SmackDown wydaje się tkwić w delikatnej stagnacji po swoim ostatnim PPV. Nie można mu jednak odmówić tego, że stara się całym sobą zapewnić nam różnorodne i ciekawe dwie godziny rozrywki. Czy udało im się w tym tygodniu? Sprawdźmy.

United States Championship Open Challenge

Po niespodziewanym zwycięstwie na house-show w Madison Square Garden AJ Styles stał się nowym właścicielem pasa United States Championship. Aby utrzymać ostatnio panującą tendencję, The Phenomenal One zdecydował się rozpocząć kolejny Open Challenge dla chcących spróbować się z nim zawodników. Nikt nie spodziewał się, że jako pierwszy zza kuli wypadnie… John Cena. Jedna z najbardziej niejednoznacznych w odbiorze publiczności postaci zaakceptowała wyzwanie Stylesa, dając mu wcześniej możliwość odwrotu. Zanim jednak trybuny mogły rozwinąć skrzydła euforii na myśl o kolejnym kandydacie do „Walki roku”, całą sprawę przerwał Kevin Owens. Jako typowy heel powiedział, że nikt tu już Ceny nie chce i nie potrzebuje, co zwyczajnie się nie zgadza – wystarczy posłuchać publiczności. Odpowiedź Johna przerwał atak Ruseva, który od tyłu rzucił się na obecnych w ringu. Do wszystkiego potem dołączył The New Face Of America i chwilę później mieliśmy już ustalony wygląd tag-teamowego main eventu. Całkiem zgrabny segment, choć z pewnością niefascynujący.

Jinder Mahal (w) vs. Tye Dillinger [Singles match]

Jestem bardzo otwarty na wszystko co nowe i nieoczywiste, ale no już nie ma co owijać w bawełnę – Jinder Mahal to najgorszy mistrz WWE od lat. Jego moveset jest bardzo ograniczony, jego prezencja wątpliwa, a promo tak jak poprawne w formie, tak beznadziejne w treści (tak, wiem że to wina scenarzystów). Tym razem czempion stanął naprzeciw Tya Dillingera i po niezbyt długiej i inspirującej potyczce pokonał The Perfect Ten. Czuć było, że Tye nie mógł się w pełni rozwinąć, blokowany przez brak umiejętności czy chęci Jindera. Do tego po wszystkim Mahal rzucił tym samym promem, co tydzień temu, dwa tygodnie temu i trzy tygodnie temu też. Dajcie już spokój.

Jey Uso vs. Xavier Woods (w) [Singles match] + Runway Walker, Texas Rangers

Nie macie pomysłu, jak kontynuować feud tag teamowy? Niech teraz poszczególne osoby powalczą singlowo. Leniwe to jak jasna cholera, ale dawno nie widziałem Xaviera w tego rodzaju walce, więc nie będę więcej narzekał. Znowu mogłem sobie przypomnieć, że Woods to bardzo porządny wrestler i należy mu dawać więcej szans. Pojedynek był dynamiczny i ciekawy, ale aby mogło dojść do jego finalnego etapu sędzia musiał wyrzucić wszystkich towarzyszy z drużyn, krążących wokół ringu. Dzięki temu Xavier mógł wykorzystać zamieszanie na swoją korzyść i z czasem doprowadzić do całkiem widowiskowej i oryginalnej (niefinisherowej) wygranej.

Pozostajemy w temacie tag teamów. Otrzymaliśmy kolejny odcinek perypetii Fandango i Tylera Breeza. Tym razem Panowie otrzymali nowe, kowbojskie persony w formie Runway Walker, Texas Rangers. Intro do segmentu składało się głównie z ujęć bydła i Chucka Norrisa. Tyle Wam powinno wystarczyć, żeby załapać koncept. Jako że panowie nie są jeszcze najlepiej zaznajomieni z życiem kowbojów, ich pierwsza akcja nie poszła najlepiej i na lasso Tyler złapał nie podejrzewanego o ostatnie ataki Zacka Rydera a samego siebie. Nie przeszkodziło to jednak w krótkim przesłuchaniu (oczywiście już po odstawieniu zabawkowego konika na parking w postaci drabiny). Jako że w trakcie dołączył do niego Rawley, wyszło z niego, że to nie Hype Bros są odpowiedzialni za zniszczenia i że powinniśmy zignorować to, co tydzień temu Mojo zrobił swemu partnerowi. Gdy tylko rozmowa się skończyła,Texas Rangers doświadczyli kolejnej tragedii – ich koń został skradziony. Znowu – cudowna robota, coś musi równać szalę beznadziejności Jindera.

Nakamura & Corbin Brawl + Love Hurts

Planowana walka Nakamura vs. Corbin nie odbyła się, bo panowie zdecydowanie zbyt mocno się nienawidzą. Zanim Baron zdążył wejść do ringu, Japończyk zaatakował go od tyłu i rozpoczął bitwę rozciągającą się przestrzennie nie tylko na przestrzeń pozaringową, ale i na tą za barierami odgradzającymi publiczność. Cała sprawa zakończyła się rozdzieleniem obu zawodników. Ciekawa forma, ale nie na długo – przyda się jakieś rozwiązanie.

Rozwinięcia doczekał się za to niepozorny feud pomiędzy małżeństwem Kanellis i Zaynem.  Przy kolejnym spotkaniu całej trójki doszło do kolejnej potyczki słownej, rozpoczętej żądaniem przeprosin od Samiego. Zayn nie miał zamiaru stawać się jednak popychadłem i zadał bardzo ważne pytanie „co wy tu w ogóle robicie?”. Niestety Sami nie poprzestał na tym i zaczął drażnić Mike’a, że to on jest nieważnym partnerem dla walczącej Marii. Otrzymał za to siarczysty policzek od tej ostatniej, a potem jej mąż rozbił mu na plecach wazon z kwiatami. Na koniec zaś The Underdog From The Underground usłyszał, że tak właśnie wygląda siła miłości, która potrafi zaboleć. Nie wiem, jak dalej to pociągną, ale udało im się mnie zaciekawić.

Becky Lynch & Charlotte Flair vs. Natalya & Tamina Snuka (w) [Tag Team match]

Ciężko mi ocenić tą walkę, bo z jednej strony nie mam realnie do czego się przyczepić, z drugiej zaś nie znalazłem też w niej nic, z czego miałbym się cieszyć. Cała czwórka zaprezentowała sensowny poziom swojej możliwości, historii w ringu nie było za wiele, a szalę zwycięstwa przechyliła nowa sojuszniczka Taminy – Lana. Niby powinienem to uznać za pozytyw, ale czy powinniśmy nagradzać poprawną przeciętność? Nie wydaje mi się.

AJ Styles & John Cena (w) vs. Kevin Owens & Rusev [Tag Team match]

W tym tygodniu main event to zbieranina najlepszych w branży – nie ma co do tego wątpliwości. Cała czwórka to szczyt wrestlingowej góry lodowej a fakt, że od tak dawna nie widzieliśmy w akcji ani Ceny ani Ruseva tylko dodał prestiżu całej walce. Dzięki niej zdałem sobie sprawę, jak bardzo tęskniłem za tą dwójką w ringu. Cała potyczka była świetnie skonstruowana z odpowiednio prowadzonym i rozwijanym tempem oraz z inteligentnie przedstawioną historią. Fakt zwycięstwa tych dobrych nie powinien nikogo dziwić, szczególnie ze względu na niedawne przejęcie pasa AJ’a i powrót największej gwiazdy, jaką WWE ma teraz w zanadrzu. cały, ostatni element wieczoru można policzyć za jeden wielki plus, wyciągający SmackDown do dużo lepszej oceny.

Ocena: 7+

Myślę, że ta gala jest pewnym zwiastunem stabilności na show niebieskich. Prowadzenie nowych feudów i elementów scenariusza odbywa się w sposób dość zachowawczy, ale przemyślany, co dobrze wróży dla utrzymania pewnego standardu jakości. Dobra robota.