RAW wczoraj z pewnością nie zachwyciło, więc SmackDown dostało niemalże wolną drogę do wygranej w batalii tego tygodnia. Czy niebiescy jednak sami nie potknęli się trochę zbyt mocno w drodze po triumf?
AJ Styles (w) vs. Kevin Owens [Singles match o United States Championship]
No jest trochę problem z tym meczem, nie ukrywam. AJ i Kevin to wspaniali wrestlerzy, zdolni do prezentowania największej klasy widowisk, jednak zakończenie skutecznie zatarło wszelkie dobre wrażenie, tworzone na przestrzeni całej potyczki. Zamysłem walki po raz kolejny miało być uderzenie sędziego, jednak ten niespecjalnie garnął się do bycia znokautowanym, przez co miałem wrażenie, że mecz był zwyczajnie przez niego blokowany. Uderzenie, które w końcu otrzymał, było bardzo słabe i kompletnie nie uzasadniało późniejszego oślepnięcia na wyraźne podniesienie ramienia przez Kevina. Bardzo szkoda tego meczu, bardzo szkoda.
Na szczęście troszkę całą sytuację osłodził segment za kulisami, w którym Owens skonfrontował Bryana i McMahona, żądając rewanżu. Wściekły Kevin rzucał się do wszystkich, obrażając każdego i miotając wszelkim ekwipunkiem, jaki miał on pod ręką (włącznie z sędzią). Finalnie menedżer i komisarz zgodzili się na wielki pojedynek na SummerSlam o pas mistrzowski. The Prizefighter zażądał wtedy innego, odpornego i umiejętnego sędziego, na co Daniel zaproponował, że zadania tego podejmie się Shane. Sprytny manewr, chętnie zobaczę to na najbliższym PPV.
The Usos Promo + Fashion Peaks
W świecie tag teamów SmackDown działo się w tym tygodniu bardzo dobrze. The Usos po ostatnim ataku wyszli na scenę sami, rozpoczynając jednak swoje wyjście motywem bezpośrednie zerżniętym od The New Day. Wszystko było podobne do tego stopnia, że ludzi na starcie nie ogarnęli co się w ogóle dzieje. Po chwili dostaliśmy pewne i całkiem nieźle uzupełniające się promo obu panów, skupiające się ponownie na zagrożeniach, które czekają na tych, którzy staną im na drodze. Wszystko skończyło się zaś kradzieżą kolejnego z niezbędnych elementów aktualnych czempionów – „U-SO ROCKS”.
Złotem jednak po raz kolejny było segment z The Fashion Police, tym razem parodiujący serial „Twin Peaks”. Można go bezpośrednio znaleźć na youtubie, więc radzę sobie po prostu obejrzeć i zwrócić uwagę choćby na cudowne nawiązania do twórczości reżysera Davida Lyncha. A dla tych, co nie mają możliwości szybkiego wglądu w wideo wypiszę parę elementów z „Fashion Peaks”: monolog do dyktafonu na temat porwania Fandango zmieniający się w realizację, że to miała być rozmowa z partnerką i trzeba było zadzwonić , rzeczony tancerz w czerwieni, Konnor polewający kawałek drewna syropem klonowy, tajemniczo śmiejący się Viktor, Tyler komentujący zdjęcie serialu z anteny i obietnica odpowiedzi w kolejnym odcinku. No już, leć obejrzeć.
Aiden English (w) vs. Sami Zayn [Singles match]
Najgorsza rzecz jaką widziałem na SmackDown od dawna. Cieszę się, że Aiden coraz częściej pojawia się na antenie, jednak historie i gimmicki go otaczające to jakiś dramat. Jego walka z Zaynem nie była może i zła, ale beznadziejnie wyglądający, zwycięski rollup, czy może „kreatywne położenie się na przeciwniku” kompletnie wybiło ze wszelkiej wczuwki. Do tego po wszystkim na scenę wyszło małżeństwo Kanellis tylko po to, żeby powiedzieć, że kochają siebie i widzieć to, jak Sami przegrywa. Żałosny segment.
Chad Gable vs. Rusev (w) [Singles match]
Bardzo się cieszę, że Chad dostał tak potężnego przeciwnika, jak Rusev. Dzięki temu jego porażka nie czyni mu żadnej krzywdy. Po naprawdę zadowalającym meczu miało się wrażenie, że Bułgar musiał użyć niemal wszystkich swoich sił aby pokonać młodzika. Gable dostał bardzo dużo okazji do ofensywy i skrzętnie je wykorzystał, rosnąc w oczach kibiców. Po walce zaś Rusev przeszedł do swojego promo, w którym twierdził, że mimo, że przegrał mecz z Ceną, to nikt nie pokonał go bezpośrednio w walce w ringu i że nikt nie może się mu równać. Wtem pojawił się Orton, który zwyczajnie zaoferował swoje usługi jako przeciwnika na SummerSlam. Ach biedny Randy, co chwila dostaje zagranicznych heelów jako przeciwników. Tu wszedł błąd WWE, bo scenarzysta zadecydował, że w tym momencie Bułgar zacznie krzyczeć na Amerykanina w swym ojczystym języku, co zwyczajnie dało wrażenie powtórki poprzedniego feudu Vipera. Gdy tylko Rusev zaatakował Randyego, ten zmienił unik w RKO, zostawiając nam swego rodzaju obietnicę porządnej walki, na którą szczerze liczę. Tak jak na wygraną Bułgara. Bardzo poproszę.
Becky Lynch & Naomi vs. Carmella & Natalya [Tag Team match]
Tak jak nie mogę się do niczego bezpośredni w meczu przyczepić, bo wszystko było poprawne lub znośne, tak nie mogę też znaleźć żadnego powodu, dla którego miałbym chwalić tą walkę. Nic mnie w niej nie obchodziło i nic w niej nie wydawało mi się rzeczywiście atrakcyjne. Szkoda takiej nijakiej budowy czterech postaci. Może coś zmieni się wraz ze zmianą czempiona, bo na razie to ja na tych kilka kobiet widzę ledwo jeden feud.
John Cena vs. Shinsuke Nakamura (w) [Singles match]
Ależ to była walka. Ale dobra, po kolei. Zanim się zacznę rozpływać muszę tylko wetknąć małą szpilę Mahalowi, a raczej próbie tworzenia z niego kogoś, kto niesie ze sobą jakiś prestiż. Po pierwsze najpierw pytano go, czy ma dla niego znaczenie to, z kim będzie walczył. Oczywiście jako, że Jinder jest najwspanialszym czempionem w historii WWE, to dał do zrozumienia, że to bez znaczenia, bo jest Maharadżą i nie dotkną go ani ciosy ani ksenofobia, przy okazji samemu rozróżniając zawodników na Japończyka i Amerykanina. Do tego z jakiejś nieznanej mi przyczyny pokazywano, to jak ogląda w specjalnej loży main event SmackDownu. To się nie uda WWE. Nie sprawicie, żeby on rzeczywiście szanowany za swoją postać. Nie ma opcji.
No, a teraz do meczu. Wiadomym jest od zawsze, że Cena to pewny pracownik, jeśli chodzi o jakość walki. Nie ma opcji, żeby było z nim rzeczywiście źle. Można nie lubić jego gimmicku, jego wpływu na popkulturę i postrzeganie wrestlingu, ale jego umiejętności ringowe nie podlegają dyskusji. A gdy postawiło się przeciw niemu, jednego z absolutnie najlepszych wrestlerów na świecie, to wynik mógł być tylko jeden. To była jedna z najlepszych potyczek, jakie widzieliśmy na gali niebieskich od dawna. Świetna płynność, inteligentne wykorzystanie specyfiki ruchów, dokładny timing, a to wszystko oblane masą charyzmy obu zawodników. A najpiękniejsze jest w tym wszystkim to, że Nakamura wygrał czysto. Bez żadnych zbędnych pierdół, szemranych zagrań czy pomyłek. Shinsuke pokonał Johna w ringu bez żadnej pomocy, a potem Cena podniósł jego rękę. Dzięki temu jeszcze bardziej podniesiono jego prestiż, który zasługuje na ukoronowanie pasem. To jest to, czego potrzebowałem od WWE. No i może bardzo twardy w swoich uderzeniach Japończyk, nauczy teraz tego i owego Mahala, na temat bezpieczeństwa pracy i tego jak rzeczywiście zmasakrować przeciwnika, tak aby nie zaszkodzić jego zdrowiu. SummerSlam przybywaj.
Ocena: 5+/10
Niestety, pomimo paru cudownych elementów, takich jak main event czy „Fashion Peaks” nie jestem w stanie dać całej gali wyższej oceny. Za dużo rzeczy nie ma określonego kierunku, albo jest prowadzone na złe tory. Wszystko to jednak da się dość łatwo naprawić i z wielkimi nadziejami patrzę w przyszłość.