Recenzja z Tygrysicem: SmackDown LIVE 29/08/2017

Ostatnie SmackDown było bardzo, ale to bardzo dobre, więc naturalnie oczekiwania wzrastają. Trzeba jednak pamiętać, że gale niebieskich i czerwonych to tygodniówki, a co za tym idzie, ciężko czasem o utrzymywanie stałej jakości. Jak było tym razem?
Main Event Promo
Na ringu pojawił się mistrz WWE wraz ze swoimi poplecznikami, aby odnieść się do sytuacji sprzed tygodnia. Zawstydzony Jinder przekonywał publiczność, że nie jest głupcem lecz prawdziwym maharadżą i należy mu się szacunek. Jego głos wydawał się jednak dziwnie płaczliwy i ciekawie dopełniał oglądaną przez widzów scenę. Następnie przepraszać go oraz cały kontynent azjatycki zaczęli bracia Singh. Doszło aż do próby pocałowania stóp Mahala, jednak lamenty przerwały skrzypce, towarzyszące Nakamurze. Shinsuke po chwili został zaatakowany przez całą trójkę, lecz potem z pomocą przyszedł mu Orton, po czym do czempiona dołączył Rusev. Klasyczna bijatyka całkiem nieźle rozkręciła show i przygotowała porządny fundament pod main event.
Chad Gable & Shelton Benjamin (w) vs. The Ascension [Tag Team match]
Powrót ringowy weterana WWE nie mógł obyć się bez sporych emocji tłumu. Na przestrzeni całej walki publiczność była żywa i wynosiła potyczkę na wyższy poziom. Gable i Benjamin wygrali zdecydowanie w niezbyt długim meczu, jednak chodziło w nim głównie o prezentację tag teamu. Dobrym posunięciem było pokazanie, że partnerzy nie zawsze się w pełni dogadują i potrzebują czasu aby pokazać nam, na co ich naprawdę stać. Na razie mają za sobą niezły start.
AJ Styles (w) vs. Tye Dillinger [Singles match]
AJ po raz kolejny rozpoczął United States Championship Open Challenge i ku uciesze tłumu jego kolejnym przeciwnikiem był Dillinger. The Perfect Ten wychodząc z ringu, został skonfrontowany przez Corbina, który chciał mu odebrać możliwość konkurowania z czempionem. Wynikła z tego bijatyka, którą teoretycznie wygrał Tye. Zaskoczony odniesionymi obrażeniami pretendent szybko wskoczył do ringu i zażądał rozpoczęcia meczu. Adrenalina zrobiła swoje i przez chwilę Dillinger dominował Stylesa, jednak równie szybko szala przechyliła się na stronę mistrza i po kilkudziesięciu sekundach oraz założeniu Calf Crushera Tye musiał odklepać. Baron próbował potem dostać się do ringu, jednak został szybko wyrzucony z niego przez AJ’a, co doprowadziło do dziecięcej irytacji Corbina. Grzebią go jeszcze głębiej. Ale ogląda się to nieźle.
Bobby Roode (w) vs. Mike Kanellis [Singles match]
Roode nie potrzebuje specjalnej introdukcji, dlatego jego midcardowe mecze służą głównie za powolne uzasadnienie dla jego przyszłej walki o tytuły mistrzowskie. Niemniej jednak jego potyczki ogląda się z nieukrywaną przyjemnością. Tym razem ofiarą Bobby’ego był Mike Kanellis, z którym SmackDown nadal nie wie co zrobić. Wygrana Rooda była szybka i zdecydowana – nie czuć było, żeby Mike miał jakiekolwiek szanse z byłym mistrzem NXT. Sensowne i poprawne posunięcie.
Aiden English (w) vs. Sami Zayn [Singles match] + wywiad z Zigglerem
Segment rozpoczął znany nam już występ Englisha, który przerwany został przez Owensa. Niepocieszony po ostatniej porażce zdecydował się on na ponowne narzekanie na decyzje sędziowskie w jego meczach. Uskarżał się on, niczym osiedlowy donosiciel, na wszelkie elementy, które poszły nie po jego myśli. Szybko do pionu ustawił go McMahon, tłumacząc mu wszystko co stało się w ostatnich tygodniach i żądając od niego opuszczenia ringu i zrobienia miejsca dla Samiego Zayna. Fakt, że to właśnie Underdog From The Undergroung wchodził na jego miejsce, jeszcze bardziej rozwścieczył KO, więc usiadł on przy stole komentatorskim, snując swój plan. W trakcie średniego acz przyzwoitego pojedynku Kevin raz po raz narzekał na sędziego, by nagle wkroczyć do ringu, zabrać oficjelowi jego koszulkę i założyć ją na siebie. Po protestach Samiego Kevin użył na nim Pop-Up Powerbomb i wybitnie prędko odliczył do trzech, gdy Aiden przypiął przeciwnika do maty. Wszystko to tworzy obraz coraz bardziej pogrążającego się w swoich niepowodzeniach Owensa, zapowiadając nam jakąś potężną linię fabularną, na którą z nadziejami czekam. Na razie z nieukrywaną przyjemność obserwuję co dzieje z naszym Prizefighterem.
Bardzo niezadowolonym ze swojej aktualnej pozycji w WWE jest też Ziggler, który niemalże powtórzył swoje promo z zeszłego tygodnia, dodając tylko, że jego przemiana potrzebuje więcej czasu i zobaczymy ją za tydzień. Brzmi to może jak rozczarowanie, jednak specyficzne aktorstwo Dolpha nadal przyciąga, więc z ciekawością słuchałem kolejnych przytyków wobec aktualnych gimmicków. Nie są to może zapowiedzi, które będziemy pamiętali za pięć lat, jednak na ten moment są jednymi z ciekawszych, które ostatnio słyszeliśmy.
Local competitor vs. Tamina Snuka (w) [Singles match]
Pierwszą walką Taminy pod kuratelą Lany był zwyczajny squash. Nie jest to zagranie fascynujące, jednak z pewnością jest ono sensowne. Snuka dominowała przez całą króciutką walkę, jednak to jej rosyjska pomocniczka była głównym motorem napędowym jej wygranej. Po wszystkim na ring weszły kamery, na które Tamina reagowała niczym przestraszone dzikie zwierzę. To ciekawe, że WWE prezentuje nam historię nie bestii, która potrzebuje przewodnictwa, a zwyczajnej zawodniczki, która chce taką bestią zostać. Segment bardzo w porządku.
Nie w porządku było to co dotyczyło kobiet za kulisami. Spotkania Carmelli z Natalyą i tej ostatniej z Naomi były wypełnione tym, czego najbardziej się chyba nie lubi. Sztucznym aktorstwem, które traktuje się poważnie, nieporywającymi hasłami i nieangażującymi kłótniami. W skrócie – Carmella jest zła na Ellswortha, że zdradził jej plan, do tego w przyszłym tygodniu walczy ona z właścicielką pasa, a za dwa tygodnie zobaczymy rewanż o mistrzostwo kobiet. Nic więcej wiedzieć nie trzeba. Tym bardziej nie warto oglądać tej części SmackDown.
The New Day vs. The Usos (w) [Tag Team match] + Fashion Files – Back 2 Basics
Plusem posiadania trzech osób w drużynie jest to, że nawet gdy jeden z zawodników jest kontuzjowany, walki tag teamowe nadal mogą się odbyć. Tak dzieje się teraz w przypadku New Day, bo noga Woodsa jest w stanie uniemożliwiającym walkę. Kolorowa drużyna stanęła naprzeciw aktualnym mistrzom, by zawalczyć o to, kto zdecyduje o formie walki rewanżowej. Obie drużyny jak zwykle bardzo się starały i zaoferowały niezwykle przyjemne widowisko, które do tego nie wydawało się powtórką żadnej z potyczek z poprzednich tygodni. Po chwilowym wyeliminowaniu Big E, bliźniacy skupili całą swoją uwagę na Kofim, dzięki czemu byli w stanie wygrać walkę. Rewanż nadchodzi wielkimi krokami i warto go wypatrywać.
Po dwóch tygodniach powróciło Fashion Files, tym razem w formacie Back 2 Basics. Wydaje się, że scenarzyści szykują nam jakiś nowy zwrot w historii tag teamu, dlatego też najnowszy odcinek przygód Fandango i Breeza był delikatnie nijaki. Nie pojawiły się w nim żadne sensowne elementy, które sprawiłyby, że będziemy wyczekiwali następnego odcinka, jednak głupawy humor nadal wybronił cały segment, chroniąc go przed nudą. Niemal każdy lubi się pośmiać z głupoty przyjaznej dwójki czy chodzi o dziwną interpretację nowych gadżetów, czy pokraczne wnioskowania wychodzące z analizy poszlak. Niemniej jednak w najbliższym czasie historia drużyny musi się rozwinąć, inaczej fani odwrócą się do zabawnej serii plecami.
Jinder Mahal & Rusev vs. Randy Orton & Shinsuke Nakamura (w) [Tag Team match]
No i po raz kolejny, gdy przychodzi do prawdziwego wyzwania, mistrz nie potrafi sobie poradzić, pomimo towarzystwa potężnego Ruseva. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby całą potyczkę źle się oglądało. Jinder odstawał od reszty, jednak w ogólnym rozrachunku main event oferował nam całkiem sporo, szczególnie że mogliśmy podejrzeć choć kapkę możliwości, które w ringu mieliby wspólnie Shinsukę z Bułgarem. Na taką walkę naprawdę czekam. Po kolejnych charakterystycznych ruchach wszystkich zawodników, ostatnim poszkodowanym i finalnie przegranym był właśnie Rusev, położony przez Nakamurę Kinshasą. Wspólna radość Japończyka i Ortona nie trwała jednak długo, gdyż prędko ujawniła się prawdziwa natura Żmii. RKO wyłączyło Shinsuke z gry, przypominając nam, że najlepszym sojusznikiem Randy’ego jest on sam. Konsekwencja. To lubię.
Ocena: 9/10
A jednak można choć na chwilę utrzymać świetną jakość. Drugi tydzień z rządu wystawiam SmackDown Live dziewiątkę i z miłą chęcią za tydzień zrobię to jeszcze raz. Miejmy nadzieję, że niebiescy nas nie zawiodą.