Mimo mroźnej niedzieli rozgrzewam palce pisząc to krótkie podsumowanie wydarzeń z mijającego tygodnia:
WWE
Czujecie ekscytację związaną z rozpoczętą drogą do Wrestlemanii? Ja niestety też nie. W ciągu 2,5 godzinnego RAW mniej niż godzina akcji na ringu, ograniczona do 4 pojedynków. To kwintesencja przedprodukowanego stylu ery Netflixa, który pozostanie z nami na dłużej. Piątkowe Smackdown tylko trochę lepsze. Znów na pierwszym miejscu walka tag teamów, choć trochę za krótka jak na potencjał biorących tam udział zawodników. Nasuwa się też więcej pytań niż odpowiedzi jeżeli chodzi o „nowe” Bloodline. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wypadków. Ale efekt był taki, że we wtorek zamiast RAW wolałem oglądać…
…NJPW
New Beginning rzeczywiście okazało się nowym początkiem. Początkiem panowania Goto (to dla mnie duża niespodzianka), wojny domowej War Dogs vs House Of Torture i nowej fryzury Shoty Umino. Poza tym dwie świetne młócki: Kidd vs Tsuji i Takeshita vs Boltin. Young Bucks kończą krótkie panowanie i zapewne wracają do macierzy, aczkolwiek styl w jakim przegrali, zwłaszcza jeśli obserwujemy spadek formy Naito, powoduje mieszane reakcje. Pamiętając, że bracia Jackson opuścili AEW w popłochu uciekając przed Moxleyem, zastanawiam się czy po powrocie podejmą ten wątek. No właśnie,
AEW…
…wylądowało w Australii i mimo obaw przed frekwencyjną klapą, Grand Slam wyglądał dobrze (szacunki mówią o 10-11 tysiącach widzów). Otwierająca walka była kwintesencją hasła „Where the best wrestle”, a Ospreay cieszył się jak dziecko mogąc walczyć po tej samej stronie co Omega. Moxley dalej próbuje ratować wiarygodność Death Riders, będąc coraz bardziej dzikim i wciąż brutalnym. Martwi mnie to, że Jay White mimo wszystko był trochę zagubiony w tej walce. Na Dynamite pełną gębą wystartował feud Hangmana z MJFem. Biorąc pod uwagę, że przez ostatnie 5 lat panowie się mijali, dobrze że wreszcie weszli na kurs kolizyjny,
Dziś to na tyle – trzymajcie się ciepło i do przeczytania za tydzień.