Czy Royal Rumble 2024 było aż tak złe? Nie. Żartowałem. Oczywiście, że było. Zapraszam na przelany na tekst strumień moich myśli dotyczący tego, co działo się na jednej z najważniejszych gal w kalendarzu WWE.

Cztery walki

Coś, co rzuciło się w oczy jeszcze przed galą – cztery pojedynki na całym evencie. Poważnie? To jest jedna z największych gal w roku, a dostajemy cztery mecze? Gdyby były one jeszcze chociaż jakkolwiek ciekawe, poza moim zdaniem świetnym Royal Rumble Matchu kobiet, ale nie. Właściwie każda walka była dość miałka i co gorsza – do bólu przewidywalna.

Czego się spodziewaliśmy?

Kilka godzin przed Royal Rumble, usiedliśmy z chłopakami z redakcji do streama dotyczącego właśnie tej gali. Podzieliliśmy się naszymi przewidywaniami, co do poszczególnych walk. Sprawdziło się… sporo. Przejdę do tego trochę później.

Women’s Royal Rumble Match

I tu jasno można stwierdzić, że to był najlepszy pojedynek na całej gali. Powrót Trinity a.k.a. Naomi, kilka ciekawych spotów, jak eliminacja Kairi czy Katana Chance lądująca na plecach Kayden, co uchroniło ją przed eliminacją, kilka smaczków z NXT, Jordynne Grace z TNA, Jade Cargill i oczywiście powrót Liv Morgan. Osobiście do końca liczyłem na AJ Lee, ale Liv również ucieszyła. No i Bayley zgarnia zwycięstwo – przewidywalne, ale chociaż logiczne. Świetnie, że Jade wyeliminowała Nię Jax – pozwoli to jej na pewno wkupić się w łaski tych fanów, którzy nie kojarzą jej z występów w AEW. Z gorszych rzeczy: R-Truth w kobiecym Royal Rumble, szczególnie „wyeliminowany” przez Nię Jax, to już przesada. No i Valhalla… dlaczego musiała wypaść po kilku sekundach?
Oto lista przewidywań moich, Michała i Filipa, dotycząca tego meczu:

Przewidywana zwyciężczyni: Bayley x2, Liv Morgan
-Trinity a.k.a. Naomi wraca
-Bayley wchodzi wcześnie i wygrywa
-Liv wraca
-Jade eliminuje Jax
-Dalszy ciąg problemów wewnętrznych DamageCTRL

Jak widzicie, nie posiadając żadnych insiderskich informacji dotyczących meczu, byliśmy w stanie przewidzieć kluczowe momenty jego przebiegu. Boli mnie to, naprawdę. A dalej wcale nie było lepiej.

 

Fatal 4-Way o Undisputed WWE Universal Championship:
Roman Reigns (c) vs Randy Orton vs LA Knight vs AJ Styles

Mecz solidny, chociaż – jak na taki skład – bez szału. Znowu: kilka fajnych momentów, m.in. Spear Reignsa skontrowany w RKO, Cutter Ortona z trzeciej liny, czy Styles przypinający wszystkich rywali na raz (choć nie miało to wielkiego sensu). I również stało się to, co przewidywaliśmy: Roman Reigns wygrał po interwencji Bloodline, nie przypinając Ortona (prawdopodobnie będziemy mieli rewanż pomiędzy tą dwójką, z tym że już po WrestleManii). The Tribal Chief przedłuża więc swój reign z pomocą Solo i jest już prawie pewne, że to on wejdzie w okres WrestleManii jako mistrz. Miałem wrażenie, że AJ Styles został w tym meczu potraktowany jak underdog – wyglądał najsłabiej z całej czwórki, prawie nie miał swoich momentów i wyszedł po prostu na zawodnika, który nie za bardzo miał miejsce w tym meczu, jakby pojawił się tam tylko po to, żeby Roman go przypiął.

WWE United States Championship Match
Logan Paul (c) vs Kevin Owens

Walka naprawdę niezła, jak się zresztą spodziewaliśmy. Logan Paul coraz lepiej radzi sobie w ringu, a Owens – jak to Owens – trzyma najwyższy poziom. No i tutaj trzeba przyznać, że wygrana przez DQ była trudna do przewidzenia, ale czy to dobrze? Nie. Doprowadziło to ostatecznie do tego, że jedyne dwie walki o pas na – przypomnijmy – gali z tzw. „Wielkiej Czwórki” Premium Live Eventów WWE, zakończyły się zupełnie bezbarwnie – 4-Way nieczystą wygraną z pomocą z zewnątrz, a Singles Match przez dyskwalifikację. Zupełnie oczywiste było, że gdzieś w tym meczu pojawi się kastet, którego Paul użył już na Crown Jewel do pokonania Reya Mysterio, tak jak oczywista była interwencja Wallera i Theory’ego, z którymi Owens ma na pieńku przez ostatnie kilka tygodni. Ostatecznie Logan Paul swoją pierwszą obronę pasa, który ma już od prawie trzech miesięcy, kończy przez DQ, co moim zdaniem stawia go w gronie najgorszych Mistrzów Stanów Zjednoczonych w ostatnich latach.

Men’s Royal Rumble Match

Mecz… no właśnie: ani się nie zawiodłem, ani oglądanie nie sprawiło mi szczególnej przyjemności. Najlepsze słowo to chyba „przeciętność”. Powrót Andrade – to było raczej pewne, niemniej jednak fantastyczny moment. Na plus również spot z jabłkiem Carlito (choć to mała rzecz) i jego showdown z Santosem – zapowiada się niezła walka pomiędzy tą dwójką. Z takich „drobiazgów”, świetne wejście Kaisera, który był wyraźnie zdegustowany brawlem pomiędzy The Pride i The Final Testament. Jak już jesteśmy przy tych dwóch stajniach: Karrion Kross w RRM został według mnie potraktowany jak przysłowiowy frajer. Bobby wyeliminował go dosłownie chwilę po wejściu do ringu, bez żadnego oporu. Podobna sytuacja z Austinem Theorym, ale on od dłuższego czasu jest bookowany jak żart, więc tu akurat bez zaskoczenia. Męczy już trochę „pajacowatość” postaci Jimmy’ego Uso – dzisiaj kilka razy próbował połączyć z kimś siły i za każdym razem był opluwany, w tym raz przez Gunthera. Uwielbiam ten uśmiech.

źródło: WWE Royal Rumble

Kolejna drobnostka, to Kofi, który podtrzymał tradycję i jak co roku w jakiś akrobatyczny sposób utrzymał się w ringu, broniąc się przed eliminacją. Dziś było to jednak wyjątkowo mało widowiskowe, no ale cóż, może po prostu kończą się już sposoby.
Niezłym smaczkiem było też pojawienie się Brona Breakkera – ten facet musi pojawić się za chwilę w głównym rosterze, tak jak zresztą Ilja Dragunov. Dostaliśmy namiastkę pojedynku Brona z Guntherem, co moim zdaniem powinno być w przyszłości walką o główny tytuł. Doszło też do długo wyczekiwanego powrotu CM Punka – jego pierwszy telewizowany mecz w WWE od dziesięciu lat! Nie zawalczył wybitnie, ale oczywiście fani byli zachwyceni.
No i numer 30. Sami Zayn. Uwielbiam gościa ale… naprawdę? Sami Zayn?
Ostatnia czwórka podzieliła się na dwa pojedynki: Punk vs McIntyre i Cody vs Gunther. Myślę, że oba te pojedynki zobaczymy po WrestleManii, z czego drugi z nich będzie o główny tytuł. 'The Ring General’ został zupełnie nieźle zbudowany, czego nie można powiedzieć o The Judgement Day i to zasługuje na oddzielny akapit.
No bo jaki sens ma ta stajnia? Przez większość meczu są jedyną drużyną w całym Royal Rumble Matchu, a często nie są sobie w stanie poradzić z jednym przeciwnikiem. Tak samo było na War Games: dlaczego pięciu wrestlerów, zgranych ze sobą (poza Drew) tworzący jakiś zespół, nie jest w stanie wygrać z pięcioma przypadkowymi ludźmi, którzy wcześniej w ogóle ze sobą nie walczyli? Rozumiem, Orton musiał mieć dobry powrót, ale czy on musiał powracać akurat wtedy? No i dlaczego Dominik – gość, który ledwo potrafił obronić midcardowy tytuł NXT bez pomocy JD musiał być tym, który w RR wytrwał najdłużej, a nie Priest czy Balor? To prowadzi do zupełnego podważenia wiarygodności stajni jako unit, drużyna. Sprawia, że wyglądają po prostu jak banda frajerów, którzy zjednoczyli się, bo sami nie potrafią za wiele zrobić, a to nie jest rola, w jakiej powinni być tacy zawodnicy jak Priest, Balor czy Dom. Końcówka (final two) była w porządku – naprawdę przyjemnym smaczkiem było Pedigree od Punka. No i w końcu, tak, Cody wygrywa.

Kilka ogólnych konkluzji

Gala była do bólu przewidywalna i ukazała nam skład Main Eventu WrestleManii, co powinno być wielkim wydarzeniem, ale… czy nim jest? Oczywiście, Cody Rhodes jest kreowany na potwora – jeden z bardzo niewielu wrestlerów, którzy wygrali Royal Rumble dwa razy z rzędu, nie przegrał Singles Matchu od długiego czasu – ale po pierwsze: Roman Reigns wcale nie wchodzi w okres WM jako wiarygodny mistrz, raczej jak ktoś, komu kończy się już paliwo i przy każdej obronie pasa potrzebuje pomocy. Po drugie takim przypadku, jedynym logicznym wyjściem będzie danie pasa Cody’emu Rhodesowi i okej, główny babyface federacji powinien dostać główne mistrzostwo, ale czy nie jest na to aby trochę za późno? Czy nie lepiej było zrobić to chociażby rok temu, kiedy naprawdę nie wiedzieliśmy, kto wygra? Są dwie alternatywy dla tego rozwiązania i obie są idiotyczne.
Pierwsza z nich: Roman Reigns wygrywa z pomocą Bloodline. Nie. Wystarczy już, że skład dwóch WrestleManii pod rząd jest taki sam, zakończenie MUSI się różnić od ostatniego.
Druga z nich: Roman Reigns wygrywa czysto. To też byłoby nielogiczne, ponieważ ostatecznie pogrążyłoby Cody’ego – głównego babyface’a federacji, idola młodych fanów – i bez wątpliwości możnaby było powiedzieć, że Rhodes NIE JEST najlepszym wrestlerem w WWE (oczywiście z kayfabe’owego punktu widzenia).
Trochę nie rozumiem jednej rzeczy: czy Cody naprawdę musiał wygrywać Royal Rumble drugi raz z rzędu? 'The American Nightmare’ jest tak bardzo „over” po tym, jak przez rok w pojedynkach 1v1 przegrał tylko z Reignsem i Lesnarem, że z automatu powinien mieć prawo do walki o najwyższe cele. Poza tym: rewanż po prostu mu się należy, jako że meczu na WrestleManii 39. nie przegrał czysto. Mógłby więc bez problemu zawalczyć z Romanem o pas i NIE POTRZEBOWAŁ do tego zwycięstwa w Royal Rumble! To bardziej przydałoby się np. Guntherowi, który w ten sposób udowodniłby, że jego zasięg nie kończy się na midcardowym tytule i chce sięgać wyżej. Może nawet CM Punk bardziej skorzystałby na tej wygranej. W każdym razie: nie kupuję Cody’ego jako zwycięzcy drugi raz z rzędu.

Nadal trochę ciężko mi się pogodzić z tym, jaka była ta gala. Royal Rumble zawsze jest ogromnym wydarzeniem, ma swój niepowtarzalny klimat i mając w pamięci wiele niesamowitych momentów, jakie dostaliśmy podczas poprzednich edycji, ta wydaje się… po prostu cienka. Ma też ona bezpośredni wpływ na Main Event WrestleManii, który jest odgrzewanym kotletem z tamtego roku i którego wynik tak czy siak chyba już znamy, a więc… jeśli nie Main Event, to co ma nas jarać w kontekście tej gali?

Jakie są wasze opinie na temat Royal Rumble 2024? Jakie macie nadzieje na WrestleManię?