Roman Reigns Paul Heyman

Zapraszam na jedenaste już subiektywne podsumowanie tygodnia, w którym działo się wyjątkowo dużo.

AEW

Revolution była najważniejszym wydarzeniem mijającego tygodnia (pamiętajmy, że zaczęła się o 1 w nocy w poniedziałek czasu polskiego ;). Tradycyjnie wydarzenie trzymało wysoki poziom, jak na PPV przystało. Dało się odczuć maksymalne fizyczne zaangażowanie występujących w ringu – czasem na granicy rozsądku. Zobaczyliśmy dużo takich momentów w Los Angeles, w efekcie czego część rosteru na środowym Dynamite ze względu na swoją kondycję musiało ograniczyć się do promo lub wywiadu. Ospreay vs Fletcher oraz May vs Storm uderzyły bezwzględnością i brutalnością, balansując na cienkiej granicy między rozrywką a niesmakiem. Na wysokim poziomie były też podszyte mocną niechęcią pojedynki MJF vs Hangman i Strickland vs Ricochet. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że AEW nie jest, nie było i nie będzie dla każdego („for the sickos”) – ale niech tak zostanie. 

Do tej beczki miodu trzeba wrzucić jednak łyżkę dziegciu, jaką był main event. Abstrahując od wysoko postawionej poprzeczki przez poprzedzającą go walkę w klatce, był po prostu… słaby. Cope i Mox zaserwowali dość bezbarwne widowisko, doprawione przewidywalnym scenariuszem (interwencja Yuty) i okraszone nieudanym cash-inem Cage’a. Co do tego ostatniego, to wygląda na to, że nie istniał żaden długoterminowy scenariusz dla Christiana, a niedzielna akcja miała wreszcie zakończyć ten temat. Mam nadzieję, że na Dynasty zakończą się również męki spod znaku Death Riders, bo jest to ewidentnie najsłabsze ogniwo AEW w ostatnich tygodniach. Swerve wciąż dostaje mocne reakcje od fanów i danie mu pasa wydaje się być naturalnym rozwiązaniem. Tymczasem, Tony Khan trolluje wszystkich zapowiadając rewanż na przyszłotygodniowym Dynamite. Chyba że to próba udowodnienia fanom, że zawodnicy potrafią wykrzesać z siebie więcej i zamazać w pamięci prawdopodobnie najgorszy main event w historii PPV AEW. Formuła Street Fight wskazuje na to, że w pojedynku pojawi się kilka innych postaci, czyli nihil novi.

Na Dynamite widzieliśmy też debiut Mike’a Baileya – więcej o tej postaci w tym artykule. Fanom dobrego zespołowego wrestlingu polecam walkę FTR vs Undisputed Kingdom z wczorajszego Collision.

WWE

Dzień po Revolution mogliśmy obejrzeć walkę w klatce w realiach Netflixowego mainstreamu. Historia nienawiści miedzy Punkiem a Rollinsem została opowiedziana inaczej niż w AEW, ale to nie znaczy że źle – wręcz przeciwnie. Mimo niechęci w prawdziwym życiu, obaj są profesjonalistami i potrafią wytworzyć miedzy sobą odczuwalną chemię. Chemii nie ma za to w rywalizacji Gunthera i Jeya Uso, która po kilku tygodniach (a jeszcze kilka przed nami…) nie wywołuje specjalnych emocji. Na dodatek zostały w nią zaangażowane takie gwiazdy cateringu jak Alpha Academy oraz A-Town Down Under. Rzeczywiście, jest to ranga mistrzostwa świata… Mam nadzieję, że Triple H nie wpadnie na pomysł zrobienia z tej walki main eventu pierwszego dnia Wrestlemanii. Ewidentnie zasługuje na to szykujący się triple threat Rollinsa, Punka i Romana. Ten ostatni pokazał w poniedziałek, że hasło „wreck everyone and leave” nie straciło nic na swojej aktualności.  

Od piątku aż do końca marca WWE rezyduje w Europie, co znaczy, że można oglądać gale na żywo o normalnych godzinach. Odczuwalna jest też inne atmosfera na hali za sprawą niezwykle żywiołowo reagującej publiki. Dlatego jestem spokojny jeśli chodzi o wizyty na Starym Kontynencie w przyszłości. Hiszpania dostała swojego rodaka w meczu z Guntherem (4 lata wcześniej spotkali  się w NXT), triumf Street Profits, zapowiedzi debiutów Reya Feniksa i Aleistera Blacka na niebieskiej tygodniówce i wkurzonego Cody’ego. Pomyślałem sobie, że może rywalizacja z Ceną (która raczej skończy się 17. tytułem dla Johna) wyzwoli w Rhodesie niewidziane od dawna pokłady złości? Byłaby to miła odmiana, bo jako turbo babyface robi się już zbyt mdły.

TNA

W tym napakowanym wrestlingiem tygodniu nie można pominąć TNA Sacrifice. Trzecia na przestrzeni tygodnia walka w klatce (5 vs 5) była zdecydowanie najsłabsza w tej kategorii. Formuła a’la Wargames przy jednym ringu i tylu zawodnikach nie sprawdziła się. Ale to nic, bo wcześniejsze pojedynki to zrekompensowały. Przede wszystkim Mustafa Ali vs Mike Santana i Austin/Rascalz vs Lee/Dupont/Igwe były dynamicznymi pojedynkami na świetnym poziomie. Jeff Hardy w ladder matchu, tym razem przeciwko Moose’owi, też jest gwarantem emocji – mimo, że lata już nie te i to czasem widać.

A poza tym było też NXT Battleground, New Japan Cup, MLP Mayhem, HOG City of Dreamz… kiedy to wszystko oglądać? Z tymi dylematami Was zostawiam i do przeczytania za tydzień.

Zachęcam do obserwowania nas w serwisie X! Poza artykułami z naszego portalu będziemy Wam regularnie podrzucać ciekawostki z różnych stron wrestlingowego świata. 

 

Więcej postów

Przygodę z wrestlingiem zaczął w drugiej połowie lat 90., chłonąc WCW, WWF i ECW. Potem na 20 lat ta rozrywka zniknęła z jego radaru, ale czym skorupka za młodu nasiąknie... Dzisiaj skupia się na WWE, AEW i NJPW, sporadycznie zerkając na to co dzieje się na scenie niezależnej.