Recenzja z Tygrysicem: SmackDown LIVE 21/02/17

Pewne rzeczy muszą przychodzić po sobie. Skoro po RAW przyszło SmackDown, to i po recenzji pierwszego, przeczytać musicie również recenzję drugiego.

Naomi oddaje tytuł.

Zawsze przykry to moment, gdy czempion musi oddać swój pas ze względu na kontuzję. Fakt iż miał to być wielki i owocny powrót Naomi sprawia, że sytuacja wydaje się jeszcze bardziej smutna. Ciężko w takich przypadkach w jakiś sposób taki segment oceniać. Coś jednak rzuca się w oczy… a raczej w uszy. Emocje w ringu były jak najbardziej prawdziwe, lecz słowa nie. Wyraźnie słychać, że nawet podziękowania składane fanom przez teraz-już-byłą mistrzynię były wcześniej spisane i wykute przez nią na pamięć. Praktyka ta znacznie osłabia wczucie się widza i jest zwyczajnie niepotrzebna.

American Alpha (w) vs. Breezango [Tag team match]

Breezango w meczu, w którym nie zostali zwyczajnie poniżeni? Przeciwko aktualnym mistrzom? Nieeeeeee, nie może być. A jednak. Fandango i Tyler Breeze zaatakowali Jordana i Gable’a ułamek sekundy przez rozbrzmieniem dźwięku obwieszczającego początek walki, zyskując chwilową przewagę nad American Alpha. No oczywiście, że chwilową, bo przecież nikt nawet nie podejrzewa, że The Fashion Police mogłaby cokolwiek wygrać. Tym razem jednak panowie nie wyglądali na błaznów a na tag team po prostu od mistrzów o klasę gorszy. No cóż, nie powiem żebym był ukontentowany, ale uznaję to za krok w lepszym kierunku.

Nie można też oczywiście zapomnieć o mistrzowskim promo, które zaserwowali nam po walce bracia Usos. Muszę przyznać, że z mikrofonami bliźniaki radzą sobie świetnie, w pełni uzmysławiając nie tylko swoim wrogom, ale i publiczności, że są bardzo niebezpieczną siłą, której nie można zignorować. Tak trzymać.

Nikki Bella vs. Natalya (w) [Falls count anywhere match]

Bałem się, że kolejna konfrontacja Nikki Belli i Natalyi będzie zwyczajnym nudnym zapychaczem z miałkim i w pełni oczywistym zakończeniem. Na poły obawy się potwierdziły. Rzeczywiście, zakończenie było dosyć proste do przewidzenia, szczególnie dla kogoś, kto ostatnimi czasy śledził spekulacje dotyczące meczy, które pojawią się na Wrestlemanii [SPOILER! SPOILER! Na gali tej zobaczyć mamy potyczkę Nikki Belli i Johna Ceny przeciwko Maryse i Mizowi, która zakończy karierę jednej z bliźniaczek. SPOILER! SPOILER!]. Maryse po ponownym uszkodzeniu jej samej – w wyniku potyczek Nikki i Natalyi – postanowiła brutalnie zaatakować Bellę metalowa rurą i pozostawić ją na pastwę Kanadyjki. Atak zakończył Miz, odciągając żonę od całego zdarzenia. O wszystkim tym mogliśmy usłyszeć już wcześniej. Nie przeszkadzało to jednak ani trochę w odbiorze walki. Dlaczego? Ano dlatego, że Panie zafundowały nam świetny spektakl, pełen umiejętności, fizyczności i czystej agresji  (to rozbicie lustra głową…mniam). O taką dywizję kobiet nic nie robiłem.

Alexa Bliss (w) vs. Becky Lynch [Singles match o SmackDown Women’s Championship]

No tak, sprawa jest prosta. Mistrz zrzekł się stanowiska, ktoś musi go zastąpić. Wybór pretendentów był dość oczywisty i nie ma co na niego narzekać. Walka przebiegła dość klasycznie, a że zarówno Becky, jak i Alexa są bardzo utalentowane, to mecz oglądało się z przyjemnością. I tylko to nieprzepisowe uderzenie w gardło wydawało mi się czymś niewystarczającym, żeby kończyć walkę. Ale ja rozumiem, Wrestlemania za – nomen omen – pasem, więc i pas musiał szybko znaleźć nowego właściciela. Umarł król, niech żyje król. Alexa Bliss nowym SmackDown Women’s Champion.

AJ Styles vs. Apollo Crews vs. Baron Corbin vs. Dean Ambrose vs. Dolph Ziggler vs. John Cena vs. Kalisto vs. Luke Harper vs. Mojo Rawley vs. The Miz (d) [10-Man Battle Royal o zostanie No.1 Conteder do WWE Championship] 

Co jak co, ale main event na SmackDown nigdy nie zawodzi. Spoglądając na listę nazwisk słusznie można dojść do wniosku, że czeka nas świetna walka. Cała dziesiątka nie zawiodła fundując nam porywające, emocjonujące i widowiskowe show. Każdy jeden element miał na celu albo jakąś historię rozpocząć, albo rozwinąć: atak na Kalisto krzesłem przez Dolpha Zigglera sfrustrowanego eliminacją przez Apollo Crewsa; End of Days Barona Corbina na matach poza ringiem po tym jak Dean Ambrose po raz kolejny pozbawił go zwycięstwa; wyrzucenie Miza z ringu przez Johna Cenę a potem nieuczciwa odpłata A-Listera – długo by wymieniać. Wystąpił tylko jeden problem techniczny. Walka zakończyć się remisem pomiędzy AJ Stylesem i Lukiem Harperem, mimo że wyraźnie widać, że jako pierwszy poza ringiem znalazł się ten pierwszy. No cóż – nie można mieć wszystkiego. Najważniejszym jest, że po raz kolejny uraczono nas tym co w wrestlingu najlepsze – widowiskową walką i interesującymi wątkami.

OCENA: 8/10

To póki co najlepiej oceniona przez mnie gala. Delikatne mankamenty zawsze się mogą zdarzyć, ale najważniejsze jest to, że przez cały trwania rzeczywiście obchodziło mnie to co dzieje się w ringu i poza nim. I o to właśnie chyba w tym wszystkim wchodzi.