Recenzja z Tygrysicem: RAW 20/02/17

Z mojego zeszłotygodniowego zestawienia ocen wynikało, że batalię gal wygrało wyjątkowo RAW. Czy i tym razem czerwony brand ma szansę zwyciężyć Smackdown LIVE? Sprawdźmy.
Kevin Owens Promo + Brock Lesnar & Paul Heyman Promo
Rozpocząć warto od dwóch segmentów z cyklu „facet i mikrofon”. Na pierwszy ogień weźmy Kevina Owensa. Aktualny mistrz wszedł na ring w garniturze, usiadł na krześle i w swoim unikatowym stylu rozpoczął mowę o…. walce, którą stoczy z Goldbergiem. Nie tego spodziewała się publiczność, oczekująca informacji o tym co stało się pomiędzy nim a Chrisem Jericho – wielkim nieobecnym gali. Mimo powszechnego niezadowolenia uważam to za świetne posunięcie. Pomijając już bardzo wysoką jakość promo Owensa, pominięcie najgłośniejszego rozpadu tego roku jedynie wzmaga oczekiwania fanów i przypieczętowuje aktualnego czempiona, jako zimnego i wyrachowanego heela, dla którego „przyjaźń” z Y2J-em była niczym. Oby tylko wyczekiwań nie przeciągnięto zbyt długo, bo inaczej powtórzy nam się niejasność historii Seth Rollins – Triple H.
W trakcie gali obejrzeć mogliśmy również uprzednio nagrany „wywiad” pomiędzy Michael’em Colem, Brockiem Lesnarem i Paulem Heymanen. Menedżer szybko przejmuje pałeczkę a wywiad staje się jego monologiem z The Beast Incarnate wpatrującym się złowieszczo w kamerę. No i powiedzmy sobie szczerze… jeśli damy mikrofon Heymanowi to nic złego stać się nie może. Nie był to może zbyt rozwijający segment, ale jak tu się nie dać porwać charyźmie Paula? Inna sprawa, że przydałoby się, żeby Brock czasem też się coś nie coś odezwał…
Akira Tozawa vs. The Brian Kendrick
Ok, od samego początku wiadomym było, że relacja Akiry Tozawy i Briana Kendricka nie będzie jedną z tych przyjaznych. Wydaje mi się jednak, że skłócono tych wrestlerów zbyt pochopnie i niechlujnie. Zdecydowanie zabrakło jeszcze prób zawiązania współpracy pomiędzy tą dwójką, a tak cała historia zamyka się w „ojej, jaki świetny młodzian”, „ojej, on nie chce żebym był jego mentorem”, „ojej, on nie chce podać mi ręki”. No i już. Mecz nawet się nie rozpoczął bo były Cruiserweight Champion postanowił dać nauczkę japończykowi i zapoznać go zarówno z turnbucklem jak i swoim Captain’s Hookiem.
Cesaro & Sheamus vs. Enzo Amore & Big Cass (w) [Tag team No.1 Contenders’ Match]
Brakowało mi ostatnio w WWE walk, które nie miałyby żadnego aspektu scenariuszowego. Ot walka, tylko po to żeby pokazać umiejętności zawodników. Przez pewien czas miałem nadzieję, że zapewni mi to ten tag teamowy spektakl o prawo do walki o RAW Tag Team Championship. Żadnych broni, uderzania sędziego, kontrowersyjnych finiszów. Oczywiście wszystko musiało zostać jednak nadrobione po walce, bo Enzo postanowił ponaśmiewać się z pokonanych przeciwników dopóki dopóty nie poczuł Brogue Kicka na swojej twarzy. Tym razem u Amore nad charyzmą wzięła wyższość zdolność do irytacji, więc widok był to nawet przyjemny. Ogólnie jednak walka była naprawdę porządna z jak zawsze lśniącym Cesaro na czele (mam nadzieję, że nie otrzymał jeszcze pushu tylko dlatego, że scenarzyści nie mają na niego pomysłu). Może i delikatny zawód, ale dobre widowisko.
Rusev & Jinder Mahal vs. The New Day (w) [Tag team match]
Żart z projektem machiny do lodów był całkiem zabawny tydzień temu. Żart z ich cyfryzacją i zdolnościami hackerskimi Lany już dużo mniej. Rosjanka wykradła schematy potrzebne do budowy machin a byli mistrzowie aby je odzyskać decydują się na walkę z Rusevem i Jinderem Mahalem. Zawsze to jednak jakieś rozpoczęcie akcji i okazja dla Kingstona i spółki do rzucenia paroma sloganami.
Wtrącę najpierw, że Bułgar straszliwie traci na współpracy z Hindusem, który po prawdzie nie mam pojęcia, czemu jeszcze utrzymuje pracę w WWE. Cały mecz to niestety jedno wielkie pośmiewisko. Zarówno w kwestii walki, gdyż Rusev stracił już niemal cały swój respekt ringowy, jak i tym co działo się poza nią. Używając Francesci i jej głośnych dźwięków Xavier zmusza Lanę do wyrzucenia tableta z planami za siebie (szkoda, że zrobiła to z sekundowym opóźnieniem), a następnia rozbija urządzenie o stalowe schody (czy to nie jest trochę…tak jakby… chamskie/ heelowe/ nielegalne?).
Luke Gallows & Karl Anderson (w via dq) vs. Roman Reigns [2-on-1 handicap match]
Ja już nie mam siły na to. Nie chcę tego komentować. RAW Tag Team Champions nie są w stanie we dwójkę pokonać jednego faceta. Przykre to i dewaluujące całą dywizję. To że walka została przez nich wygrana niczego nie zmienia. Tak samo jak odpłata krzesłem Romana Reignsa za nieuczciwy atak sprzed tygodni nie czyni go bardziej ciekawą i łatwą do polubienia postacią. Najgorszy element wieczoru.
Podpisanie kontraktu walki o WWE Cruiserweight Championship
Jack Gallagher i Neville są bez wątpienia najciekawszymi postaciami dywizji Cruiserweightów. Ich walka na Fastlane jest na ten moment, tą najbardziej przeze mnie wyczekiwaną. Podpisanie przez nich kontraktu w towarzystwie herbaty i ciasteczek było idealną zapowiedzią tego co nadejdzie. Z jednej strony doszło do zwyczajnej konfrontacji heel czempiona z face pretendentem, ale z drugiej zaś zakwestionowana została cała idea gimmicku Jacka. Neville zarzucając mu sztuczność i stereotypowość nie atakuje samych stereotypów a formę jego prezentacji. Zapewnienia Gallaghera o własnej autentyczności przyjmuje się zaś tak samo poważnie, jak aspirację do tytułu czempiona. Zwyczajna fabuła miesza się z rzeczywistymi różnicami kulturowymi różnych części Anglii. Świetna robota WWE. Świetna robota.
PS. No i zobaczyliśmy też tą bardziej agresywną twarz wąsatego rudzielca.
PPS. Cholera, nikt tak nie wyjeżdża z dyni jak Gallagher.
Nia Jax (w) vs. Sarah Pierce [Singles match]
Wydaje mi się, że nasza potrzeba na squash matche już dawno minęła. Nikt nam już nie musi udowadniać bezwzględnej siły Nii Jax. Kolejna minutowa walka była zwyczajnie zbędna, tak samo jak wokalne ostrzeżenie czempiona. Zdecydowanie bardziej wolałbym po prostu zobaczyć dwa nowe talenty, przedstawiające się za pomocą swojej walki publiczności.
Charlotter Flair vs. Sasha Banks (w) [Singles match] + fragmenty z udziałem Stephanie McMahon
Wszystko rozpoczęło się od segmentu rozmowy Stephanie McMahon, Bayley i Sashy Banks. Jego myślą przewodnią było „pokażmy że Stephanie jest zła”. Szanuję to podejście, ale raz za razem potykano się na logice. Z jakiegoś powodu Huggerowi zasugerowano zrzeknięcie się pasa, ze względu na machlojki towarzyszące jej zwycięstwu, pomimo że nie była ich ona przyczyną. Ponadto w trakcie swojej walki o pas została ona zaatakowana wcześniej przez Danę Brooke, więc teoretycznie obie panie miały równe szanse. Dodać jeszcze można, że jakoś wcześniej kontrowersje otaczające kolejne zmiany Championów panią Commisioner zwyczajnie nie obchodziły. Dziwne to wszystko.
Walka Sashy z Charlotte stała zaś jak zwykle na naprawdę wysokim poziomie. Obie panie znają się na wylot i w ringu ich chemia jest zwyczajnie widoczna. Zawsze dobrze popatrzeć na tak kompetentny wrestling. Tak samo miło popatrzeć jest na to, jak ktoś leje Danę Brooke. Bayley postanowiła nie pozwolić jej na przerwanie meczu i kolejne zakończenie dyskwalifikacją. Satysfakcja z dobrej walki jedynie się zwiększyła.
Na koniec wspomnę o kłótni, która Stephanie miała z Mick’iem Foley’em za kulisami. Wreszcie nareszcie brodacz postawił się swojej szefowej….lecz nie w sposób do tego adekwatny.Jego zarzuty wobec Stephanie (przyzwolenie na ataki Samoa Joe, niezadbanie o zdrowie Setha Rollinsa przed Wrestlemanią) były w pełni uzasadnione, lecz nie fakt, że menedżer generalny postanowił na szefową krzyczeć. Wszystko to sprawiło, że Mick może i zaczął wyglądać na autonomiczną postać, ale i na buraka. Gdyby tylko Triple H to zobaczył… No właśnie. Na sam koniec córka Vince’a ostrzegła swojego podwładnego, że nie chciałaby jego „wypadku”. Serio? To teraz robimy film kryminalny z lat 90.?
Kevin Owens (w) vs. Sami Zayn [Singles match]
Hej, no gdzieś trzeba było umieścić Samoa Joe. Ponowne zaatakowanie Samiego jest w pełni zrozumiałym pomysłem. Budujemy zarówno feud pomiędzy tymi dwoma wrestlerami jak i ogólną pozycję nowego nabytku z NXT. Zayn znacząco uszkodzony przed rozpoczęciem walki, wepchnięty został do ringu, gdzie czekał już na niego Kevin Owens. Walka skończona była w przeciągu trzech, opcjonalnie czterech chwil bez jakiejkolwiek ofensywy Kanadyjczyka. Nic oryginalnego, ale zamierzony efekt spełniony.
Big Show vs. Braun Strowman (w) [Singles match]
Wiedzieliśmy, że prędzej czy później musi to nadejść. Bitwa gigantów. Szczęściem, naprawdę dobra, powolna, lecz w stopniu w pełni akceptowalnym. Panowie pokazali świetną formę i nie można mieć do niech żadnych większych zarzutów. Pochwały należą się samemu Big Showowi za tak świetne wyniki w odchudzaniu. Facet nie wyglądał tak dobrze od dawna.
Ważniejszym jest jednak to co stało się po walce. Gdy tylko sędzia odliczył „trzy” zza kulis wybiegł Roman Reigns z oczywistym zamiarem uprzykrzenia życia Strowmanowi. Kierunek wydarzeń wydawać się może oczywisty, aż tu nagle… Braun kontruje Spear Reignsa i to on w ostatnim akcie staje górą na The Guyem. Nie wiem czy jest to nowa forma bookingu Reignsa, jako przyszłego pogromcy olbrzmów, czy może to Strowman stanie się na chwilę twarzą firmy. Czas pokaże.
Ocena: 5+/10
Cóż można rzecz, RAW w tym tygodniu najlepszego startu nie ma. Nadchodząca recenzja SmackDown LIVE pokaże, czy to regres tylko jednego brandu, czy może tym razem całego WWE.