triple

W przeciągu ostatniego miesiąca szale wagi mierzącej wartość RAW i SmackDown Live coraz częściej ustawiały się na równi lub z przewagą czerwonych. Wyższość niebieskich zanika coraz częściej. Czy tak będzie i w tym tygodniu? Sprawdźmy.

Paul Heyman & Brock Lesnar Promo

Głębokie rozpisywanie się na temat promo zaserwowanego nam przez Paula Heymana nie ma zbyt wiele sensu. Treść skupić można w jednym zdaniu: „Brock Lesnar zniszczy Goldberga na WrestleManii”. Cała reszta to maestria umiejętności oratorskich menedżera Bestii, która sprawia, że pomimo iż słyszeliśmy te same obietnice niezliczone ilości razy, i tak zachwyca nas swoją pasją, charyzmą i oddaniem.

Dana Brooke vs. Sasha Banks (w) [Singles match]

Powiedzmy sobie szczerze, ta walka była niemalże nieważna. Posłużyła ona jedynie za pretekst do rozpadu duetu Dany i Charlotte. Po przewidywalnej i przegranej w niemalże ekspresowym tempie potyczce Brooke została pozostawiana na pastwę sfrustrowanej Flairówny, która postanowiła poniżyć ją przed całą widownią. Jak to w takich przypadkach bywa w Danie coś pękło i zaatakowała swoją mentorkę. Koalicja blondynek już od dłuższego czasu miała się słabo, więc sama idea oddzielenia Brooke od Charlotte jest jak najbardziej trafiona, ale z pewnością cała sytuacja nie może usprawiedliwić włączenia Dany w walczący na bieżąco roster. Ona zwyczajnie nie jest na to gotowa. Wyraźnie odstaje od reszty wrestlerek i zanim zaoferujemy jej normalny feud należy odesłać ją z powrotem do rozwojówki.

Akira Tozawa & TJ Perkins vs. The Brian Kendrick & Tony Neese (w) [Tag team match]

Z miłą przyjemnością muszę przyznać, że coraz bardziej podobają mi się te walki cruiserweightów. Panowie otrzymują coraz więcej możliwości na rozwinięcie się zarówno w kwestii indywidualnej (jako postaci), jak i kolektywnej (w trakcie walk, jako przeciwników). Akira sam jest w stanie zmotywować cały tłum do zaangażowania się w mecz, Kendrick świetnie odgrywa rolę starego wygi, Perkins jest postacią dla dzieci do kibicowania a Neese….on….e…. no ciało ma bardzo porządne, ale reszta u niego już wieje nudą. Ale nie ma co marudzić, bardzo porządna walka, nieprzewidywalny finisz. Cieszy mnie ten progres.

Chris Jericho & Sami Zayn (w via DQ) vs. Kevin Owens & Samoa Joe + Kevin Owens Promo + Chris Jericho Promo

Segment rozpoczął Owens, który po raz kolejny stojąc w oświetlonym ringu, otoczony ciemnością zafundował fanom kapkę tłumaczeń dotyczących jego relacji z Jericho. Skracając – były Universal Champion stwierdził, że Chris chciał wykorzystać go, jako łącznik z najważniejszym pasem RAW i jego zdrada miała charakter wyłącznie prewencyjny. Wszystko to zostało oczywiście odpowiednio zagrane i sprzedane widzom przez Owensa, ale samo promo niosło niewiele informacji. Fani byli wyraźnie zmęczeni kolejnymi wypowiedziami i słychać można było przebijające się okrzyki „BORING”. Faktem jest, że tym razem Kevin nie był tak porywający, jak potrafi być, ale wydaje mi się, że taka reakcja publiczności była nieuzasadniona.

Walka niestety powieliła błędy wyróżnione w poprzednim akapicie, wyróżniając się… niczym. Cała walka mogłaby pojawić się równie dobrze na jakimś house show i nic by się nie zmieniło. Postacie nie doświadczyły jakiegokolwiek rozwoju, a zakończenie przez dyskwalifikację robiło wrażenie wepchniętego na siłę dla pokazania zawziętości Owensa. Po głośno ostatnio komentowanej przegranej byłego czempiona z Brockiem Lesnarem w Madison Square Garden forma finiszu niewiele jednak daje. Szkoda tak niesamowitych wrestlerów, na tak mierne segmenty.

Nie mogę też nie dodać nic o mini-wywiadzie z Chrisem, w którym zapowiedziany został kolejny odcinek jego „The Highlight Reel”, w którym pokazać ma on prawdziwą twarz Kevina. Cała rozmowa była strasznie zabawna, a Jericho jest być może w najlepszej formie i linii fabularnej od lat, albo i od początku kariery.

New Day Talks + Emma is coming soon

Po lodach przyszedł talk-show i powiem Wam, że tym razem byłem nawet zadowolony. New Day sprawiło się bardzo porządnie w roli gospodarzy pogawędkowego materiału promocyjnego najnowszego filmu animowanego na licencji WWE. Ich partnerem był Big Show, który też nie zawiódł. Mini-maraton zbyt entuzjastycznego aktorstwa i czerstwych żartów przerwał Titus O’Neil, który w złości na brak jego osoby w animacji postanowił zbyt agresywnie przekonać Giganta, że ma się tym zająć. Prosta, krótka, całkiem zabawna forma, która sprawdziła się i jako promocja i jako motyw do późniejszej walki.

Mówiąc o przerywnikach warto również wspomnieć o materiale zapowiadającym powrót Emmy. Nie wiem jak Was, ale mnie ta forma całkiem jeszcze bawi. Zobaczymy jak pociągnięte zostaną następne tygodnie.

 

Big Cass & Enzo Amore vs. Cesaro & Sheamus (no winner) [Tag team match – zwycięzca walczy o Tag Team Championship na WrestleManii]

Żeby niepotrzebnie nie wydłużać tekstu nie będę poświęcał zbyt dużo czasu na kolejne promo Enzo i Cassa. Mi się na ten moment już zwyczajnie odechciało ich słuchać. Za dużo tego samego. Co do samej walki zaś, ostatnimi czasy z potyczkami tag teamów było dosyć krucho. Na szczęście tym razem, los się dla Nas – widzów – odwrócił. Drużyny zaprezentowały nam bardzo porządną, dobrze oskryptowaną i przemyślaną walkę. Szkoda jedynie, że zakończenie zostało wykonane dość niechlujnie. Wszystko przerwali Gallows i Anderson, których zadaniem było uderzyć po członku z każdego teamu jednocześnie, jednak wyraźnie widać, że jeden z nich kopnął pierwszy. Sędziowie zadecydowali mimo to o remisie i braku zwycięzców. Bardzo podobało mi się, że kamera pokazała nam Tag Team Championów oglądających mecz za kulisami dwa razy, dzięki czemu zwątpiłem, że zainterweniują. Miłe zaskoczenie.

Po walce aktualni mistrzowie spotkali się z Foleyem, który uznał wbrew ich zadowoleniu, że skoro w walce nie było zwycięzców, to wszyscy byli zwycięzcami i  na WrestleManii The Club zmierzy się w triple threacie ze wszystkimi uczestnikami. Sensowne zagranie sprawiające, że trochę bardziej czekam na walkę o ten pas. Mimo wszystko cały segment był niezbyt potrzebny. I tak wszyscy wiedzieliśmy, że remis oznacza przejście obu drużyn do najważniejszej gali roku. No cóż…WWE czasem lubi Nas potraktować jak przygłupów.

Jinder Mahal vs. Roman Reigns (w) [Singles match] + Shawn Michaels Return

Nie wiem czym zasłużył sobie Jinder na postawienie go w jednym ringu z Reignsem, ale cieszę się, że przestali traktować go jak zupełne nic. Oczywiście walka w żadnym momencie nie była wyrównana, ale parę ciosów Mahal miał okazję wymierzyć. Dominacja Romana została wybita na moment przez gong Undertakera, po którym nie stało się technicznie nic, ale wystarczyło to na wprowadzenie ofensywy Jindera, który jednak wkrótce potem został pokonany, i to dwoma Superman Punchami. Najwyraźniej Mahal nie zasługuje na Speara do pokonania. No cóż. Zawsze to dla niego jakiś tam postęp.

Ważniejsze jest jednak to, że po walce na scenę wyszedł jedyny i niepowtarzalny Mister WrestleMania HBK Shawn Michaels. Moje ciche nadzieje na Sweet Chin Music zostały zmiecione z powierzchni ziemi, gdy okazało się, że Shawn jest poplecznikiem Reignsa i wszedł do ringu aby udzielić mu parę rad i przestrzec Samoańczyka o czyhającym go niebezpieczeństwie, zwracając mu uwagę na to jak łatwo rozproszył go dźwięk nadchodzącego Deadmana. Ciekawym jest to, że Roman rady te odrzucił, niemalże nimi wzgardził, przypominając że to Undertaker wysłał HBK-a na emeryturę. Ponadto obiecał, że to on na WrestleManii zakończy karierę legendy. Czyżby rzeczywiście szykował się nam full heel turn? Gdy tylko Big Dog doszedł do wyjścia za kulisy został zaatakowany przez Strowmana. W tym momencie, rzeczywiście nie mam pojęcia jak się to wszystko na najbliższym PPV zakończy. Wielki plus.

Ariya Daivari vs. Austin Aries (w) [Singles match]

Wydaje mi się, że nie tak powinno się budować Ariesa. Bądź co bądź, jego powrót do ringu jest sporym wydarzeniem. Walka, w której nic się fabularnie nie dzieje jest dla niego zwyczajnie niepotrzebna. On już renomę ma. Nie przeczę, że mecz był technicznie bardzo porządny, ale równie dobrze mogłoby go nie być. Austina trzeba pozostawiać na specjalne okazje i wątki. On zwyczajnie nie może stać się kolejnym wśród „tych lżejszych”. A co do Ariyi… no ktoś musiał się dla The Greatest of All Time podłożyć…

Big Show (w) vs. Titus O’Neil [Singles match]

Wiecie skąd wzięła się ta walka. Zakończyła się trzema Chokeslamami, przy czym ostatni połączony był z majtkowaniem. Mam jedno do powiedzenia: „Nigdy nie łap Vince’a McMahona za marynarkę”.

Bailey (w via DQ) vs. Nia Jax [Singles match]

Co tu się w ogóle stało? Jaki to miało cel? Wszystko szło dobrze, aż znikąd sędzia nie orzekł o dyskwalifikacji Jax. I za co? Za odmówienie chwilowego odstąpienia przeciwniczki w rogu? No bez jaj, dużo gorsze rzeczy się tu działy. Jestem strasznie niepocieszony. Mecz zmarnowany, Bailey wygląda słabo, a Nia nie pojawi się nawet w walce o pas. Jak już macie robić takie walki, to po prostu dajcie sobie spokój.

Authority Promo

Mick Foley miał za zadanie wyrzucić jedną osobę z RAW na koniec wieczoru. Gdy Stephanie McMahon kazała mu wyjawić imię pechowca, generalny menedżer wyczytał jej imię, zarzucając córce właściciela i jej mężowi sabotowanie czerwonej gali i traktowanie jej jako wylęgarnię dla własnej, prywatnej armii. W responsie zarówno Stephanie, jak i nagle obecnego Triple H’a ich pracownik po raz kolejny został przedstawiony jako słaby, żałosny kaleka, który na swoim stanowisku zwyczajnie się nie sprawdza. Gdy Mick w trakcie odpowiedzi na atak, wspominając o brakującym uchu i zębach, wyjął z ust protezę, aż mnie coś ukłuło w klatce piersiowej. Dawno nie odczuwałem w trakcie jakiejkolwiek gali wrestlingowej żalu. Gdy Cerebral Assassin wspomniał o dzieciach Foleya i o potencjalnym wstydzie, który im funduje, a on sam został odesłany za kulisy jak pies, myślałem, że po raz pierwszy od nieokreślonego czasu, odejdę od gali smutny, nie ze względu na gówniany booking a dojmującą fabułę. I wtedy pojawiła się inkarnacja Mr. Socko, a moje wewnętrzne dziecko skakało z radości. Atak na Triple H’a na krótką chwilę zabrał mnie do czasów, kiedy wrestling był dla mnie jeszcze zagadką. Ale jak zwykle we wszystko musiała się wepchnąć McMahonówno, serwując Mickowi cios w krocze. Klasyka. Wtem na ratunek menedżera przyszedł Seth Rollins. Z początku dokuśtykał, potem zaś odrzucił kulę i wparował na ring oznajmiając, że jest zdatny do walki. Po chwili ofensywy nadszedł jednak czas dominacji The Game’a, który skupił się na kolanie The Architecta zarówno za pomocą dźwigni, jak i używając kuli poszkodowanego. Warto również wspomnieć, że Hunter nadal wygląda jak przysłowiowe milion dolarów. Ten feud może okazać się niespodziewanym czarnym koniec Wrestlemanii.

Ocena: 6+/10

Jak widać ocena jest taka sama jak w zeszłym tygodniu. Czy to znaczy, że obie gale były takie same? Nie. Tutaj to co dobre, było jeszcze lepsze a to co złe, jeszcze gorsze. Powoli krystalizuje nam się podział na przyszłe, ciekawe segmenty WrestleManii i te,  w trakcie których będzie można bezstresowo skoczyć do toalety.

Więcej postów