Recenzja z Tygrysicem: RAW 28/03/2017

W nocy z niedzieli na poniedziałek zobaczymy najważniejsze show w rocznym kalendarzu wrestlingowym. Wstydem dla WWE byłoby, gdybyśmy rozpoczynali oglądanie go bez ekscytacji nadchodzącymi walkami. Czy RAW na dobre rozpalił ogień naszych oczekiwań?
Womens’ Division Promo
Telenoweli ciąg dalszy, jednak tym razem nie był to segment na poziomie hiszpańskojęzycznego tasiemca lecącego na TV 4 o 13:30, a coś wartego wstawienia do porządnego pasma antenowego jednej z wiodących stacji. Cała czwórka biorąca udział w nadchodzącym Fatal 4-Way Elimination Match na WrestleManii spotkała się w ringu aby raz jeszcze przedyskutować swoje animozje. W skrócie: Bailey cieszy się z bycia na najważniejszej gali w roku,.Charlotte twierdzi, że Sasha nie jest przyjaciółką Bailey i ją zdradzi. Sasha zaprzecza oskarżeniom i mówi, że są najlepszymi psiapsiółami. Nia Jax narzeka na to, że wciąż słyszy tylko o pozostałej trójce i ich dziewczęcych zabawach (tak przy okazji – jej głos robi się coraz gorszy i gorszy). Nic specjalnie nowego, ale istnieje rzeczywisty potencjał na opowiedzenie świetnej historii w trakcie najbliższej walki o pas. Wszystko skończyło się bójką zapoczątkowaną przez Banks, a po chwili zobaczyliśmy tag teamową potyczkę pomiędzy wrestlerkami, o której na dole.
Bayley & Sasha Banks (w) vs. Charlotte & Nia Jax [Tag team match]
Sama walka również wyglądała lepiej niż te w ostatnich tygodniach. Nadal nie był to pokaz choćby bliski szczytu możliwość czwórki pań, ale mam nadzieję że najlepsze zostawiono nam na WrestleManię. Wreszcie nareszcie Bailey nie wyglądała słabo w porównaniu do całej reszty. Mam jednak bliżej niezidentyfikowany problem z jej stylem walki, który w mojej opinii zwyczajnie się na RAW nie sprawdza. W NXT wszystko wyglądało znacznie staranniej niż tutaj. Ostatecznie to Charlotte była tą, nad którą sędzie odklepał 3. Po wszystkim całą trójkę Horsewomen poobijała Jax, serwując każdej jednej ze swoich popisowych numerów. Było całkiem całkiem.
Austin Aries (w) vs. Noam Dar [Singles match]
Build-up walki pomiędzy Austinem a Nevillem nie należy do zbyt udanych. Zdecydowanie zbyt mało pomiędzy tymi panami dosłownego kontaktu, jak i nieuchwytnej chemii. Kolejne zwycięstwa nad resztą rosteru nie zwiększają parcia na obejrzenie walki o pas. Wiadomym było, że Dar nie ma najmniejszych szans. Mecz nie należał do kiepskich, ale w żadnym wypadku nie zachwycał. Po wszystkim doszło do zwyczajnej wymiany dalekich spojrzeń pomiędzy Ariesem a komentującym walkę czempionem Cruiserweightów. I tyle.
Kontrakt Setha Rollinsa i Triple H’a
Charyzmatycza i emocjonalna wymiana zdań? Jest. Energiczne podpisanie kontraktu i następujący po nim kontakt wzrokowy? Jest. Atak któregoś z uczestników na drugiego? Jest. Przewrócony stół? Jeszcze jak.
Tak jak widzicie, do czynienia mieliśmy z dość niezmiennym schematem podpisywania ważnego kontraktu (tym razem o zrzeczenie się praw powództwa ze względu na szkody poniesione w trakcie walki). A dlaczego jest on niezmienny? Bo działa. Wszystko miało odpowiedni ciężar i dzięki temu z niecierpliwością czekam, na to co panowie pokażą w ringu? Czy będzie to koniec Setha Rollinsa? A może Triple H’a?
Big Cass & Enzo Amore vs. Karl Anderson & Luke Gallows (nie rozpoczął się) [Singles match]
W trakcie krótkiego wywiadu udzielanego za kulisami Sheamus i Cesaro zostali zaatakowani przez aktualnych mistrzów, między innymi przy użyciu drabiny. Trzeba przyznać, że cała sytuacja – choć krótka – była całkiem nieźle zaaranżowana. Szwajcar ostrzegł kompana o niebezpieczeństwie i przyjął na siebie pierwszy cios, niejako przypieczętowując ostateczną zgodę pomiędzy dżentelmenami, a potem po uderzeniu drabiny poleciał w stertę pudeł i skrzynek, tak że nie wiedzieliśmy co się tam z nim właściwie stało.
Odwet musiał nadejść, więc gdy Karl i Luke wychodzili na ring, gdzie oczekiwali ich Enzo i Cass (Tak, mieli promo. Tak, nie zwracam już na nie specjalnie uwagi.), Europejczycy rzucili się na nich z drabiną po czym dalej był już tylko chaos, w którym co chwila obrywała inna osoba. Na sam koniec pasy w górę podnieśli Gallows i Anderson, ale czy to nie za późno, żeby teraz kreować ich na silną drużynę? A…no i tak przy okazji, Amore jest na ten moment kompletnie bezużyteczny. Przykro patrzeć, bo w sumie darzę faceta sympatią.
Big Show Over-the-Top-Rope Challenge
Ło matko, jakież to było beznadziejne. Kolejna tragiczna promocja Andre the Giant Battle Royale. Każdy wrestler mógł wyjść na ring, żeby zmierzyć się z Big Showem w potyczce, w której zwycięstwo zapewnia wyrzucenia przeciwnika z ringu nad górną liną. No to kto się pojawił? Jinder Mahal, Bo Dallas, The Shining Stars, The Golden Truth i Curis Axel. Założę się, że gdyby mogli to wrzuciliby tam jeszcze Breezango. Ostatecznie Gigant został wypchnięty z ringu przez kolektyw dżentelmenów, jednak potem powrócił między liny i spuścił wpiernicz wszystkim oprócz The Golden Truth, którzy inteligentnie uciekli z pola walki. Potem na scenę wyszedł Braun Strowman i poprzez nezręczne promo oznajmił, że mógłby legendę pokonać tu i teraz, ale zrobi to na WrestleManii… bo może. Dramat. Jak to ma być promocja dla Big Showa to dajcie sobie spokój. On nie wygląda silniej, cała reszta wygląda słabiej. Nikomu to nie służy.
Roman Reigns & Undertaker Promo
Tym razem na RAW bardzo rozsądnie nie doprowadzono do bijatyki i ograniczono się do zwykłego promo… No, może nie tak zaraz zwyczajnego, w końcu pojawił się w nim Undertaker. Zaczął Reigns z względnie udaną acz kompletnie nieporywającą deklaracją siły, możliwości i terenu (this is my yard). No cóż, o czym innym można mówić przed najważniejszą galą w roku? Następnie usłyszeliśmy gong, zapadła ciemność, a Undertaker… pojawił się na ekranie z charyzmatycznym, stylizowanym na stare filmy średniobudżetowe materiałem. Mieliśmy kopanie grobu, noc, przysypywanie kamery ziemią, cudnie. Nie będę za wiele mówił, bez problemu znajdziecie je w internetach. Chwilę później The Phenom pojawił się na arenie i dokończył promo, którego ostatnie zdanie „Rest in peace” skandowały całe trybuny. Ta walka może skraść show. Może pogrzebać też WWE na parę miesięcy, ale staram się nie dopuszczać tej myśli. Ważne, że przez ten segment przesiedziało mi się świetnie.
Kevin Owens vs. Sami Zayn (w) [No Disqualification Singles match]
Ja przypominam – oni mieli już ze sobą nie walczyć. Pewnie, mamy przed sobą przedstawicieli elity umiejętności ringowych, ale brak konsekwencji (pomimo upływu paru miesięcy) nadal kłuje w oczy. Ehhhh… no ale jak tu nie znajdować przyjemności w pracy Owensa i Zayna? Panowie trzymają bezwzględną formę i wszystko zarówno pomiędzy linami, jak i poza barykadami charakteryzowało się podręcznikową techniką. Przebieg potyczki próbował zakłócić Samoa Joe, ale przeszkodził mu – ku uciesze tłumu – Chris Jericho. Chwila zamieszania, dyskusyjne odklepanie do trzech i Sami wreszcie może doliczyć kolejne oczko do bilansu wygranych. Tak jak mówiłem – konsekwencji może i brak – ale, psia mać, przyjemne to widowisko.
RAW uraczyło nas też segmentem z krótkiego wywiadu z byłym Universal Championem. Była to próba konfrontacji tego, co ostatnio przedstawił nam Chris na jego Jericho Reel. Dość logicznie Kevin wyparł się swoich dawnych upodobań i powiązań z Y2J. Obiecał w zamian zakończyć jego wrestlingową bytność na najbliższej WrestleManii. Klasyka klasy, ale to Owens, więc przyjemny klasyk.
Gentleman Jack Gallagher vs. Neville (w) [Singles match]
Zdecydowanie lepszy mecz, niż ten z udziałem Ariesa. Najprawdopodobniej dlatego, że Gallagher bez trudu mógłby dołączyć do najbliższego PPV jako trzeci zawodnik. W przeciwieństwie do potyczki Ariesa z Darem nie miałem wrażenia tracenia czasu. Wynik nie zaskoczył i podniesioną ręką, była ta należąca do czempiona. Nie mogę jednak nie wspomnieć o tym headbucie z rozbiegu. Dzieło sztuki.
Po walce Neville wraz z widzami obejrzał wywiad, który jego najbliższy przeciwnik przeprowadził z The New Day. Jedyne co z niego wyszło, to że Austin wygra bo umie bujać biodrami. Taaaaaaaak….bo umie bujać biodrami. Teoretycznie nie powinno być to nic ciekawego, ale wszyscy w miarę nieźle się czuli ze sobą i całość była pozytywnie głupawa.
Co do New Day. Jako gospodarze nadchodzącej WrestleManii otrzymali kolejny segment niezwiązany z wrestlingiem. Wbieganie po sławnych schodach z „Rocky’ego”, rozdawanie kanapek w stylu cheesesteak, wiecie…bo byli w Filadelfii. Wydaje mi się to wszystko dość niepotrzebne i wymuszone. Ale w niedzielę powinno się sprawdzić.
Goldberg, Brock Lesnar & Paul Heyman Promo
5/6 całego segmentu można było przekleić z zeszłego tygodnia. Skaczący Brock, przemawiający Paul – nie mam zamiaru się powtarzać. Różnica polegała na tym, że tym razem to Goldberg był górą. Spear poza ringiem konsekwentnie wyeliminował Lesnara do końca gali, który gdy tylko dał radę wstać, powoli powłóczył wraz z Heymanem za kulisy. Szalę przechylił na stronę pozytywu czempion, który dzięki całkiem dobrze napisanym kwestiom bardzo porządnie nahype’ował tłum.
Ocena: 7/10
Ostatecznie w przypadku walk, którymi byłem zainteresowany, jestem nadal, tylko trochę bardziej. Co zaś się tyczy tych mniej porywających… no nie można skakać z radości na wszystko. I tak będę się bawił jak jasna cholera, więc nie wszystko musi mieć idealny build-up.