczy, by mnie przekonać? Czy myślisz, że to wystarczy, by oszukać samego siebie? Patrzę na ciebie i widzę kogoś, kto desperacko próbuje być kimś, kim nie jest. A to, młody, jest smutniejszą iluzją niż jakakolwiek mistyfikacja, którą mógłbyś mi przypisać. I wiesz co? Mam zamiar wyrwać cię z tego snu. Przypomnieć ci, gdzie jest twoje miejsce. Nie dlatego, że jestem legendą, ale dlatego, że jestem tym, kim ty nigdy nie będziesz – prawdą.

Eddie celowo przerwał swoje słowa, wsłuchując się w narastające okrzyki publiczności. Dźwięk tłumu, który niósł się po arenie, wydawał się wzmacniać jego pewność siebie, jakby każda reakcja była potwierdzeniem jego słów. Jego wzrok przesunął się powoli po twarzach fanów, zanim znów utkwił w Patricku, który starał się zachować opanowanie, choć widać było, że jego nerwy są napięte. Eddie zrobił kilka spokojnych kroków w stronę narożnika. Oparł się o niego luźno, rozkładając ramiona, jakby chciał pokazać, że ma pełną kontrolę nad sytuacją. Patrzył na Belaira z dystansem, niemal z wyższością, jak nauczyciel patrzący na niesfornego ucznia. Jednak w jego oczach kryło się coś więcej – gniew, który powoli w nim narastał. Jeszcze raz rzucił spojrzenie na tłum, który wrzał z ekscytacji, zanim znów skupił wzrok na Patricku, wyraźnie roztargnionym i próbującym utrzymać swój pozornie spokojny wyraz twarzy. Eddie przemówił, tym razem jeszcze bardziej lodowatym tonem.

Eddie Letho: Patrick, muszę przyznać, że to, co właśnie powiedziałeś, jest naprawdę… ciekawe. Ale wiesz co? To nie ma znaczenia. Tak naprawdę to, co mówisz, nie zmienia niczego w tej walce. Bo to, co wypowiadasz, to tylko puste słowa, które nic nie znaczą w obliczu tego, czym naprawdę jest ta runda, ten rynsztok, w którym się znalazłeś. I wiesz, co? Może być ci naprawdę ciężko to zrozumieć, bo cały czas próbujesz udowodnić coś, czego nigdy nie zrozumiesz. Tak, muszę przyznać – to musi boleć, bo nie jesteś w stanie znieść prawdy, którą zaraz ci powiem. To, co mówiłem wcześniej – to właśnie jest to, co musisz pojąć. Kiedy słyszysz krzyki publiczności, czujesz tę presję, ten szum w tle, który teraz wybucha na całej hali, czujesz tę różnicę, Patrick. Słyszysz ich? Oni wiedzą, że nie masz tego, co ja. Oni wiedzą, że nie będziesz w stanie zdobyć tego, co osiągnąłem. Bo to nie chodzi tylko o talent, Patrick, nie chodzi o to, że masz jakieś chwile błysku, nie chodzi o to, że masz ten moment, w którym wszystko wydaje się możliwe. Bo to, co ci brakuje, to coś, czego nie da się po prostu wyćwiczyć. I to boli, prawda? Bo wiesz, że to prawda. Ty i ja nie jesteśmy tacy sami, nie mamy tej samej drogi, nie mamy tego samego doświadczenia. Ja jestem tu, bo zrobiłem coś, czego ty nie masz, bo przetrwałem to, czego ty nie przeżyjesz. I właśnie dlatego nigdy nie dorównasz temu, co osiągnąłem.

Eddie wziął głęboki oddech i powoli przeszedł kilka kroków wokół ringu, nie spuszczając wzroku z Patricka. Zatrzymał się na moment, by podkreślić swoje słowa, pozwalając napięciu i ciszy rosnąć.

Eddie Letho: Słuchaj, patrzę na ciebie i widzę dokładnie to, co widziałem w wielu młodych wojownikach, którzy kiedyś próbowali stawić mi czoła. Widziałem ich wszystkich – pełnych energii, pełnych ambicji, pełnych przekonania, że mają wszystko, by wygrać. Ale wiesz co? Każdy z nich upadł. Każdy z nich skończył w zapomnieniu, znikając w cieniu prawdziwych mistrzów. I ty, Patrick, jesteś dokładnie tym samym. Tylko że nie potrafisz tego dostrzec. Bo jesteś na początku drogi i nie wiesz jeszcze, jak ciężka i bolesna jest prawda, która nadchodzi. Ty nie wiesz, co to oznacza prawdziwy upadek, a jednak zbliżasz się do niego szybciej niż ci się wydaje. Bo wiesz co, Patrick? Droga, którą obrałeś, nie prowadzi do chwały, nie prowadzi do sukcesu. Ona prowadzi cię do klęski. I to nie dlatego, że nie masz talentu, bo go masz. Ale talent to tylko mały procent tego, co jest potrzebne, by dotrzeć na szczyt. Ty musisz nauczyć się jednej rzeczy – w tej grze nie chodzi o to, by być dobrym przez chwilę, by zabłysnąć na moment. Chodzi o to, by wytrwać. Chodzi o to, by przez lata trzymać poziom, by znać każdy aspekt tej walki, by mieć to, czego nie da się nauczyć z dnia na dzień. I ty, niestety, nie masz tego.

Eddie przestał chodzić, stanął w samym środku ringu, a jego wzrok przeszył Patricka. Głos miał teraz głęboki, pełen władzy i pewności siebie.

Eddie Letho: I wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ty masz jeszcze szansę. Masz szansę, by zawrócić, by zrozumieć, że to, co robisz, jest błędem. Ale zamiast to dostrzegać, ty wciąż wolisz błądzić w ciemności. Ja wiem, że tak było i w moim przypadku – byłem młody, byłem pewny siebie, byłem jak ty. Wydawało mi się, że wiem wszystko, że wiem, co muszę robić. Ale wiesz, co? Po drodze popełniłem mnóstwo błędów. I gdybym ich nie popełnił, gdybym nie wziął na klatę tych porażek, nie byłbym tu, gdzie jestem. Wiesz, Patrick, to jest najtrudniejsze, kiedy masz do wyboru – albo uczysz się z tych błędów, albo upadasz. Ale ty wybierasz tę pierwszą opcję. I nie widzisz, że to nie wystarczy. Nie wystarczy myśleć, że masz już wszystko, bo to dopiero początek. Ty jeszcze nie zacząłeś płacić ceny za to, co chcesz osiągnąć. A ta cena jest naprawdę wysoka. Nie wystarczy po prostu krzyczeć na Twitterze, nie wystarczy wchodzić na ringu z ładnymi słowami, nie wystarczy udawać, że wszystko jest pod kontrolą, bo nie jest. I wiesz, co się stanie, Patrick? Zanim się obejrzysz, to już będzie koniec. Będziesz leżał na ziemi, a ja będę dalej szedł do przodu, bo wiem, jak płacić tę cenę. Wiem, jak trudna jest ta droga, ale zrozum, że ta droga prowadzi do miejsca, którego ty nigdy nie osiągniesz.

Eddie spojrzał w oczy Patricka z wyrazem pełnym pewności siebie, jakby już teraz widział, jak ta historia się skończy. Potem odwrócił wzrok i znowu spojrzał na publiczność, pozwalając tłumowi wypełnić przestrzeń swoimi okrzykami.

Eddie Letho: Tak, może w końcu to zrozumiesz – że ja jestem tym, który zapłacił cenę, który przeszedł przez piekło by być tu, gdzie jestem. A ty? Ty jesteś dopiero na początku swojej podróży, ale już wiesz, że ona się nie skończy dobrze. I to, co powiedziałem, to nie jest groźba, to jest po prostu rzeczywistość, której nie jesteś gotów zaakceptować.

Letho gdy dokończył tylko wypowiadać ostatnie zdanie postanowił opuścić ring nie tracąc już więcej czasu którego i tak nie miał za wiele, natomiast sam Patrick? Patrick stał na ringu, ręce trzymając na swoich biodrach, z twarzą pełną pogardy, nie pozwolił Eddie’emu na ucieczkę, choć ucieczka Letho była tylko w jego głowie bo sam Eddie nie obawiał się kogoś takiego jak on. Chwycił Letho za ramię przyciągając go i nie pozwalając mu opuścić ringu, błysk w oku Anioła zwiastował kłopoty dla Belaira ale on o tym jeszcze nie wiedział. Spokojnie Eddie odepchnął dłoń młodszego zawodnika i stanął ponownie w ringu spoglądając mu prosto w oczy, oczekując na co co miało nadejść natomiast sam Patrick? On czuł się już zwycięzcą a nie miał przecież do tego powodów prawda? Mimo to kontynuował podtrzymując tą narrację, tkwiąc wciąż w tej roli.

Patrick Belair: Och, Eddie, Eddie, Eddie… Tak się cieszę, że mogę tu z tobą pogadać. Naprawdę z ręką na sercu ci to mówię. Tak bardzo się cieszę, że mam okazję powiedzieć ci kilka słów, których z pewnością nie chcesz słyszeć. Bo widzisz, całe twoje wielkie „doświadczenie” – to wszystko, czym tak się chwaliliście przez lata – nie znaczy nic w obliczu tego, co się dzieje teraz. Chciałeś odejść? Chciałeś wyjść bez pozwolenia?! Wiesz, co, Eddie? Nie tak łatwo ci to przyjdzie. Tak, nie pozwolę ci opuścić tego ringu, nie pozwolę ci odejść z takim brakiem szacunku. I nie próbuj mnie nawet przekonywać, że wszystko to jest zbyteczne, bo to nie jest zbyteczne. Dla mnie, to jest wszystko, co powinieneś usłyszeć, bo niczego nie nauczyłeś się przez te wszystkie lata, niczego nie rozumiesz.

Patrick zrobił kolejny krok w stronę Eddiego, jego twarz wykrzywiła się w ironiczny uśmiech, a głos stał się bardziej ostry i pełen pogardy.

Patrick Belair: Nie wiem, czy zauważyłeś Eddie, ale teraz to ja trzymam ten ring. To ja mam mikrofon. To ja mam was wszystkich – publiczność, całą tą energię, to ja mam kontrolę nad tym, co się tu dzieje. I wiesz co? Chciałbym, żebyś to zrozumiał, bo ty, jak widać, wciąż żyjesz w przeszłości. Wiesz, jaką masz reputację w tej branży? Reputację przeszłości. I chociaż twoje nazwisko kiedyś coś znaczyło, teraz jest tylko tym – historią, legendą, której nikt już nie pamięta, bo teraz to ja jestem tym, który buduje tę historię. A ty? Ty, Eddie, jesteś tylko… martwą częścią tej przeszłości. To, co robisz, to tylko patrzenie wstecz, gdy ja tworzę przyszłość.

Głos Patricka stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej złośliwy, jakby czerpał przyjemność z samego faktu, że teraz to on miał ostatnie słowo. Przechodził wokół ringu, nie spuszczając wzroku z Eddiego, a jego słowa były jak ukłucia w serce Letho.

Patrick Belair: I pozwól, że przypomnę ci coś, Eddie. Może zapomniałeś, bo wiesz, czasami bywa tak, że zapominasz o rzeczach, które są niewygodne. Ale ty, Eddie, pamiętasz pewnie, jak było na Royal Rumble, prawda? Wiesz, jak wyeliminowałem cię? Pamiętasz to uczucie? Pamiętasz moment, kiedy zorientowałeś się, że już nie jesteś tym głównym? Ty, który miałeś wszystko – doświadczenie, nazwisko, umiejętności – nic ci to nie pomogło. Tak, znowu pokazałem ci, że jestem silniejszy, lepszy, bardziej skoordynowany. Przypomnę ci, jak to było, gdy czułeś ten ciężar na plecach, kiedy poczułeś, że jesteś wyrzucany z ringu jak każdy inny. To było… zabawne. Bo to był moment, kiedy się zorientowałeś, że wszystko, co budowałeś przez te lata, legło w gruzach. I pamiętam twój wzrok – nie musiałem ci patrzeć w oczy, bo i tak wiedziałem, co czułeś. Wiedziałem, że to dla ciebie koniec, że to była twoja chwila upadku. Więc jak teraz możesz mieć czelność mówić mi, że mam szanować twoje doświadczenie, twoją przeszłość, skoro nie potrafisz radzić sobie w teraźniejszości?

Patrick zbliżył się jeszcze bardziej do Eddiego, już niemal twarzą w twarz, jego ton był pełen ironii, a każdy wypowiedziany wyraz niósł w sobie maksymalną pogardę.

Patrick Belair: Wiesz, co, Eddie? Chciałbym, żebyś zrozumiał jedną rzecz. Nawet jeśli marzysz, by opuścić ten ring, nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę ci tego zrobić. Tak, masz dość, masz już dość tego wszystkiego, tej ”mądrości”, tej twojej fałszywej pewności siebie. Ale wiesz co? To ty teraz będziesz musiał się zmierzyć ze mną, bo ja nie pozwolę ci po prostu stąd wyjść. I to nie jest kwestia tego, że nie masz nic więcej do powiedzenia. To kwestia tego, że wiesz, że nie możesz mi nic zrobić. Jesteś wypalony. I to nie jest tylko moje zdanie. To cała ta sala, wszyscy ci ludzie, którzy wiedzą, że to ja rządzę teraz tym rynkiem. Nie ty, Eddie. Ty nie masz już miejsca w tej grze. Jesteś tylko cieniem swojego dawnego ja. Tak, pamiętam cię jeszcze, pamiętam, jak kiedyś byłeś kimś, ale teraz? Teraz jesteś tylko… wspomnieniem. I to wspomnienie nie ma już żadnej wartości.

Patrick spojrzał na Eddiego z rozbawieniem, jakby w ogóle nie traktując go poważnie.

Patrick Belair: A teraz wracaj tam, gdzie twoje miejsce, Eddie. W cieniu, w zapomnieniu, gdzie nikt nie pamięta o twojej „legendzie”. Ja wciąż mam przed sobą całą przyszłość, a ty? Cóż, ty już jesteś historią.

Eddie stał tam, gdzie stał niemal nieruchomo, z poczuciem absolutnego rozbawienia ale tego nie było widać po nim. W tym momencie cała arena była na jego stronie, każdy jeden krzyk dotyczył Eddiego co było momentem irytacji Patricka bo mimo tak dobrego performance’u oni wciąż stali za Letho, oni wciąż byli po jego stronie i wciąż skandowali jego nazwisko. Letho ściągnął z siebie kurtkę i zepchnął ją z ringu. Atmosfera stała się gęstsza bardziej napięta – spojrzał Belairowi prosto w oczy i odrzekł.

Eddie Letho: Wiesz co, Patrick? Płytka pewność siebie, którą próbujesz sprzedać tym ludziom, to tylko pokaz. Widzę to. Czuję to i nie mam zamiaru udawać, że to ma jakiekolwiek znaczenie. Słyszysz ich? Zgadza się, to oni cię oklaskują, ale to nie zmienia faktu, że cała ta publiczność już dawno się znudziła tymi twoimi zagrywkami. Wiesz, co ci powiem? Nie jesteś kimś, kto zasługuje na to miejsce, nie jesteś żadnym bohaterem, patrzysz na siebie jak na gwiazdę, ale tak naprawdę jesteś tylko zepsutym dzieciakiem, który nie wie, czym jest prawdziwe życie. Tylko patrzysz na to, co może cię wyróżnić, na krótkotrwałą chwałę, a kiedy ją stracisz, nie będziesz miał nic. A ja… ja przeszedłem przez to piekło. Ja jestem tym, który wie, jak to jest walczyć, kiedy każda kość w ciele boli, a mimo to wstajesz, bo nie masz wyjścia. A ty? Ty nie masz pojęcia, co to znaczy walczyć w prawdziwym sensie tego słowa.

Letho powoli przeszedł w stronę narożnika i oparł się o niego, wciąż patrząc na Patricka. Zdał sobie sprawę, że młody zawodnik nie rozumie, jak głęboko się myli. Jego duma, a także pogarda wobec jego arogancji, była teraz wyraźna jak nigdy.

Eddie Letho: Zresztą, nie ma co rozmawiać o twoich próbach wywyższania się. Każdy wie, że te wybuchy to tylko gra dla tłumu. Ale wiesz, Patrick, to nie jest wystarczające. Ty wciąż próbujesz występować jak wielki mistrz, ale zapominasz o czymś bardzo ważnym. Wiesz, czym jest prawdziwa walka? Prawdziwa walka nie kończy się, kiedy ktoś cię pokona. Prawdziwa walka kończy się wtedy, kiedy nie masz już sił, a mimo to nie potrafisz przestać. Ty tego nie rozumiesz, Patrick. Ty nie wiesz, co to znaczy wyjść z ringu z krwią na dłoniach i nie wiedzieć, czy nie skończysz w szpitalu, a jednak decydujesz się wrócić na kolejny pojedynek, bo wiesz, że to jest twój los, to jest droga, którą musisz przejść. Ty jeszcze nie miałeś takich chwil. Ty nie wiesz, co to znaczy zaryzykować wszystko i nic nie oczekiwać w zamian.

Eddie spojrzał w górę, patrząc na tłum, który w tej chwili przepełniał arenę. Poczuł ich gniew, poczuł ich niecierpliwość, ale wiedział, że to on miał kontrolę nad sytuacją. Uśmiechnął się lekko, jakby to była tylko kolejna chwila w grze, której zasady znał lepiej niż ktokolwiek.

Eddie Letho: I teraz, wiesz co? Ja naprawdę nie zamierzam dawać ci tej walki, na którą tak desperacko liczyłeś. Masz swoje wyobrażenie o tym, jak to wszystko wygląda, ale to tylko iluzja. Ty nie zasługujesz na to, żeby wejść do ringu ze mną. Wiesz, dlaczego? Bo zaledwie co? W kilka dni pojawiłeś się na scenie i zacząłeś rozrabiać, ale nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy ktoś naprawdę stawia swoje życie na tej samej szali, co swoje marzenia. Może ci się wydawać, że to ja cię ignoruję, że cię lekceważę, ale prawda jest taka, że ty nie zasługujesz na tę walkę. Ty jesteś tylko małym dzieciakiem, który nie zna znaczenia poświęcenia. Nie wiem, co sobie myślisz, ale wiesz co? Ty nie zasłużyłeś na to, żeby stanąć w ringu ze mną, nie masz na to jeszcze najmniejszego prawa.

Eddie wyprostował się, patrząc na Patricka z pełną pogardą, i odwrócił się, przygotowując do odejścia, jakby zakończył całą tę rozmowę, która w jego oczach była już dawno zamkniętym tematem.

Eddie Letho: I zapamiętaj to, młody. Ja byłem w tej samej sytuacji co ty, ale przeszedłem przez piekło. Wszedłem do Royal Rumble po Falls Count Anywhere Matchu, kiedy wszyscy myśleli, że nie dam rady, że jestem skończony. Ale wiesz, co zrobiłem? Wstałem i dałem z siebie wszystko, kiedy każdy inny się poddał. Kiedy już nikt w to nie wierzył, ja byłem tam, gotowy walczyć, bo znałem tę siłę. Ty tego nie masz, nie masz tej determinacji, tej chęci walki, której nie da się wyćwiczyć. I wiem jedno: nawet jeśli chciałbyś walczyć ze mną, to w tej chwili ty po prostu nie jesteś na to gotowy. Kiedyś, jeśli będziesz miał szczęście, może będziesz miał okazję stanąć naprzeciwko mnie, ale teraz? Nie, Patrick. Tego nie dostaniesz. Nie dziś, nie jutro – podsumowując nigdy tego nie dostaniesz bo wątpię abyś był w stanie stanąć na podobnym poziomie co ja.

Po tym gdy Eddie zakończył swoją wypowiedź nie pozostawiając żadnych złudzeń jaki poziom dzieli tą dwójkę jego ludzie, jego publiczność wybuchła głośnym krzykiem i oklaskami dla swojego bohatera to nie podobało się Patrickowi, zarówno reakcja tych wszystkich ludzi jak to jak Letho się napawał tą całą sytuacją. Zdecydowanie większość ludzi zebranych tu na Monday Night RAW nie pozostawała żadnych złudzeń, że Patrick cokolwiek dla nich znaczy – spokojne wyważone słowa Eddiego były dla nich niczym manna z nieba. „Wonderful Kid” nie mógł tego dłużej znieść, nie mógł dłużej słuchać tego wszystkiego to upokorzenie doprowadzało go do wściekłości wybuchł ogromnym gniewem – cała jego twarz zaczerwieniła się z frustracji która musiała znaleźć upust a jego zaciśnięte pięści świadczyły o tym, że nie ma zamiaru odpuszczać. Więc w końcu Patrick przepełniony ogromem złości patrząc na Anioła wybuchł krzycząc…

Patrick Belair: No, no, no… Naprawdę myślisz, że masz jakąkolwiek rację? Ten tępy tłum tylko przyklaskuje zwykłemu idiocie który uważa się za lepsze od wszystkich, pozjadałeś wszystkie rozumy ale jesteś w ogromnym błędzie. Naprawde myślisz, że jestem jak każdy inny którego spotkałeś na swojej drodze ? Że będziesz mógł w stanie mnie po prostu zignorować czy przekrzyczeć? Ty pierdolony czarnuchu jesteś zwykłym śmieciem!

Jego głos brzmiał niecierpliwie i agresywnie, jego oczy płonęły najprawdziwszym gniewem i nienawiścią, spokojnie przełknął ślinę i dodał.

Patrick Belair: Jesteś pierdolonym czarnuchem, który myśli, że może być ponad tym wszystkim. Że może być nade mną, ale tkwisz w błędzie czarny kundlu, pokażę ci gdzie twoje miejsce, pokażę ci jak kiedyś traktowano ludzi z twoim kolorem skóry ale przede wszystkim pokażę ci co potrafi Patrick „Wonderful Kid” Belair!

I bez ostrzeżenia, Patrick rzuca się na Eddiego z całą swoją wściekłością, zamierzając wyrównać rachunki. Jego atak był zaskakująco szybki, ale Eddie, mając lata doświadczenia na koncie, natychmiast zorientował się, co się dzieje. Zanim młodszy zawodnik zdążył zadać cios, Eddie był już w ruchu, a jego ruchy były tak precyzyjne i opanowane, jakby przewidział ten atak. Patrick, czując opór, próbował kolejnego ataku, tym razem celując w głowę Eddiego. Letho zręcznie unikał każdego ciosu, zdając się prawie czytać w myślach swojego młodszego rywala. Eddie wcale nie starał się zmusić Belaira do poddania się, raczej spokojnie kontrolował sytuację, blokując wszystkie jego ruchy. Co chwilę zadawał drobne, ale celne ciosy, które tylko pogłębiały frustrację Patricka. Eddie z pełnym opanowaniem, choć nie bez pewnej dozy rozbawienia, zaczął wypowiadać słowa, które były niczym przypomnienie o miejscu, w którym się znajdują.

Eddie Letho: Serio? Naprawdę młody myślisz, że… Serio Patrick myślisz, że to zadziała na kogoś takiego jak ja?

Powiedział Letho, spoglądając z góry na Belaira, który starał się znaleźć jakikolwiek sposób na przewrócenie swojego przeciwnika.

Eddie Letho: Jestem kimś, kto przeszedł przez piekło, widziałem to wszystko. A ty? Jesteś tylko dzieckiem, które chce błyszczeć w świetle reflektorów. Jestem gościem który jest chodzącą definicją prawdy i w tej chwili masz okazję dowiedzieć się jak bardzo tkwisz w błędzie ignorując moje rady i lekceważąc kogoś kto mógłby cię w tym ringu pozbawić życia.

Patrick wciąż nie chciał się poddać, ale każdy ruch Eddiego blokował jego ataki, co tylko bardziej go rozjuszyło. Letho miał pełną kontrolę nad tym, co się działo w ringu, ale jego postawa nie była agresywna. To raczej była demonstracja siły psychicznej, co sprawiało, że Patrick wyglądał coraz bardziej jak dziecko, które nie potrafi poradzić sobie z prawdziwą walką. Po chwili, gdy Belair znów próbował zaatakować, Eddie z łatwością chwycił go za ramiona i użył jego własnej siły, by wyrzucić go z ringu. Patrick lądował poza linami, uderzając o matę z impetem. Publiczność wybuchła gromkimi oklaskami, widząc, jak Letho dominuje w tej konfrontacji. Patrick wstał z trudem, trzymając się za kark. Był zrozpaczony i wściekły, nie potrafił uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jego duma została zniszczona jednym, precyzyjnym ruchem, który pokazał mu, jak łatwo można zostać zepchniętym na bok. Eddie, spokojnie patrząc na młodego rywala, podszedł do narożnika. Spoglądając na niego z góry, wypowiedział słowa, które jeszcze bardziej dobiły Belaira.

Eddie Letho: Teraz widzisz, jak to jest być wyrzuconym, prawda? Tak łatwo jest wypaść. Mamy 1:1, młody. Teraz pokaż mi, co zamierzasz z tym zrobić.

Patrick, nie mogąc znieść tej porażki, wstał, trzymając się za kark, jego twarz była czerwona ze wściekłości. Mimo że jego kroki były niepewne, wciąż starał się zachować pozory pewności siebie. Skrzyżował ręce na piersi, patrząc z pogardą na Eddiego, ale nie wytrzymał. Z furią ruszył w stronę rampy, nie zwracając już uwagi na publiczność, która zgodnie z oczekiwaniami była po stronie Eddiego, głośno go wspierając. Eddie Letho, stojąc w ringu, obserwował, jak Patrick opuszcza arenę, nie zadając już żadnych pytań, ale z uśmiechem na twarzy. Wiedział, że młodszy zawodnik nie jest jeszcze gotowy na to, co czeka go w przyszłości. Tłum wiwatował, a Eddie tylko wzruszył ramionami, wiedząc, że to, co się wydarzyło, było tylko kolejnym krokiem w jego długoletniej karierze.

Corey Graves: To, co właśnie zobaczyliśmy, to była absolutna lekcja dla Patricka Belaira. Eddie Letho pokazał mu, co to znaczy prawdziwa dominacja. Młody Belair starał się zaistnieć, ale nie miał żadnych szans przeciwko doświadczeniu Eddiego. Tłum to wyraźnie czuje – całkowicie po stronie Letho. Patrick próbował zabłysnąć przed kamerami, ale nie zrozumiał, z kim ma do czynienia. Eddie to nie jest ktoś, kogo można zlekceważyć. To prawdziwy zawodnik, który nie ma zamiaru pozwolić sobie na żadne głupie zabawy. Belair pomylił się, próbując zaimponować przed tymi wszystkimi fanami. To była prosta lekcja, jak zderzyć się z rzeczywistością.
Wade Barrett: Dokładnie, Corey! Eddie Letho zmiażdżył go mentalnie i fizycznie. Patrick Belair nie ma pojęcia, co oznacza prawdziwa walka na tym poziomie. To, co widzieliśmy, to była dominacja w czystej postaci. Eddie wszedł do Royal Rumble Matchu po ciężkiej walce, po tym, jak został potrącony po FCA Matchu – a patrz, co robi Patrick! Wyzywa wielkiego Eddiego, myśląc, że to jakaś zabawa. Ale Letho pokazał, jak łatwo jest wypaść z ringu, jak łatwo jest zostać zignorowanym. Eddie nie potrzebuje krzyczeć, żeby zdobyć uwagę – wystarczy, że wyjdzie do ringu, a reszta staje się oczywista. To był absolutny test dla Patricka i niestety dla niego, nie przeszedł go. Letho pokazał, kto tu naprawdę rządzi.

Luke Gallows 🆚 Patrick Belair

WIĘCEJ PRZECZYTACIE POD PONIŻEJ ZAMIESZCZONYM LINKIEM!!!!!!

LINK DO RAW

Strona internetowa |  Więcej postów

Jeden z głównych założycieli portalu MyWrestling. Wrestlingiem interesuje się od 2007 roku. Ogląda różne federacje, bo jak to się mówi, dobry wrestling można znaleźć wszędzie. W przeszłości prowadził stronę Tight Wrestling, a poza wrestlingiem interesuje się piłką nożną, muzyką oraz informatyką.